Turcja w XX wieku
Włodzimierz Rędzioch
Olbrzymie imperium osmańskie w XIX wieku zaczęło tracić ziemie, a jego definitywny rozpad nastąpił po I wojnie światowej. W 1908 r. do władzy doszli tzw. młodzi Turcy, którzy byli za wprowadzeniem systemu konstytucyjnego, a w czasie wojny stali się sojusznikami Niemiec. W 1920 r. po klęsce wojennej, na mocy traktatu z Sèvres, imperium osmańskie przestało istnieć. Tego samego roku Zgromadzenie Narodowe proklamowało w Ankarze powstanie rządu narodowego, z Kemalem Atatürkiem na czele. W 1922 r. zniesiono sułtanat, a w następnym roku parlament ogłosił Turcję republiką; jej pierwszym prezydentem został wspomniany powyżej charyzmatyczny przywódca narodowy Kemal Atatürk. Ideologia młodoturków odwoływała się z jednej strony do idei liberalnych, a z drugiej - nacjonalistycznych. Nowa tożsamość turecka zasadzała się na dwóch filarach: etnicznym (Turcy) i religijnym (islam). Jednym słowem, w XX wieku współczesna Turcja zrezygnowała z tolerancyjnego systemu "millet" imperium osmańskiego, zastępując go nacjonalizmem, który odrzuca to wszystko, co nietureckie i niemuzułmańskie. Chociaż trzeba wyjaśnić, że rola religii muzułmańskiej jest szczególna: Atatürk stworzył państwo świeckie, usuwając religię ze sfery życia publicznego i poddając ją kontroli państwowej. Władze powołały do życia Ministerstwo Spraw Religijnych, które zarządza dzisiaj 75 tys. meczetów z ich personelem. Dlatego najwyższy autorytet religijny w Turcji to urzędnik państwowy. Gwarantem świeckości państwa stała się armia, która często ingeruje w życie polityczne kraju.
Islam, usunięty z życia politycznego, kwitnie przede wszystkim w konfraterniach "sufi" (sufizm to mistyczno-ascetyczny ruch w islamie). W ostatnich latach powstawały coraz to nowe ruchy: od najbardziej radykalnych i antyzachodnich aż po umiarkowane. Równocześnie władze państwowe stały się bardziej tolerancyjne w stosunku do religii muzułmańskiej. Dzięki temu otwarciu w 1980 r. premierem Turcji został Turgut Özal - człowiek związany z sufizmem. Przedwczesna śmierć Özala i problemy społeczno-gospodarcze sprawiły, że do władzy doszła radykalna partia islamska "Refah" (Dobrobyt) na czele z Necmettinem Erbakanem. Polityka nowego rządu kontrastowała z zasadami laickości państwa tureckiego i była otwarcie antyamerykańska. Ponadto Erbakan udzielał poparcia fundamentalistycznym ruchom islamskim, takim jak Bractwo Muzułmańskie. To wszystko spowodowało interwencję armii - gwaranta świeckości Turcji, która zmusiła rząd do całkowitej zmiany polityki i do uchwalania antyreligijnych ustaw. Zdelegalizowano nawet partię premiera i aresztowano aktywistów islamskich. Niestety, te drastyczne działania armii zamiast osłabić front islamski, jeszcze bardziej go wzmocniły. Wokół Recepa Tayyipa Erdogana, młodego i dynamicznego burmistrza Stambułu, powstała nowa partia islamska AKP (Partia Sprawiedliwość i Postęp). Jej program był bardziej umiarkowany od partii "Refah": prawo islamskie - szariat - nie było wskazywane jako prawo państwa, lecz "źródło inspiracji" prawodawstwa państwowego; w polityce zagranicznej partia popierała sojusz z USA, opowiadała się za wejściem Turcji do Unii Europejskiej i deklarowała potrzebę walki z terroryzmem. Pomimo deklarowanego umiarkowania partia AKP i jej przywódca byli pod szczególnym nadzorem armii. Nie przeszkodziło to jej jednak wygrać wyborów w 2002 r., co pozwoliło, by doszła do władzy, a jej przywódca objął stanowisko premiera.
Obecna sytuacja polityczna i społeczna w Turcji śledzona jest ze szczególnym zainteresowaniem zarówno na Zachodzie, szczególnie w Europie (już od 1987 r. Turcja stara się o wejście do Unii Europejskiej), jak i w krajach islamskich. Turecki eksperyment z umiarkowanym rządem islamskim, który deklaruje się jako demokratyczny i prozachodni, może stać się przykładem dla innych państw muzułmańskich i być dowodem, że islam jest do pogodzenia z demokracją, dlatego frakcje fundamentalistyczne w świecie islamskim sabotują go wszelkimi sposobami. Niestety, problemy związane ze spełnieniem wszystkich warunków wymaganych, by wstąpić do UE, są dowodem, że demokratyzacja Turcji jest procesem trudnym i skomplikowanym, a jego końcowego rezultatu dziś nie da się jeszcze przewidzieć.
"Niedziela" 49/2006