Jak to było?
Reklama
Jan Paweł II w 1997 r., podczas drugiego pobytu w Gnieźnie, powiedział coś, co ma szczególne znaczenie dla poznawania i rozumienia także naszej przeszłości. Mówił wtedy: "Jest
bowiem historia Europy jakby wielką rzeką, do której wpadają rozliczne dopływy i strumienie, a różnorodność tworzących ją tradycji i kultur jest jej wielkim bogactwem". Ta sama wypowiedź
została przypomniana nam wszystkim w czasie naszej kolejnej Narodowej Pielgrzymki do Wiecznego Miasta, 19 maja 2003 r.
Jednym z takich dopływów jest wydarzenie, które miało miejsce w Drohiczynie 750 lat temu, gdy do grodu nad Bugiem dotarł abp Opizon, legat papieski. Towarzyszył mu najprawdopodobniej bp
Jan Prandota z Krakowa, ponieważ było to zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od granic jego diecezji. Przybył też abp Pełka z Gniezna oraz książę Daniel Halicki, prawnuk Bolesława Krzywoustego,
cioteczny brat Bolesława Wstydliwego, księcia sandomierskiego i krakowskiego. Nawet z Litwy przybyła liczna delegacja bojarów, aby podjąć abp. Opizona i poprowadzić go na spotkanie z księciem
Mendogiem. Niestety, kroniki nic nie mówią ani o miejscu, ani o czasie, chociaż wiadomo, że legat papieski zaraz po wyjeździe z Drohiczyna koronował władcę litewskiego.
W Drohiczynie nie zabrakło panów krakowskich, sandomierskich i mazowieckich, nie mówiąc o przedstawicielach społeczności miejscowych. Tutaj była siedziba księcia drohickiego, którego wpływy
obejmowały terytorium środkowego Podlasia, ale granice tegoż księstwa były niesłychanie płynne.
W grodzie nadbużańskim, w istniejącej już wtedy świątyni, abp Opizon koronował księcia Daniela na króla Rusi Halickiej. Uczynił to za pozwoleniem i w imieniu papieża Innocentego IV,
z którym nowy król korespondował od 1247 r. Jeszcze przed koronacją książę Daniel złożył wyznanie wiary katolickiej, chociaż niektórzy pisarze przenoszą ten fakt na 1247 r. W Drohiczynie
wreszcie została powołana do istnienia pierwsza chyba w dziejach Kościoła - po tzw. schizmie z 1054 r. - diecezja katolicka obrządku wschodniego z siedzibą najpierw w Uhrusku,
niewielkiej miejscowości położonej nad Bugiem na południe od Włodawy, potem przeniesiona do Chełma Lubelskiego, gdzie istniała z pewnymi przerwami do drugiej połowy XIX wieku, gdy została zniesiona
przez carat.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Wszystko zaczęło się od podziału dzielnicowego
Według stosunkowo zgodnej opinii większości historyków, decyzja Bolesława Krzywoustego o utworzeniu wielu dzielnic książęcych, stanowiących swego rodzaju materialne zabezpieczenie dla synów, nie
należała do najszczęśliwszych. I chyba tak było istotnie. Niemniej jednak i w tym posunięciu można dostrzec jakieś pozytywy. Jednym z nich było utworzenie Księstwa Sandomierskiego. Po tragicznej
śmierci księcia Henryka jego miejsce zajął Kazimierz, który urodził się po śmierci Bolesława Krzywoustego, przez dziejopisarzy, zwłaszcza z XVI i XVII wieku, nazwany Sprawiedliwym.
Położenie Księstwa Sandomierskiego sprawiło, że jego władcy nie mogli lekceważyć tego wszystkiego, co się działo na wschód i północ od jego granic, podlegających częstym zmianom. Nawet wtedy,
gdy Kazimierz Sprawiedliwy został władcą Krakowa, pamiętał o sytuacji na północ od Bugu i na Rusi. W owym czasie władał Rusią książę Roman, wnuk Bolesława Krzywoustego, a siostrzeniec
Kazimierza. Na Rusi doszło do rozbicia dzielnicowego, a spokoju nie dawały plemiona mongolskie, znane w naszej historii pod mianem Tatarów. Węgrzy również interesowali się bardzo możliwością
uzależnienia od siebie Rusi Halickiej. Często dochodziło tam do walk, a książęta musieli się ratować ucieczką.
Myśl o jedności i kult św. Stanisława
Reklama
Książęta sandomierscy, chcąc wzmocnić swoją pozycję w jednej i drugiej dzielnicy, popierają starania o kanonizację biskupa krakowskiego, do którego diecezji należało całe Księstwo Sandomierskie.
W tym samym czasie poważne zainteresowanie wschodem i północą okazują biskupi krakowscy - dostojnicy kościelni o wielkim sercu i zmyśle społecznym. Dla nich problemem najważniejszym
była sprawa chrystianizacji i troska o pogłębianie życia religijnego. Do nich należy zaliczyć bł. Wincentego Kadłubka i Iwo Odrowąża. Ten ostatni, następca błogosławionego kronikarza, zaczął
podpisywać dokumenty jako kanclerz polski, a nie, jak to było dotychczas - kanclerz krakowski. Niektórzy przypuszczają, że to pod jego wpływem syn i następca Kazimierza Sprawiedliwego - Leszek
Biały, gdy zasiadł na Wawelu, również podpisywał się pod dekretami jako książę Polski. Polecił też sporządzić pieczęć monarszą. Obaj biskupi krakowscy poważnie zajęli się kanonizacją ich męczeńskiego
poprzednika. To doprowadziło do wydania dwóch życiorysów, napisanych przez Wincentego z Kielc. I tak ożywienie kultu Biskupa ze Szczepanowa zbiega się z nowymi dążeniami do zjednoczenia
całej dziedziny Piastów.
Ten sam rok Zjazdu Drohiczyńskiego i kanonizacji św. Stanisława stanowi jakby symboliczne zwieńczenie uporczywych dążeń książąt o sandomierskim rodowodzie. Oni to w swoich programach
dotyczących spraw publicznych starali się szczerze i solidnie oprzeć na godnej współpracy z Kościołem. Prowadząc zaś otwartą politykę zagraniczną, koncentrowali swoją uwagę na sprawach ruskich
i bałtyckich. Dzięki temu zaszczepili ważną myśl i wskazali pewny kierunek także na przyszłość. A przeskakując lata i wieki, można powiedzieć, że owoce dojrzewały i dawały o sobie
znać, i to na różne sposoby. Warto w tym już miejscu zaznaczyć, że dwie największe diecezje, jakie później powstały na północnym wschodzie - wileńska i mohylewska poświęciły swoje katedry
św. Stanisławowi.
Święci i życie publiczne
Reklama
Kanonizacja św. Stanisława zbiega się w czasie z obecnością dość znaczącej liczby świętych i błogosławionych, żyjących i działających na ziemiach polskich. Wiek XIII jest pod tym względem
charakterystyczny. Św. Jadwigę, dzielną i szlachetną księżnę, widzimy we Wrocławiu. Św. Jacek nieprzypadkowo przemierza przez Podlasie drogę z Kijowa do Prus. Św. Kinga z rodu Arpadów
rozważnie uczestniczy w książęcych obowiązkach Bolesława Wstydliwego. Oni to wybudują piękny grobowiec dla relikwii św. Stanisława. Rodzonymi siostrami św. Kingi są: bł. Jolanta - księżna kaliska
i bł. Konstancja - księżna ruska. Ta ostatnia została żoną Lwa, syna króla Daniela, który dla swego pierworodnego zbudował Lwów. Według niektórych historyków, to z powodu małżeństwa Lwa i bł.
Konstancji podówczas książę Daniel mógł złożyć wyznanie wiary katolickiej już w 1247 r. Z kolei brat św. Kingi i jej dwóch błogosławionych sióstr - Koloman został mężem bł. Salomei
Piastówny. Razem też udali się na Ruś, gdzie przez jakiś czas Koloman był władcą dzięki poparciu swego ojca - króla Beli IV.
Nie można wreszcie pominąć faktu, że w tym samym wieku żyją bł. Bronisława i bł. Czesław Odrowąż - brat św. Jacka i krewniak bp. Iwona. Dużo więc mamy świętych i błogosławionych
jak na jeden wiek, jak na tamte czasy. I wszystkie te osoby w jakiś sposób były obecne w życiu publicznym, były włączone w sprawy polityczne. Zabiegały o ugody i porozumienia,
o ustępstwa i zwolnienia z niewoli. Brały udział w licznych naradach i zjazdach. Wszyscy oni byli promotorami rozwoju kulturowego. Przyczyniali się, i to wybitnie, do łagodzenia
obyczajów, zapewniania opieki chorym i biednym. A co najważniejsze - odegrali szczególną rolę w zakorzenianiu Ewangelii w sercach i umysłach ludzi sobie współczesnych. Potwierdzeniem
tego wszystkiego niech będzie opinia, jaką wyrażają liczący się historycy w krótkiej historii Polski, podkreślając wprost nie do ocenienia rolę, jaką wówczas odegrało chrześcijaństwo. Piszą oni:
"Polska identyfikowała się więc przede wszystkim z systemami powszechnie wyznawanych wartości. Równocześnie znajdowała swoje miejsce w systemach uniwersalnych. Pierwszym wymiarem ponadlokalnym
stało się Chrześcijaństwo. [...] Od wieku X towarzyszy Polsce Kościół; mnożą się wzajemne wpływy i zależności, wzajemne przekształcanie się i uzupełnianie. Byłoby bowiem naiwnym uproszczeniem
widzieć identyfikację Polski w Chrześcijaństwie tylko od strony recepcji. Powstająca czy trwająca Polska stale tworzyła Chrześcijaństwo. Wzajemne relacje ulegały przez wieki różnym przekształceniom.
Nie można ich odrywać od historii ludzi i instytucji, od rozwoju pojęć i ich rozprzestrzeniania. W dobie piastowskiej przynależność do Chrześcijaństwa rzymskiego umożliwiła identyfikację
elit i ukształtowanie państwa. Walka o samookreślenie Polski została wygrana przez pierwszych Piastów dążących do korony i przez pierwszych polskich świętych" (Michał Tymowski, Jan Kieniewcz,
Jerzy Holzer, Historia Polski, Paryż 1986, Editions Spotkania, str. 11).
Wiek XIII jest takiej wizji najlepszym potwierdzeniem.
W stronę przyszłości
Zjazd Drohiczyński stał się natomiast pierwszym spotkaniem przedstawicieli tych wszystkich społeczeństw, które w przyszłości dogadają się w Krewie. Raz rozpoczęte dzieło umocnią w Lublinie.
Dadzą więc początek Rzeczypospolitej, istniejącej politycznie przez ponad czterysta lat, a mając na względzie płaszczyznę kulturową, można z całym spokojem wyznać, że w tej dziedzinie wciąż
jeszcze ona trwa!
Zjazd Drohiczyński oparł bowiem swoje decyzje na Chrześcijaństwie, to był jego fundament i zrąb. W tym duchu w latach niewoli (1860 r.) pisze z Paryża Cyprian Norwid w liście
do ks. Aleksandra Jełowickiego po skierowaniu prośby o modlitwy w intencji papieża Piusa IX (wyniesionego na ołtarze przez Jana Pawła II), jakby tłumacząc się, dlaczego to robi: "To zaś czynię
na mocy prawdy historycznej: iż tylko u narodów, których istota tradycyjnego wątku, tak na polu cywilnym, jak i na polu religijnym jest jedną i tąż samą - tylko, mówię, u ludów, których
byt równocześnie i bliźnięco z Chrześcijaństwem się rozpoczął; tylko, powtarzam, u tych ludów wierzę w możebność natchnień postępowotradycyjnych. I jakkolwiek z takiego niepokalanego
trybu rzeczy nie wyłączam i ludów starszych [...], nie przeto jednak każdy baczny umysł od razu pojmie, jak dalece słuszniej jest ufać onym raczej masom ludowym, których historyczność i chrześcijaństwo
jedno-promiennie wzeszły i wzrosły" (Znak, nr 73-74, 1960).
Są w naszej historii jakieś przedziwne ślady urzeczywistniania się prawdy o świętych obcowaniu. Widać to przecież doskonale w tym, co Ojciec Święty czyni dla dzieła jednoczenia świata,
a zwłaszcza Europy i naszej Ojczyzny, z ogromnym przekonaniem nawołując do tego, aby każde w tym zakresie dzieło miało mocne korzenie chrześcijańskie. To dlatego też przypomina Unię
Lubelską, będącą dokończeniem idei, która zrodziła się w roku 1253 w Drohiczynie.
Co nam czynić należy?
Nie jest łatwo znaleźć odpowiedź na tak postawione pytanie w gąszczu hałaśliwej propagandy, nastawionej na określone sukcesy, pozbawionej głębszego zaplecza i zawłaszczającej pojęcia, także
to pojęcie jedności dla celów utylitarnych, odrywając je od jego korzeni ewangelicznych.
Ale nawet to nie jest w stanie usprawiedliwić naszej bierności w życiu publicznym. Zawsze jest coś do zrobnienia. Z takiego też widzenia rzeczy wyrasta program naszego świętowania 750-lecia
Zjazdu Drohiczyńskiego. Chcemy powracać do źródeł, pragniemy dzielić się niesłychanie ciekawym doświadczeniem poszukiwania jedności. Pragniemy przypominać tych, dzięki którym nasza historia, będąc wiedzą
o przeszłości, jest jednocześnie wspaniałą nauczycielką życia na dziś i na jutro.