Nieprzyjaciele Kościoła nieraz oskarżają go o wrogość do sfery seksualnej. Bardzo to nielogiczne zarzuty. Bo przecież to właśnie Kościół katolicki tak głęboko uszanował tę sferę życia, że umieścił ją w sanktuarium, jakim jest sakramentalne małżeństwo - a wszelkie pozamałżeńskie akty płciowe uważa za profanację, ciężkie grzechy. Seks, źródło życia człowieka, jest tu jakąś świętością, której nie wolno znieważać i plugawić przez pozamałżeńskie romanse i przyjemnościowe "przygody". Świętą sprawą jest też samo poczęcie, przy którym Bóg, dając nowemu człowiekowi duszę nieśmiertelną, czyni go przez to prawdziwie swym dzieckiem. I święty jest bezcenny dar płodności udzielony małżonkom do ich dyspozycji. Z daru tego mogą oni nie korzystać, lecz nie wolno im go niszczyć przez antykoncepcję - byłoby to pogwałceniem prawa Bożego i obrazą Stwórcy.
Świętość tych spraw wynika z wiary w Boga i w nieśmiertelność ludzkiej duszy. A związane z tym zasady moralne możemy też rozpoznawać rozumem. Dlatego, niezależnie od religii, każdy, kto umie myśleć, szanuje człowieka i wie, czym jest małżeństwo, uzna główne tezy katolickiej etyki za słuszne.
Płeć i seksualność realizują się przez rodzinne szczęście. Toteż seks, zjednoczenie cielesno-duchowe, będąc źródłem życia, jest też wyrazem i pogłębieniem tej miłości między małżonkami, tak ważnej dla dobrego wychowania ich dzieci. I raczej trudno sobie wyobrazić, by prawdziwie kochający się i wierni Bogu rodzice mogli kiedyś w swym poczętym dziecku ujrzeć "napastnika" niszczącego ich szczęście. Miłość dąży do zjednoczenia, a ten nowy przybysz, owoc ich miłości, jest najściślejszym złączeniem swego ojca i matki, w nim oni oboje stają się prawdziwie "jednym ciałem". Ten maleńki zarodek będzie dla nich bezcennym darem, posłańcem miłości, zapowiedzią nowego duchowego bogactwa i rodzinnych satysfakcji. A przy tym ci religijni młodzi rodzice będą umieli mądrze rządzić swą płodnością - każde dziecko będzie u nich przywołane i z góry kochane, tzw. obrońcy życia nie będą tu potrzebni.
Niestety - ci ofiarni działacze spod znaku "pro life" mają dziś ogromne pole do pracy właśnie dlatego, że tak powszechnie tryumfuje znak "pro sex", a rewolucja seksualna, która gasi pozytywne wizje seksualności, zaszargała seks, odzierając go z wartości duchowych i z prawdziwej miłości. No i natrętnie propagując go w formie łatwych i brudnych cielesnych przyjemności.
W miarę przenikania do nas rewolucji seksualnej, między 1950 a 1980 r. roczna liczba rozwodów w Polsce wzrosła prawie pięciokrotnie i w tym samym stosunku wzrosła roczna liczba samobójstw i przestępstw wśród nieletnich. A obecnie rocznie ok. 50 tys. kobiet, bitych i maltretowanych przez mężów, ucieka z domu, zabierając dzieci. W grube dziesiątki tysięcy idzie też roczna liczba aborcji u dziewcząt poniżej 18. roku życia. Około 90% młodych par zaczyna pożycie przed ślubem, często w ramach wolnej miłości - no bo to "modne i postępowe". Oczywiście, dużo bardziej "postępowa" jest Ameryka. Już rok temu doniesiono, że według spisu ludności, w USA normalna rodzina, małżeństwo z dziećmi, stała się strukturą wymierającą, zajmując niecałe 25% gospodarstw domowych. Ponad 75% to pary mieszkające bez ślubu, związki homoseksualne i rodziny niepełne, głównie samotne matki z dziećmi (Źródło 22/2001).
Tak to wygląda w obozie tych, którzy oskarżają Kościół o wrogość do seksu. Łatwo się to mówi i pisze, ale ile w tych liczbach cierpień, ile łez kobiet i dzieci! A panie feministki jakoś wcale tego nie dostrzegają. Panie te propagują wolną miłość i szkolną seksedukację, walczą o pełne prawo do aborcji i hormonalnej antykoncepcji. Jak te "dobrodziejstwa" działają na zdrowie i życie kobiet, nie ma tu znaczenia, byle tylko "władcy świata" byli zadowoleni. Paniom feministkom zapewne nie przyszłoby też do głowy, że to właśnie Kościół katolicki, twardo żądając od mężczyzn opanowania i zasad moralnych, reprezentuje dziś prawdziwy feminizm, jeśli przez to słowo rozumieć będziemy działanie dla istotnego dobra płci żeńskiej.
Lecz nie chodzi tylko o kobiety. Gdzie normalne - personalistyczne przeżywanie płodności? Aborcja, antykoncepcja - to w pewnym sensie przekreślanie samego człowieka, jego wartości, godności i prawa do szczęścia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu