Wyruszam w drogę. Idę w Jego Imię. Nie wiem, w jakim momencie ukaże mi się Jezus. Czy wtedy, gdy będę wchodził do ostatniego domu przy drodze? Czy może jako matka podnosząca do piersi nowo narodzone niemowlę?
Na swojej drodze także możesz spotkać Zmartwychwstałego. Uczniowie wędrujący do Emaus potrzebowali trochę czasu, aby Go rozpoznać. Głoszone słowo nie wystarczyło. Nie przebiło skorupy smutnych serc. A jednak finał drogi był piękny. Poznali Go po łamaniu chleba. Pokarm na drogę własnymi rękoma przygotował i podał im Jezus.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Stół z białym obrusem, dwiema zapalonymi świeczkami, wodą święconą z kropidłem i krzyżem stał na środku pokoju. Przede mną wersalka, na niej posadowione misie. Cała kolekcja. Może dwanaście. Misie z różnych epok: miś tradycyjny – uszatek, miś Myszka Miki Maus, miś z rogami renifera. Przekrój epok. Myślę, że tradycyjnymi bawiła się jeszcze mama, myszką starsze rodzeństwo, a misiem z reniferem najmłodsze. Trzy pokolenia, może cztery?
Reklama
– Po dwudziestu latach zakwitł ponownie – usłyszałem wyznanie 92-letniej kobiety. – Mąż kupił mi skrzydłokwiat 23 lata temu. Wracaliśmy do domu. On jeszcze cofnął się do kwiaciarni, aby go kupić i sprezentować. Odradzałam mu, ale był uparty. Okazało się, że to był ostatni kwiat, który od niego otrzymałam. Kilka dni później umarł. Przez pierwsze trzy lata regularnie zakwitał. Potem już nie. Mieszkałam w kilku miejscach: u syna, potem u córki. Zawsze go ze sobą zabierałam. Osobisty skarb. Zakwitł ponownie. Po tylu latach.
Pamięć po mężu ciągle żyje jak ofiarowany kwiat. Nie tylko pamięć. On żyje. Kwiat potrafi zamknąć życiorys. Ale życie się nie kończy. Przechodzi w inne. Ofiarowany kwiat jest znakiem. Jak ważne są znaki miłości. W szarości i niekiedy brzydocie codziennego życia pomaga przebić się pięknu i przenieść miłość przez śmierć. – Budowaliśmy górę domu – opowiada inna kobieta. Mąż pracował. Ja jeździłam do NRD i na Węgry. Wówczas można było jechać na dowód. W tamtą stronę – na Węgry, woziło się ubrania robocze – drelichy. Sprzedawało. Kupowało się swetry i tu nimi handlowało. Wówczas wszystkiego brakowało. A jeżeli było, to szare.
– Jadąc do NRD, wymieniłam całe oszczędności, które były przeznaczone na budowę. Powoli się ciułało i budowało. Kupiłam 300 marek. Tam zakupiłam gumy Mamby i zgrzewki coca-coli w małych puszkach. U nas nie były jeszcze dostępne. Załadowałam na mały wózek. Z bazaru do autobusu było kilka kilometrów. Po drodze urwało mi się kółko. Ciągnęłam i płakałam. Myślałam, że zamiast zarobić, wszystko stracę. Na szczęście inni mi pomogli. Zrobili tymczasowe kółko. Dociągnęłam. W Polsce sprzedałam. Jeździłam wiele razy.
Reklama
– Syn jest prezentem. Urodził się w dzień moich urodzin – powiada dumny, młody ojciec. Jestem dwudziesty ósmy raz na kolędzie w tym domu. W czasie pierwszej kolędy, tyle lat temu, to on leżał w łóżeczku i spał dopiero co przywieziony ze szpitala. Dziś czas zatacza koło. Na rękach matki jest piastowany jego syn. Oto wkracza w życie kolejne pokolenie. Rozmawiamy o sakramencie chrztu. Przed nami i za nami śpieszący się czas i wieczność. W sakramentach Kościoła Bóg zawarł wielkie obietnice.
Opowiada katechetka: Klasa IV. Dziecko z ADHD i z innymi orzeczeniami. Było pobudzone. Po chwili słuchania wstało i podeszło do tablicy. Katechetka, prowadząc lekcję, równocześnie kątem oka obserwowała i kontrolowała je. To był pobożny chłopczyk, ale miewał trudniejsze dni. Chłopiec coś rysował, pisał. W pewnym momencie potrzebowała tablicy i chciała zmazać dziecięce gryzmoły. W ostatniej chwili odczytała zapisane zdanie: „Pan Jezus już się zbliża”. Zatrzymała się. Pomyślała: „Przecież Bóg czasami mówi przez dziecko”. Zanim zaczęła ścierać, zapytała o to, co napisał i narysował. – Narysowałem serce. – Tam w sercu zapisałeś jakieś imiona – zauważyła. – Tak, to moi najlepsi koledzy. Chcę, aby oni dostali się do nieba. – Ja też chcę tam się dostać – powiedziała spontanicznie katechetka. – Pani też tam pójdzie – odparł pewnie chłopiec. Bóg mówi przez dziecko. Także przez trudne dziecko.
Może również i do ciebie coś chce powiedzieć? Gdybym cię zapytał: Co jest twoim pierwszym, najważniejszym pragnieniem dla twoich bliskich? Czy odpowiesz: „Chcę, aby dostali się do nieba. O to się modlę, ofiaruję sakramenty, o tym rozmawiam z nimi”?
Bóg wytyczył już dla nas drogę. Przygotował pożywny pokarm: Słowo żywe i skuteczne i wszystkie sakramenty. Nie musimy błąkać się po bezdrożach.