Jaką Turcję odwiedza papież Franciszek
Z prof. Massimo Introvigne rozmawia Włodzimierz Rędzioch
W dniach od 28 do 30 listopada 2014 r. odbywa się historyczna wizyta papieża Franciszka w Turcji. Głównym celem tej podróży jest udział Ojca Świętego w uroczystościach św. Andrzeja - patrona Kościoła Konstantynopola. Zgodnie z tradycją, watykańska delegacja bierze udział w obchodach organizowanych przez patriarchat Konstantynopola 30 listopada, tak jak przedstawiciele patriarchatu są obecni w Rzymie na uroczystościach Świętych Piotra i Pawła. Tym razem w uroczystościach św. Andrzeja Apostoła uczestniczy sam Papież. Ale w programie podróży mamy też wiele innych, znaczących punktów: zwiedzanie Mauzoleum Atatürka - założyciela współczesnej Turcji, wizyty w Meczecie Sułtana Ahmeda (tzw. Błękitnym Meczecie) i w Hagia Sophia - kiedyś najważniejszej świątyni Kościoła bizantyjskiego, przekształconej w meczet w 1453 r., a od 1935 r. muzeum, oficjalne spotkania z prezydentem i władzami tureckimi oraz wspólną deklarację z patriarchą Bartłomiejem I.
Do jakiej Turcji przyjeżdża papież Franciszek? Jak zmienił się ten kraj w ostatniej dekadzie, gdy na scenie politycznej dominowała partia islamska AKP (Partia Sprawiedliwości i Rozwoju) obecnego prezydenta Recepa Erdoğana? Aby odpowiedzieć na te pytania, poprosiłem o rozmowę prof. Massimo Introvigne, włoskiego socjologa, filozofa i pisarza, założyciela i dyrektora Centrum Studiów nad Nowymi Religiami (CESNUR), autora książki „Turcja i Europa”.
(W. R.)
WŁODZIMIERZ RĘDZIOCH: - W tym roku, 10 sierpnia, w pierwszych bezpośrednich wyborach prezydenckich w historii Turcji już w pierwszej turze wygrał urzędujący wówczas premier Recep Tayyip Erdoğan (51,8 proc. głosów), który wyprzedził kandydata opozycji laickiej Ekmeleddina İhsanoğlu (38,5 proc.) i kandydata Kurdów (9,6 proc.). Jak interpretować to zdecydowane zwycięstwo islamskiego polityka?
PROF. MASSIMO INTROVIGNE: - Należy podkreślić, że już w 2002 r. AKP odniosła historyczne zwycięstwo wyborcze i od tego momentu wygrywała wszystkie wybory. Ponieważ prasa zachodnia nie lubi tej partii, za każdym razem przewiduje odzyskanie terenu przez ugrupowania laickie, które mają dobre kontakty z europejskimi dziennikarzami. Problem w tym, że nie są one w stanie wygrać wyborów. W ciągu ponad osiemdziesięciu lat sekularyzmu Kemala Atatürka i jego zwolenników z pewnością powstała klasa intelektualistów, wojskowych i sędziów (przedsiębiorcy są podzieleni politycznie), która uważa się za świecką i nie chce, by islam odgrywał ważną rolę w życiu politycznym. Ale ta klasa jest w mniejszości. Przez dziesięciolecia pozostawała przy władzy dzięki przewrotom wojskowym, oszustwom wyborczym i działaniom sędziów, którzy delegalizowali partie islamskie. Paradoksalnie zbliżenie do Unii Europejskiej, które od zawsze było celem ugrupowań świeckich, spowodowało, że wybory zaczęły odbywać się w sposób uczciwy i bez ingerencji sędziów i wojskowych, a to sprawiło, że polityczny islam zaczął wygrywać - i tak jest do dziś. Dlatego musimy stwierdzić, że większość tureckiego społeczeństwa nie przekonała się do sekularyzmu Atatürka i domaga się większej roli religii w życiu politycznym i społecznym.
- Erdoğan wygrał mimo oskarżeń o korupcję jego współpracowników i rodziny oraz niedemokratycznych ataków na wymiar sprawiedliwości. Jak to interpretować?
- W najnowszej historii Turcji wymiar sprawiedliwości nie sprzyjał procesowi demokratyzacji - tylko dlatego, że obawiał się zwycięstwa partii islamskich, wspieranych przez większość Turków - ale służył utrwalaniu władzy „oświeconej” mniejszości, zainspirowanej przez Atatürka. Nawiasem mówiąc, wielu sędziów ma związki z masonerią, która w przeszłości była siłą napędową systemu laickiego. Co do zarzutów o korupcję - Turcy z wieloletniego doświadczenia wiedzą, jak bardzo partie laickie były skorumpowane. Dlatego, pomimo oskarżeń, głosują na polityków islamskich.
- Erdoğan przyznaje, że nie reprezentuje żadnej ideologii, ale turecki islam sunnicki, i otwarcie mówi, że chce, aby następne pokolenia Turków były pobożnymi muzułmanami. Czy z prezydentem Erdoğanem u władzy nie ma ryzyka dalszej islamizacji Turcji kosztem demokracji i laickości?
- Turecki islam polityczny jest bardzo złożoną rzeczywistością. Erdoğan wygrał w 2002 r., ponieważ zdystansował się od Bractwa Muzułmańskiego, reprezentowanego przez jego politycznego mentora Necmettina Erbakana, i spowodował rozłam w ruchu islamistycznym. Z ekstremistami Erbakana zerwało pokolenie młodych, dynamicznych burmistrzów na czele z Erdoğanem i Abdullahem Gülem. Turcy zaufali tej formacji, reprezentującej „umiarkowany” islam polityczny.
Pozostaje faktem, że większość Turków chce państwa o wyraźnej i jasnej tożsamości islamskiej, chociaż bez ekscesów Arabii Saudyjskiej i innych krajów islamskich. Wewnątrz AKP istnieją sprzeczne stanowiska co do tego, jak pogodzić tożsamość islamską z modernizacją gospodarczą i demokracją. Partyjni przeciwnicy Erdoğana nie podważają bynajmiej zasady tożsamości islamskiej państwa, ale rozumieją ją inaczej, ponieważ islam turecki jest wieloraki: np. wielu przeciwników Erdoğana wywodzi się z wielkiego ruchu islamskiego Fethullaha Gülena, który ma inną wrażliwość niż obecny prezydent.
- Pierwszym gestem Erdoğana jako prezydenta Republiki była modlitwa w Meczecie Sultan Eyüp, uczęszczanym przez sułtanów w okresie osmańskim. Czy Erdoğan chce się stać nowym sułtanem?
- Zdaniem wszystkich obserwatorów politycznych, jednym z powodów sukcesu wyborczego AKP jest właśnie wykorzystanie tego trendu „osmańskiego”, według którego przeszłość osmańska nie jest czymś, czego należy się wstydzić - jak twierdził Atatürk, ale stanowi wielkie i chwalebne dziedzictwo, które należy przywrócić. I to podoba się większości Turków.
- Od kiedy u władzy jest AKP, zaszły pewne zmiany w polityce zagranicznej Turcji. Co można powiedzieć na ten temat?
- Jeżeli chodzi o niektóre aspekty polityki zagranicznej, AKP podziela dawne idee Atatürka, któremu marzyła się Wielka Turcja, łącząca wszystkie ludy turecko-mongolskie, od Mongolii po Azję Środkową (Turkmenistan, Uzbekistan, Kazachstan, Tadżykistan, Kirgistan). Oczywiście, dziś nie myśli się o niemożliwych do zrealizowania uniach politycznych, ale raczej o Turcji jako potędze dominującej w całym obszarze pantureckim. Poza tym Erdoğana, tak jak Atatürka, cechują wielkie obawy związane z aspiracjami Kurdów - którzy stanowią w Turcji mniejszość znaczącą - aby założyć własne, niezależne państwo. Stąd niechęć do wspierania Kurdów, podczas gdy w rzeczywistości pośrednio bronią oni interesów Turcji, walcząc z Państwem Islamskim, którego celem jest ekspansja również na terytorium tureckie.
W tym samym czasie polityka „osmańska” sprawia, że Turcja uznawana jest za obrońcę sunnitów tam, gdzie są oni dyskryminowani przez rządy o większości szyickiej, jak np. w Iraku, czy rządy reprezentujące odłamy szyickie, jak np. reżim alawicki rodziny Assadów w Syrii (w Syrii mniejszość alawicka, 15 proc. ludności, rządzi krajem o sunnickiej większości, 80 proc.). Obalenie reżimu alawitów Assada zawsze było celem polityki Erdoğana. Co do Izraela, relacje ulegają ciągłym wahaniom. Erdoğan wie, że większość sunnitów na całym świecie nienawidzi Izraela, dlatego w celach propagandowych używa retoryki antyizraelskiej. Utrzymywane są jednak dobre stosunki polityczne i handlowe z Izraelem.
- Od wielu lat Turcja puka do drzwi Unii Europejskiej. Wielu polityków popiera te aspiracje, mając na uwadze względy ekonomiczne, polityczne i demograficzne. Ale są tacy, którzy czynią to, aby zanegować chrześcijański charakter integracji europejskiej. Czy można pozostać sojusznikami Turcji, sprzeciwiając się jej wejściu do UE?
- Tak, oczywiście. Ale to zależy bardziej od UE niż od Turcji. Unia nie podjęła jeszcze decyzji co do tego, czym chce być. Jeśli miałaby być obszarem gospodarczym i finansowym, to Turcja jest już bardziej zintegrowana gospodarczo i finansowo z UE niż Grecja czy Portugalia. Turcja jest drugim największym europejskim partnerem handlowym zarówno Niemiec, jak i Włoch! Natomiast jeśli Unia chciałaby być postrzegana jako przestrzeń kulturowa i polityczna, uznająca - jak chciał Jan Paweł II - swe chrześcijańskie korzenie, to, oczywiście, sami Turcy nie chcieliby do niej wejść, ale chcieliby zachować z Unią dobre stosunki gospodarcze. Dlatego zamiast zadawać sobie pytanie: „Tak czy nie dla Turcji w Europie?”, należy odpowiedzieć sobie na pytanie: „Czym chce być Europa?”.
- Papież Franciszek złoży wizytę patriarsze ekumenicznemu Bartłomiejowi I z okazji święta św. Andrzeja Apostoła. Jaka jest sytuacja mniejszości chrześcijańskiej w Turcji Erdoğana?
- Jeśli weźmiemy pod uwagę tureckie prawo, muszę powiedzieć, że jest ono najlepsze z możliwych dla chrześcijańskiej mniejszości w kraju o silnej tożsamości islamskiej. UE zażądała od Turcji wielu zmian legislacyjnych w dziedzinie wolności religijnej i większość z nich została wprowadzona. W rzeczywistości jednak niektóre ograniczenia dotyczące religii w ogóle są pozostałościami laickiego reżimu Atatürka, które AKP chce teraz usunąć. Problem w tym, że prawo to jedna rzecz, a jego wprowadzanie w życie oraz zwyczaje - to już inna sprawa. Niektóre orzeczenia tureckich sądów, zwłaszcza w miejscowościach oddalonych od wielkich miast, wykazują wyraźne uprzedzenia względem chrześcijan. Wielu wyznawców Chrystusa jest atakowanych przez islamskich ekstremistów, lecz policja i sądy są bardzo powolne w działaniu i niepewne w karaniu sprawców. Aby prawa były stosowane, trzeba zmiany zwyczajów i mentalności. Dlatego Jan Paweł II zrobił więcej na tym polu niż same prawa - o tym, jak bardzo popularny był Papież w Turcji, przekonałem się sam, gdy widziałem jego zdjęcia w domach muzułmanów. Ale musimy nadal pracować nad „dialogiem życia” i wydaje mi się, że wizyta papieża Franciszka, który zawsze okazywał szacunek dla muzułmanów, wniesie pozytywny wkład.
Jest też problem uznania odpowiedzialności tureckiej za rzeź Ormian - w Turcji prawo zabrania używania słowa „ludobójstwo”. W rządzącej partii AKP są tacy, którzy uważają, że należy zmienić to stanowisko, bo przecież za masakrę Ormian były odpowiedzialne rządy laickie i masońskie, które w tym samym czasie mordowały także przywódców politycznego islamu. Jednak większość członków AKP, i prawdopodobnie także innych Turków, nadal myśli, że uznanie ludobójstwa Ormian byłoby plamą na tureckiej historii i tożsamości.
„Niedziela” 48/2014