Zajmując mównicę sejmową poseł Gabriel Janowski niewątpliwie dokonał aktu obstrukcji parlamentarnej; wszystko jednak wskazuje na to, że gdyby nie poseł Gabriel Janowski i jego akt obstrukcji - marszałek Sejmu Marek Borowski z SLD nie dopuściłby pod obrady Sejmu tematu sprzedaży warszawskiego zakładu energetycznego "Stoen". Gdyby nie akt obstrukcji posła Janowskiego - większość posłów, a przede wszystkim opinia publiczna - nie dowiedziałaby się, że rząd Millera sprzedał dobrze prosperujący zakład energetyczny, zaopatrujący w prąd stolicę, w ręce niemieckiego nabywcy... Rząd Millera uczynił to wbrew deklarowanej strategii prywatyzacyjnej, zakładającej prywatyzację elektrowni, ale nie sieci dystrybucji. Nie ma bowiem żadnych ekonomicznych przesłanek, aby polską sieć energetyczną (czyli rynek energetyczny) oddać zagranicznym właścicielom. Wszystko wskazuje więc na to, że rząd Millera zawyżył w budżecie dochody i zaniżył wydatki, i aby jakoś po cichu zaklajstrować powstałą lukę sprzedał dobrze prosperujący polski zakład energetyczny Niemcom: w dodatku przedsiębiorstwo to zaopatruje w energię elektryczną stolicę Polski... Dopiero desperacki akt posła Janowskiego spowodował, że nazajutrz ściągnięto do Sejmu ministra Kaczmarka, który w sposób dalece nieprzekonywujący usiłował uzasadniać tę sprzedaż: zanim wystąpienie jego przerwali posłowie "Samoobrony", uniemożliwiając w ten sposób debatę nad prywatyzacyjną polityką rządu w obszarze energetyki. Po raz wtóry zatem uniemożliwiono opinii publicznej zapoznać się z jakże ważnym tematem.
Gdy zatem pod adresem posła Gabriela Janowskiego sypią się oskarżenia o "warcholstwo" i "zakłócanie demokracji" - można i zadać pytanie: czy naprawdę "procedury demokratyczne" są ważniejsze, zawsze i za wszelką cenę, od prawdy i polskiego interesu narodowego? Co robić, gdy marszałek Sejmu, stronniczo prowadząc, obrady, spycha ad calendas graecas tematy ważne, w majestacie "demokratycznych procedur"?
Z chwilą, gdy złożony został formalny wniosek o odwołanie marszałka Sejmu - Marek Borowski, zgodnie z demokratycznymi procedurami - powinien przekazać przewodnictwo obradom jednemu z wicemarszałków, czego nie uczynił. Ponadto nie odpowiedział na pytanie posła Ligi Polskich Rodzin, Romana Gertycha: na jakiej podstawie prawnej usunął w nocy siłą z pustej sali obrad posła Gabriela Janowskiego?
Jak widać, owe "procedury demokratyczne" bywają bardzo rozciągliwe.
Nic też dziwnego, że w zdominowanym przez postkomunistyczną lewicę Sejmie dyskutuje się tak często o sprawach mało ważnych, pozostawiając "odłogiem" tematy palące. I to właśnie jest prawdziwe polityczne warcholstwo.
Pomóż w rozwoju naszego portalu