Jednym z ważnych punktów debaty podczas kampanii przed wyborami prezydenckimi w USA jest stosunek kandydatów do spraw religii. Bomba wybuchła niedawno, gdy abp Raymond Leo Burke, metropolita St. Luis, powiedział, że nie udzieliłby Komunii św. Rudolphowi Giulianiemu, kandydatowi Partii Republikańskiej, ponieważ jest on zwolennikiem aborcji. - Arcybiskup tak jak wszyscy ma prawo do swojej opinii - odpowiedział na to kandydat do Białego Domu. - Nasz kraj cieszy się wolnością religijną.
Abp Burke równie twarde stanowisko zajął już podczas poprzedniej kampanii, w której z George’em Bushem rywalizował katolik John Kerry z Partii Demokratycznej, też oficjalnie opowiadający się za prawem do aborcji. I wtedy słowa duchownego wywołały podobną do dzisiejszej polityczną burzę.
W obecnej rywalizacji Giuliani jest jedynym poważnym kandydatem do prezydentury o katolickich korzeniach. Mówił, że w młodości myślał nawet o wstąpieniu do seminarium duchownego. Dziś żyje już w trzecim związku małżeńskim. Często musi się z tego tłumaczyć. Przekonania religijne kandydata są ważne dla znacznej części wyborców, stąd te kwestie, inaczej niż w Europie, są często obecne w debacie.
(pr)
Pomóż w rozwoju naszego portalu