Dla przypomnienia: w „Niedzieli” nr 34 (z 28 sierpnia br.) poruszyłem bolesną sprawę niszczenia zabytkowych domów w starej, historycznej dzielnicy Grodna, miasta dziś białoruskiego, które wszelako przez 400 lat było miastem polskim (a wcześniej litewskim) i wiele faktów z historii Polski z nim się wiąże. Mieszka tam do dziś kilkadziesiąt tysięcy Polaków. Biorąc to wszystko pod uwagę, nie możemy udawać, że nie wiemy, co się tam dzieje. Ani zapominać o tym, co tam się działo wcześniej, za władzy sowieckiej.
Cytuję fragmenty listu od pani Ireny Zybertowicz z Bydgoszczy:
„W Grodnie byłam kilka razy, obserwowałam, fotografowałam. Raziło mnie oszpecenie miasta i celowe zmienianie jego charakteru, klimatu. Widziałam kilka «nowoczesnych» budynków-potworków, takich na modłę sowiecką...”.
Dalej moja Korespondentka krytykuje ogólny poziom prac restauratorskich, ale przyznaje, że przy ul. Zamkowej zabytkowe budowle odnowiono przyzwoicie, podobnie jak dwa zamki, „stary” i „nowy”, oraz dawny pałac Antoniego Tyzenhauza (podskarbiego litewskiego, twórcy pierwocin przemysłu w Grodnie). To cieszy. Lecz... „w związku z powyższym trudno pojąć to, co dzieje się teraz... Białoruscy komuniści zaraz po wojnie dążyli do niszczenia tego, co polskie. Dzielni Polacy grodzieńscy niejedno obronili. Nie udało się obronić najpotężniejszego kościoła na tych ziemiach - fary Witoldowej, ufundowanej przez Wielkiego Księcia Litewskiego Witolda w 1392 r... Stała przy placu Batorego”.
Tak, została barbarzyńsko wysadzona w powietrze w 1961 r. Muszę przyznać ze wstydem, że nie wiedziałem o tym. Ba, nie wiedziałem też o bohaterstwie grodnian w 1939 r., kiedy po 17 września stawili zorganizowany zbrojny opór watahom sowieckim i zadali im 8 razy większe straty w ludziach, niż sami ponieśli. Za co Grodno zapłaciło kilkoma setkami rozstrzelanych lub zamordowanych Polaków, kilkoma tysiącami zesłanych na Sybir, gwałtami i grabieżami. O tych wciąż za mało znanych w Polsce dzisiejszej wydarzeniach przeczytałem we wzruszających wspomnieniach harcerza z Grodna Jana Siemińskiego pt. „Walczące Grodno”.
Irena Zybertowicz: „Pisze Pan: «podobno nie ma już ´starego rynku´...». Oj, nieładnie, należało sprawdzić! Takiego pojęcia nie było: był zawsze kultowy plac Batorego, drogi każdemu grodzieńskiemu sercu - dziś to straszny, betonowy, czarny plac...”.
Ze skruchą posypuję głowę popiołem: rzeczywiście nie sprawdziłem, zbyt impulsywnie, może za szybko, zareagowałem na wiadomość o dewastacji Grodna. Ale z sercem! Pyta Pani w swym liście, co mnie łączy z miastem, które było miłością Pani Mamy i jest także Pani miłością. Odpowiem słowami piosenki z czasów stanu wojennego:
Nie chcemy komuny, nie chcemy, i już!
Nie chcemy ni srebra, ni złota.
Za Wilno, za Grodno, za Katyń, za Lwów
Zapłaci czerwona hołota!
Pomóż w rozwoju naszego portalu