Proszę księdza, nie wiem, naprawdę nie wiem, gdzie znajduje się ta granica, która w jakimś momencie pęka i człowiek staje się niewolnikiem alkoholu” - tak na postawione pytanie o genezę picia zaczął swój monolog Jerzy, człowiek, który od 18 lat wkroczył na drogę wyzwolenia z tej najstraszniejszej choroby, jaka może uzależnić całkowicie człowieka i z życia uczynić gehennę. - Alkohol - dalej wspominał Jerzy - towarzyszył mi od wielu lat. Był takim świetnym kompanem, korzystałem z jego dobrodziejstw. Pewnie były już wyrządzone przeze mnie szkody, ale bardzo długo to bagatelizowałem. Było to najpierw picie tzw. towarzyskie, kontrolowane, gdzie miałem jeszcze wiele siły, by w odpowiednim momencie włączać czerwone światełko i mocno hamować. Ale przyszedł moment, kiedy ta czerwona lampka przepaliła się...
Niemal w 15. rocznicę emisji pierwszej, a obecnie najdłużej będącej na antenie radiowej audycji „Jestem alkoholikiem” usiadłem wraz z Jerzym, twórcą i wiernym wykonawcą tych niezwykłych wtorkowych spotkań, w zaciszu studia Radia VOX FM Szczecin. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy i zobaczyłem twarz człowieka, który przeszedł w życiu już wszystko, po to, by odbić się od dna i przez minione piętnastolecie wlewać w wiele serc nadzieję i pogodę ducha, jak nieustannie kończy każdą rozmowę ze słuchaczami.
Alkohol sięgnął po mnie
Reklama
Posłuchajmy Jego dalszych głębokich osadzonych w dramatycznych realiach życia wspomnień: - Teraz po wielu latach wiem, że alkohol działa bardzo podstępnie. Nie wiem naprawdę, kiedy nastąpił zwrot, gdy od mojego sięgania po alkohol przeszedłem w stan, gdy to alkohol zaczął sięgać po mnie. Te słowa są moją definicją alkoholizmu. On sięgnął całkowicie po mnie! Mówi się obiegowo, że człowiek, który sięga po alkohol i od niego się uzależnił, to, żeby zechciał coś uzdrowić, musi sięgnąć dna. Myślę, że moim dnem była świadomość tego, że nie mogłem pogodzić się z tym, że ta ciecz zawarta w butelce jest silniejsza ode mnie.
Przerażało mnie to, że nie potrafiłem zatrzymać tego już nałogowego picia, gdy piłem już bezpośrednio z samej butelki. Jeden łyk powodował dalszy długi ciąg. Ale z drugiej strony często myślałem nad sobą, dlaczego ja człowiek rozumny, mający wolną wolę, przegrywam z czymś takim? Próbowałem nawet walczyć ze sobą. Stawiałem butelkę i wmawiałem sobie, że starczy mi na piątek, sobotę i niedzielę, a za chwilę już była pusta... to był obłęd, bo oszukiwałem samego siebie. Mówiłem: ja jestem alkoholikiem? Nie, absolutnie. Nigdy nie leżałem w rowie, nie byłem na izbie wytrzeźwień, oddaję pieniądze w domu, dbałem jakoś (tak sobie to tłumaczyłem) o rodzinę, by być dobrym ojcem i mężem. Ale to wszystko było nieprawdą, którą dostrzegłem o wiele za późno.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Dziękowałem Bogu
- Piłem już wtedy ciągami po kilka i nawet kilkanaście dni - kontynuuje dalej Jerzy - i może to być dziwne, ale bardzo dbałem szczególnie o to, by nie zaniedbać niedzielnej Mszy św. Chodziłem w każdą niedzielę do katedry, zazwyczaj na dużym kacu, zarośnięty, siadałem w ławce i odbywałem moją rozmowę z Bogiem, tak jak Go wtedy rozumiałem.
W tym momencie Jego oczy zaszkliły się i przez dłuższą chwilę patrzyłem na jego wewnętrzną walkę. - Wie ksiądz, że ja zawsze Bogu dziękowałem! Nie prosiłem, jak czyni to wiele osób. Ale to dziękowanie było specyficzne: Dziękuję Ci, Boże, że w tym tygodniu piłem tylko przez 4 dni, a aż przez trzy nie! To było irracjonalne, ale tego potrzebowałem. Aż doszło do tego, że nie mogłem tak powiedzieć Bogu, bo piłem przez cały tydzień. Jednak wtedy moja modlitwa była egoistyczna: Boże, mimo że piłem cały czas, to dziękuję, że nie zrobiłem nikomu krzywdy, nikogo nie zabiłem (a byłem kierowcą zawodowym), nie potrąciłem. Dlatego od piętnastu lat na początku każdej audycji mówię ciągle te same słowa: Pan Bóg mnie wysłuchał. Pan Bóg ulitował się nade mną, nad moją rodziną nad wieloma ludźmi, którym nie zrobiłem krzywdy.
Jestem pijącym alkoholikiem
Reklama
- Pyta ksiądz o przełom? Był niesamowity. Z moją niepełnosprawną wówczas 8-letnią córką poszedłem do poradnii psychologicznej do p. Michała Kaweckiego, któremu jestem dozgonnie wdzięczny za tamtą chwilę. Poszedłem po poradę dla córki, a wyszedłem stamtąd jako już inny człowiek. Córka bawiła się w kątku zabawkami, a mnie najpierw wbrew mojej woli zdiagnozował pan Michał, pytając przez godzinę o moje życie. Gdy poczułem głód wódki i chciałem wyjść stamtąd po to, by sięgnąć po butelkę on wtedy wziął małą bibułkę - serwetkę i napisał: „Jestem pijącym alkoholikiem!”. Dał mi tę serwetkę i powiedział: „Panie Jerzy, nigdy pan nie pomoże córce, jeśli pan nie zechce najpierw pomóc sobie. Proszę tę kartkę czytać codziennie!”. Jakie kolosalne wyczucie miał wtedy wobec mnie. Powiem tak: ten człowiek zepsuł mi komfort picia. Patrzyłem na tę kartkę codziennie i dostawałem wstrząsu, aż niedługo potem dotarło do mnie to wołanie. Dokładnie to pamiętam gdy 23 czerwca 1992 r. mimochodem na ostatniej stronie „Kuriera Szczecińskiego” przeczytałem bardzo przypadkowo ogłoszenie - zaproszenie: „Jeśli masz problem z alkoholem przyjdź albo przedzwoń do nas”. Był to anons klubu Abstynenta Agora z ul. Pocztowej. Zadzwoniłem, ale zmrozili mnie po przyznaniu się, że wypiłem pół litra wódki stwierdzeniem: „Jak będziesz trzeźwy, przyjdź”. Zdecydowałem jednak, że pójdę. To był mój jak na razie ostatni kontakt z wódką i wierzę, że tak będzie do końca życia. Po równie wspaniałej rozmowie z tamtejszym terapeutą osiemnaście lat temu wkroczyłem na drogę abstynencji. Pan Michał Kawecki później powiedział mi, żebym z tej serwetki wykreślił jedno słowo - „pijącym” i zostawił tylko: „jestem alkoholikiem”.
Pokochałem życie na trzeźwo!
- Trzeźwieję wg słynnego Programu 12 Kroków. Ten program jest drogowskazem przemiany duchowej w człowieku. To nie jest gwarancja, ale to jest szansa, że jeśli będę żył w zgodzie z tymi krokami, to wierzę, że nigdy nie wrócę do picia. Tej szansy trzymam się, ale pewności nigdy nie ma. Samo zaprzestanie picia jest najmniejszym problemem. Dopiero potem rozpoczyna się żmudny proces prawdziwego trzeźwienia i wytrwałości w nim. Powiem trudne słowa. Nie złożyłbym takiej deklaracji, choć nie piję od 18 lat, że ja nie napiję się alkoholu do końca swego życia. Na dzisiaj wiem, że jest to choroba tak zdradliwa, że atakuje najsilniejszych i pokonuje ich. Mogę złożyć deklarację, że zrobię wszystko, by do końca życia wytrwać w trzeźwości. Pokochałem życie na trzeźwo i nie chcę go zamienić na nic innego!
Czy jestem autorytetem? Wlewam w serca nadzieję
- Piętnaście lat temu, gdy usiadłem po raz pierwszy przy radiowym mikrofonie, miałem po prostu chęć wykrzyczenia, że można coś z problemem alkoholowym zrobić. Nie piłem wtedy już od 3 lat i widziałem profity z tego wynikające, że trzeźwe życie jest piękne. Miałem nieodpartą chęć, by wszystkim powiedzieć, że to nie prawda, że jak ktoś pije, to musi pić do końca życia! Można i trzeba z tym coś zrobić! Nie byłem wtedy sam, było grono przyjaciół, którzy wspierali mnie w tworzeniu tych audycji. Jakoś nie bałem się, że nikt nie zadzwoni na antenę. Czułem w sercu, że jesteśmy wszyscy sobie potrzebni. Gdy ktoś dzwoni, to mam taką stałą dewizę - najważniejszy jest ten, kto teraz dzwoni. Proszę księdza, nigdy nie śmiałem myśleć o tym, co robię jako o autorytecie. Powiem tak, ja tutaj przychodzę, zapala się światełko, mikrofon jest włączony i razem ze wszystkimi szukamy nadziei. Pragnę ją jak najdłużej wlewać w serca wszystkich, którzy w każdy wtorek o godz. 22 znajdą chwilę, by w wieczornej ciszy ofiarować sobie „pogodę ducha”. A to wszystko z pewnością jest także działanie Ducha Świętego, gdyż wielokrotnie dopomógł mi w ważnych chwilach na antenie. Moje życie jest od piętnastu lat normowane czasem od zakończenia audycji do początku następnej. Żyję rytmem moich radiowych spotkań z wielką rodziną tych, którzy uwierzyli w siebie, którzy chcą to zrobić i tych, którym jeszcze brak siły i odwagi.
Tak zakończył swe zwierzenia Jerzy - alkoholik. Jego tak subtelny, ciepły, ujmujący głos od 15 lat niezmiennie na antenie mówi niemal o tym samym. Ale prawda jest inna. Choć problem jest ciągle ten sam, choć ludzkie dramaty są do siebie podobne, choć scenariusz audycji ma stały wymiar, to jednak każde wtorkowe spotkanie jest zawsze inne, niepowtarzalne, wstrząsające i pobudzające do głębokiej refleksji. A nade wszystko zachęcające do dokonania metamorfozy swego życia! Bogu niech będą dzięki za te wytrwałe 15 lat Jerzego!