Reklama

40 lat w Indonezji

Sercanin ks. Józef Kurkowski dorastał w Zielonkach k. Sędziszowa. Miał szczęście do wspaniałych nauczycieli i księży, którzy rozbudzili w nim pasję do kapłaństwa. Decyzją przełożonych zamiast w Zairze, znalazł się w Indonezji. Tam pracuje już 40 lat, tam wybudował kilkanaście kościołów, tam obchodził jubileusz 50-lecia kapłaństwa. Myśli i modli się po indonezyjsku, jedynie Koronkę do Miłosierdzia Bożego odmawia, nawet w myślach - po polsku

Niedziela kielecka 40/2011

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Będziesz księdzem!

„Ja ci mówię, ty będziesz księdzem” - powiedział małemu Józkowi świątobliwy ks. Marian Łuczyk, w latach 50. proboszcz i dziekan w Sędziszowie, pamiętany tam jako legenda kapłańska i wzór wszelkich cnót. Kurkowscy mieszkali w Zielonkach, czyli w jednej z wiosek dość dużej rolniczo-kolejarskiej parafii Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Sędziszowie. Małżonkowie Feliksa i Józef Kurkowscy mieli w Zielonkach tuż obok. szkoły dom, do którego lubił często wstępować ks. Łuczyk, z sympatią odnosząc się do siedmiorga rodzeństwa, a najmłodszemu, urodzonemu w 1944 r. Józefowi - „przepowiadając” kapłaństwo. - Na tę moją najważniejszą życiową decyzję miała także wpływ nasza ukochana kierowniczka szkoły i nauczycielka - Bronisława Piskorz - wyjaśnia ks. Józef. Dlaczego? Ponieważ była „skromna, prosta, oddana ludziom”. I, oczywiście, ks. prefekt Roman Grzymałowski, opiekun ministrantów. A Józef był ministrantem i gorliwie, w każdą pogodę, pokonywał 6 km do sędziszowskiego kościoła.
Ojciec chłopca, Feliks, był murarzem co się zowie, był i szewcem, a rękę miał w ogóle dobrą, taką do wszystkiego; to on nauczył najmłodszego synka sztuki pisania i czytania, ale wcześnie, jako zaledwie 58-letni mężczyzna, osierocił rodzinę. Józek miał wtedy 8 lat. Najstarszy z braci Marian starał się przejąć obowiązki rodzicielskie i gospodarskie na 5-hektarowym gospodarstwie. W 1966 r. zmarła także mama, na 3 lata przed święceniami najmłodszego syna. - Z naszej siódemki nie żyje już dwóch braci i siostra, natomiast na gospodarce w Zielonkach został Bolesław Kazimierz z synem i jego rodziną - wyjaśnia Alfreda Rachunek, mieszkająca w Kielcach siostra ks. Józefa. Ten wspólny dom, który istniał tam, w Zielonkach, żyje w nich nadal. - Kochaliśmy się bardzo i szanowali - uważa p. Alfreda. - Każdego ranka budził nas śpiew Godzinek, tak mamusia rozpoczynała dzień - wspomina ks. Józef. Pamięta mroźne adwentowe świty i codzienną marszrutę na roraty; pamięta pasanie krów, gdy można było uszczknąć nieco czasu na ulubione lektury: Karola Maya, Marię Konopnicką, Stefana Żeromskiego.
Po ukończeniu siedmiu klas w Zielonkach Józef zdecydował się na małe seminarium sercańskie w Stadnikach k. Krakowa. Księży sercanów znał, bywali w sędziszowskiej parafii, ot choćby prowadząc misje i rekolekcje. - Podobają ci się sercanie? - zapytał ks. Grzymałowski. - No to spróbuj, może będzie z ciebie dobry zakonnik…
Tak więc sercańskie seminarium w Stadnikach i w Tarnowie, z maturą. Po maturze - nowicjat w Pliszczynie k. Lublina (tam pierwsze śluby), wreszcie WSD z pełnym kursem filozofii i teologii, w Krakowie i w Stadnikach. Święcenia kapłańskie ks. Józef Kurkowski przyjął 13 czerwca 1969 r.

Reklama

Szybka decyzja - z błogosławieństwem Pawła VI

Najpierw pracował w parafiach sercańskich, m.in. w Krakowie, obsługując biuro dla dobroczyńców dzieł sercańskich, czy w Nowej Hucie („po 11 godzin spowiadało się w pierwszy piątek w nowohuckiej parafii” - opowiada), ale cały czas marzyły mu się misje. Po pierwszym wyjeździe 12-osobowej grupy sercanów (1967 r.) był w zasadzie pewien, że to droga właśnie dla niego, że ten pomysł spodoba się Panu Bogu. Ks. Józef znalazł się w trzeciej z kolei sercańskiej ekipie, przygotowującej się do misji w Zairze (Kongo). Odbył badania i wszelkie procedury przygotowawcze, pilnie uczył się francuskiego, gdy nagle tuż przed wyjazdem, prowincjał informuje: - Nie Zair. Indonezja. I: - Masz jedną noc do namysłu…
O Indonezji wiedział tyle, co nic; że większość muzułmańska, że dawna kolonia holenderska, że chyba piękna jest wyspa Bali. - Jadę! - zdecydował.
Jest październik 1971 r., 40 lat temu. Ks. Józef ma 27 lat. Najpierw pociągiem przez Wiedeń do Rzymu. 17 października Paweł VI dla ponad 300 misjonarzy celebruje Mszę św., a on, ks. Józef (dla którego zabrakło biletu i oczekiwał papieża z osobami świeckimi), znajduje się nagle w gronie wybrańców, rozmawiających z Ojcem Świętym! Na nową drogę otrzymuje krzyż i błogosławieństwo od Pawła VI, a fotografia uwieczniająca tamten moment to jedna z najcenniejszych pamiątek misjonarza.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Indonezjo, witaj!

Ze współbratem Polakiem mieli lecieć przez Bangkok, ale ze względu na rewoltę, wybrali inną linię. 20 godzin pierwszego w życiu lotu zapada w pamięć (o tym, że samolot, którym planowali lecieć, rozbił się nad Atlantykiem, dowiedzieli się znacznie później).
Pierwsze wrażenie: niewyobrażalnie lepkie i gorące powietrze równikowego klimatu, mrowie ludzi, miliony komarów. Otoczeni napierającym zewsząd tłumem (nikt ich nie witał, miejscowi misjonarze holenderscy nie mogli wiedzieć, że Polacy zmienili lot) poczuli się jak „w wielkiej wiosce”, choć to przecież stolica - Dżakarta. Taksówką dwaj sercanie dotarli pod zapisany adres, rozlokowali się. Nie zasłonili jednak okien moskitierami (nie wiedzieli, że to ważne!) i walcząc z napierającą falangą komarów i innych tamtejszych insektów - nie zmrużyli całą noc oka. No, jak tak dalej będzie - jak tu wytrzymać…? Wracać, nie wracać…? Ale już na drugi dzień otoczyła ich serdeczność ludzi; zakonnicy holenderscy przyjęli ich do klasztoru.
Pierwszą wizytę w polskiej ambasadzie poprzedziła próba dogadania się z rikszarzem, tylko że zamiast „nie mamy pieniędzy”, wyszło: „nie jesteśmy niedźwiedziami”, na co rikszarz roześmiał się i odjechał. Dość szybko jednak ks. Józef uporał się z nauką indonezyjskiego, znacznie trudniej szło z jawajskim - starym, miejscowym językiem, koniecznym do opanowania, bo większość katolików to właśnie Jawajczycy, powszechnie zamieszkujący Sumatrę. Natomiast angielski i francuski okazały się mało przydatne.
Ks. Kurkowskiego skierowano do archidiecezji Palembang w południowej Sumatrze (to zarazem duże, dwumilionowe miasto), gdzie spędził kilkadziesiąt dni u biskupa holenderskiego, ucząc się pilnie języka. Pierwszą niemal samodzielną placówką ks. Józefa było miasteczko Lahat, gdzie zastępował proboszcza i prowadził internat dla 60 chłopców z zamożnych rodzin, uwikłanych w nałogi i patologie XX wieku. - Ci moi chłopcy, choć nie katolicy, byli przeważnie uczniami szkoły sióstr boromeuszek, bo zamożne miejscowe środowiska miały zaufanie do katolickiego modelu kształcenia - wyjaśnia ks. Józef.

Reklama

Na Sumatrze

Misjonarz szybko oblicza: to było 10 parafii w ciągu 36 lat, głównie w obrębie diecezji Tanjung Karang w prowincji Lampung, na południu Sumatry. Warunki? Ciężkie. Zawsze pieszo lub starym motorem. Pierwsza parafia obejmowała obszar ok. 200 km2. - Od dawna dolega mi kręgosłup, to od tej jazdy motorem i przepychania go przez piaszczyste drogi - opowiada ks. Józef. (Na tym swoim motorze miał dwa poważne wypadki, dlatego stara się regularnie pływać, a będąc w Polsce korzysta np. z dobrodziejstw rehabilitacji w Busku-Zdroju).
Rozległa parafia miała swoje ważne punkty, czyli stacje misyjne, tam często zdarzało się zanocować. Prosta prycza, proste sprzęty, kąpiel w rzece, kryjącej różne tropikalne tajemnice… Proste jedzenie i ogromna życzliwość ludzi, podejmujących swojego ojca misjonarza. Bazą codziennego jadłospisu jest ryż, do tego mnóstwo warzyw z piekielnie ostrą papryką. Jak nie jesteś przyzwyczajony, po pierwszym kęsie ronisz łzy. Poza tym kukurydza, dużo soi, wybór owoców; banany, mango, papaya, mięso - bardzo okazjonalnie, zazwyczaj z hodowanych tu i ówdzie przez tubylców kur. Ówcześni parafianie ks. Józefa to byli prości, niewykształceni rolnicy, o bardzo dobrych sercach i zasobach życzliwości wobec polskiego misjonarza. Gdy przyjeżdżał - wszyscy odpowiednio przygotowani, oczekiwali nań, ile trzeba; gdy się spóźniał, cierpliwie czekali kilka godzin. - Wielu chciało zostać katolikami - stwierdza ks. Kurkowski. Dlaczego? - No, przede wszystkim, znaleźli prawdę w Jezusie i w wierze, a przy tym swojego księdza darzyli ogromnym zaufaniem. Trzeba było być dla nich po trosze lekarzem, budowniczym, psychologiem, doradcą. Wśród motywów było także zapewne zaufanie do szkolnictwa katolickiego, które otwierało drogę do lepszego wykształcenia, a więc do przyszłości.
Wówczas, w latach 70., na 120 mln ludzi w Indonezji było 3 mln katolików. Obecnie spośród 240 mln - 8 mln to katolicy (12 proc. ludności to chrześcijanie, 80 proc. to muzułmanie, 2 proc. - buddyści, 1 proc. - hinduiści). W przypadku osoby dorosłej, zazwyczaj ok. roku czasu trwa przygotowanie do sakramentu chrztu. Przejście na katolicyzm bywa także efektem mieszanych związków małżeńskich. Indonezyjczycy kochają wszelką obrzędowość i chętnie elementy swojej tradycji przeszczepiają do liturgii - pięknie modlą się tańcem, a procesja z darami to parada lokalnych strojów. „Wierzę w Boga”, „Ojcze nasz” - po indonezyjsku i jawajsku - to ulubione modlitwy. Kochają świętować i np. Boże Narodzenie celebrują bardzo solennie, chętnie adaptując elementy zakorzenione w islamie. W Indonezji nie ma wigilii i opłatka, ale choinka, owszem - tak. Może to być zimozielone lokalne drzewko lub, w regionach górskich - zupełnie typowa, przystrojona świątecznie choinka.

Teraz Dżakarta

Od 4 lat ks. Kurkowski pracuje w stolicy, tętniącym życiem, ludnym i głośnym ośrodku miejskim, pełnym kontrastów, gdzie jednym dni płyną wśród luksusów, innym w skrajnej nędzy, marnie wegetującej na śmietnikach stolicy. Ks. Józef jest, jak mówi, „pomocnikiem proboszcza” (Indonezyjczyka) w 8-tysięcznej parafii św. Barnaby w Dżakarcie, położonej na peryferiach miasta. (Księża sercanie posługują w trzech parafiach stolicy).
A u św. Barnaby 15 długich lat cierpliwie czekano na zezwolenie na budowę kościoła, bo z tym owszem - są w Indonezji poważne trudności. Sama budowa poszła już błyskawicznie, bo w jeden rok, z kaplicą Matki Bożej Fatimskiej i Grotą Objawień, bo właśnie 13 maja katolicy otrzymali zezwolenie na budowę świątyni. Kościół był gotów w 2 lata, ludzie chętnie pracowali społecznie. W parafii są ministranci, ministrantki, grupa lektorów i starannie przygotowywana liturgia, z pięknym śpiewem - zawsze pod batutą dyrygenta. - Jacy są moi parafianie? Bardzo dużo pracują, dojeżdżając przeważnie do centrum. Mamy wielu nauczycieli, wysokich urzędników, pracowników drobnych usług, robotników budowlanych, jak to w mieście. W miesiącu udzielamy 5-10 ślubów - wyjaśnia.
W tym swoim kościele gościł niedawno Lecha Wałęsę; także tam obchodził w 2010 r. jubileusz 50-lecia kapłaństwa, z udziałem licznie reprezentowanej polskiej ambasady. Z misyjnych lat i doświadczeń chętnie wspomina także spotkanie z Janem Pawłem II w Dżakarcie i na Filipinach.
A kraj rodzinny? W Polsce bywa rzadko. Najwyżej co 3-4 lata. W swoich Zielonkach odprawia Mszę św. w tamtejszej kaplicy, ubolewa, że zamknięto starą szkolę, nawiedza nasze polskie sanktuaria. W wolnych chwilach - pływa - to zbawienne dla sfatygowanego kręgosłupa.
Jak zbilansować te 4 dekady w Indonezji? Tysiące ochrzczonych i wybierzmowanych, 15 budowanych - drewnianych i murowanych - kościołów (z pomocą współbraci, rodaków, darczyńców z USA, Holandii), dziesiątki i setki przyjaciół i wiernych Indonezyjczyków, którzy wrośli w serce. - Jak wyjeżdżałem w te wakacje do Polski, pytali mnie, jak zawsze: wrócisz? Wrócę. Nie mógłbym nie wrócić, to przecież Pan Bóg mi to wszystko zorganizował.

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Apostoł, który zastąpił zdrajcę

Niedziela Ogólnopolska 19/2021, str. VIII

[ TEMATY ]

święci

Św. Maciej

Mathiasrex, Maciej Szczepańczyk/pl.wikipedia.org

Święty Maciej był jednym z pierwszych uczniów Jezusa. Wybrany został przez Apostołów do ich grona na miejsce Judasza, po jego zdradzie i samobójstwie.

Historia nie przekazuje nam zbyt wielu faktów z życia św. Macieja Apostoła. Po jego wybraniu w miejsce Judasza udzielono mu święceń biskupich i władzy apostolskiej przez nałożenie rąk. Hebrajskie imię: Mattatyah oznacza „dar Jahwe” i wskazuje na żydowskie pochodzenie Macieja.

CZYTAJ DALEJ

Święty oracz

Niedziela przemyska 20/2012

W miesiącu maju częściej niż w innych miesiącach zwracamy uwagę „na łąki umajone” i całe piękno przyrody. Gromadzimy się także przy przydrożnych kapliczkach, aby czcić Maryję i śpiewać majówki. W tym pięknym miesiącu wspominamy również bardzo ważną postać w historii Kościoła, jaką niewątpliwie jest św. Izydor zwany Oraczem, patron rolników.
Ten Hiszpan z dwunastego stulecia (zmarł 15 maja w 1130 r.) dał przykład świętości życia już od najmłodszych lat. Wychowywany został w pobożnej atmosferze swojego rodzinnego domu, w którym panowało ubóstwo. Jako spadek po swoich rodzicach otrzymać miał jedynie pług. Zapamiętał również słowa, które powtarzano w domu: „Módl się i pracuj, a dopomoże ci Bóg”. Przekazy o życiu Świętego wspominają, iż dom rodzinny świętego Oracza padł ofiarą najazdu Maurów i Izydor zmuszony był przenieść się na wieś. Tu, aby zarobić na chleb, pracował u sąsiada. Ktoś „życzliwy” doniósł, że nie wypełnia on należycie swoich obowiązków, oddając się za to „nadmiernym” modlitwom i „próżnej” medytacji. Jakież było zdumienie chlebodawcy Izydora, gdy ujrzał go pogrążonego w modlitwie, podczas gdy pracę wykonywały za niego tajemnicze postaci - mówiono, iż były to anioły. Po zakończonej modlitwie Izydor pracowicie orał i w tajemniczy sposób zawsze wykonywał zaplanowane na dzień prace polowe. Pobożna postawa świętego rolnika i jego gorliwa praca powodowały zawiść u innych pracowników. Jednak z czasem, będąc świadkami jego świętego życia, zmienili nastawienie i obdarzyli go szacunkiem. Ta postawa świętości wzbudziła również u Juana Vargasa (gospodarza, u którego Izydor pracował) podziw. Przyszły święty ożenił się ze świątobliwą Marią Torribą, która po śmierci (ok. 1175 r.) cieszyła się wielkim kultem u Hiszpanów. Po śmierci męża Maria oddawała się praktykom ascetycznym jako pustelnica; miała wielkie nabożeństwo do Najświętszej Marii Panny. W 1615 r. jej doczesne szczątki przeniesiono do Torrelaguna. Św. Izydor po swojej śmierci ukazać się miał hiszpańskiemu władcy Alfonsowi Kastylijskiemu, który dzięki jego pomocy zwyciężył Maurów w 1212 r. pod Las Navas de Tolosa. Kiedy król, wracając z wojennej wyprawy, zapragnął oddać cześć relikwiom Świętego, otworzono przed nim sarkofag Izydora, a król zdumiony oznajmił, że właśnie tego ubogiego rolnika widział, jak wskazuje jego wojskom drogę...
Izydor znany był z wielu różnych cudów, których dokonywać miał mocą swojej modlitwy. Po śmierci Izydora, po upływie czterdziestu lat, kiedy otwarto jego grób, okazało się, że jego zwłoki są w stanie nienaruszonym. Przeniesiono je wówczas do madryckiego kościoła. W siedemnastym stuleciu jezuici wybudowali w Madrycie barokową bazylikę pod jego wezwaniem, mieszczącą jego relikwie. Wśród licznych legend pojawiają się przekazy mówiące o uratowaniu barana porwanego przez wilka, oraz o powstrzymaniu suszy. Izydor miał niezwykły dar godzenia zwaśnionych sąsiadów; z ubogimi dzielił się nawet najskromniejszym posiłkiem. Dzięki modlitwom Izydora i jego żony uratował się ich syn, który nieszczęśliwie wpadł do studni, a którego nadzwyczajny strumień wody wyrzucił ponownie na powierzchnię. Piękna i nostalgiczna legenda, mówiąca o tragedii Vargasa, któremu umarła córeczka, wspomina, iż dzięki modlitwie wzruszonego tragedią Izydora, dziewczyna odzyskała życie, a świadkami tego niezwykłego wydarzenia było wielu ludzi. Za sprawą św. Izydora zdrowie odzyskać miał król hiszpański Filip III, który w dowód wdzięczności ufundował nowy relikwiarz na szczątki Świętego.
W Polsce kult św. Izydora rozprzestrzenił się na dobre w siedemnastym stuleciu. Szerzyli go głównie jezuici, mający przecież hiszpańskie korzenie. Izydor został obrany patronem rolników. W Polsce powstawały również liczne bractwa - konfraternie, którym patronował, np. w Kłobucku - obdarzone w siedemnastym stuleciu przez papieża Urbana VIII szeregiem odpustów. To właśnie dzięki jezuitom do Łańcuta dotarł kult Izydora, czego materialnym śladem jest dzisiaj piękny, zabytkowy witraż z dziewiętnastego stulecia z Wiednia, przedstawiający modlącego się podczas prac polowych Izydora. Do łańcuckiego kościoła farnego przychodzili więc przed wojną rolnicy z okolicznych miejscowości (które nie miały wówczas swoich kościołów parafialnych), modląc się do św. Izydora o pomyślność podczas prac polowych i o obfite plony. Ciekawą figurę św. Izydora wspierającego się na łopacie znajdziemy w Bazylice Kolegiackiej w Przeworsku w jednym z bocznych ołtarzy (narzędzia rolnicze to najczęstsze atrybuty św. Izydora, przedstawianego również podczas modlitwy do krucyfiksu i z orzącymi aniołami). W 1848 r. w Wielkopolsce o wolność z pruskim zaborcą walczyli chłopi, niosąc jego podobiznę na sztandarach. W 1622 r. papież Grzegorz XV wyniósł go na ołtarze jako świętego.

CZYTAJ DALEJ

Tydzień Laudato si’ w Polsce

2024-05-15 15:27

[ TEMATY ]

papież Franciszek

Laudato si'

Tydzień Laudato Si'

Łukasz Frasunkiewicz

“Tydzień Laudato si’” to inicjatywa watykańskiej Dykasterii ds. Integralnego Rozwoju Człowieka, upamiętniająca opublikowanie encykliki Laudato si' Papieża Franciszka, a przede wszystkim - zaproszenie do wcielania jej przesłania w życie. Obchodzony w tym roku w dniach 19-26 maja pod hasłem “Ziarna nadziei” przypomina nam, że choć czasy, w których żyjemy naznaczone są głębokimi kryzysami, to jako chrześcijanie - pozostajemy ludźmi nadziei, co więcej możemy naszymi postawami i gestami tę nadzieję kultywować i dawać ją innym.

Przesłanie “Laudato si’” - dzisiaj jeszcze bardziej aktualne

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję