Jej wina była ewidentna. Popełniła cudzołóstwo. Prawo wobec takich
kobiet było bardzo surowe. Mojżesz kazał je kamienować. Uważający
się za sprawiedliwych nie mieli żadnych wątpliwości co do tego, jak
należy postąpić z cudzołożnicą. Przyprowadzili ją jednak do Pana
Jezusa. Chcieli Go skompromitować wobec tłumu. Znali Jego naukę.
Z jednej strony mówił o potrzebie wypełnienia prawa, z drugiej o
potrzebie miłości i przebaczenia. Jeśli powiedziałby, że należy ją
uwolnić, okazałby brak poszanowania dla prawa. Mogli go oskarżyć
za brak szacunku dla czcigodnej tradycji. Aprobata dla ukamienowania
byłaby zaprzeczeniem Jego nauczania. Inicjatorzy prowokacji byli
pewni sukcesu. Zacierali ręce z zadowolenia. Tłum coraz mocniej ściskał
kamienie w dłoniach. Czekał tylko na sygnał, żeby nimi rzucić w kobietę.
Oskarżyciele nalegali, żeby jak najszybciej wyraził swoją
opinię, która była jednoznaczna z wyrokiem. Dezaprobata dla ukamienowania
oznaczała wyrok na Niego. Aprobata - wyrok śmierci dla kobiety, a
pośrednio także dla Niego. Pan Jezus milczał. Kiedy coraz bardziej
na niego nalegali, zaczął pisać palcem na ziemi. Faryzeusze i uczeni
w piśmie śledzili ruch jego ręki. W ich oczach pojawiło się przerażenie.
Na piasku pojawiła się lista popełnionych przez nich przewinień.
Dotychczas byli pewni, że nikt o nich nie wie. Okazało, że Jezus
je znał. Chcąc Go odwieść od dalszego pisania, nalegali na jak najszybsze
wydanie wyroku.
Pan Jezus daje przyzwolenie na ukamienowanie kobiety. Stawia
tylko jeden warunek: "Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy
rzuci na nią kamień" (J 8, 7). Kiedy oskarżyciele uprzytomnili sobie
swoje grzechy, zaczęli się wycofywać. Stróżom moralności wypadły
z rąk kamienie. Wszyscy jak niepyszni rozeszli się do domów. Pozostał
Jezus i niewiasta. Pan Jezus znał zło jej czynów i je jednoznacznie
potępiał. Nie potępił jednak tej konkretnej kobiety. Zachęcił ją
do przemiany życia. Powiedział do niej "Idź, a od tej chwili już
nie grzesz!" (J 8, 11).
Jezus wiedział, jak szybko ludzie potrafią rzucić kamieniami
w innych. Doświadczył tego na sobie. Wielokrotnie próbowano w niego
rzucać kamieniami: wtedy, kiedy powiedział: "zanim Abraham stał się,
JA JESTEM" (J 8, 58); za to, że ośmielił się stwierdzić "Ja i Ojciec
jedno jesteśmy". Jako argument świadczący o jego Boskim pochodzeniu
przedstawił dobre czyny, które uczynił. Zachęcał swoich adwersarzy,
którzy nie chcieli wierzyć jego słowom, by wierzyli jego czynom.
Pytał, za które czyny chcą go ukamienować (Por. J 10, 22-39). Kiedy
Jego przeciwnikom brakowało argumentów racjonalnych, wtedy chwytali
za kamienie. Kamienie budziły lęk u apostołów. Kiedy mieli iść do
Judei, z przerażeniem mówili: "Rabbi, dopiero co Żydzi usiłowali
Cię ukamienować i znów tam idziesz?" (J 11,8). W tych słowach była
zapewne troska o Mistrza. Nie można jednak wykluczyć, że bali się
też o własną skórę. Pan Jezus czynił wyrzut stolicy swojego narodu: "
Jeruzalem, Jeruzalem! Ty zabijasz proroków i kamienujesz tych, którzy
do ciebie są posłani" (Łk 13, 34).
Po śmierci Chrystusa za kamienie chwytali przeciwnicy Kościoła.
Spotkało to św. Szczepana. Za głoszenie Ewangelii został oskarżony
przed Sanhedrynem. Podstawiono fałszywych świadków, by wydać na niego
wyrok skazujący. Również członkowie rady zadawali mu podstępne pytania.
Nie mogli jednak sprostać jego mądrości. Byli bezradni wobec argumentów,
które przytaczał. Kiedy brakło im siły argumentów, uciekli się do
argumentu siły. Ukamienowali św. Szczepana. Świadkiem tego wydarzenia
był niejaki Szaweł. Z pewnością widok bohaterskiej postawy św. Szczepana
skłonił go do refleksji. Kiedy się nawrócił i przyjął imię Paweł,
sam był kamienowany. Z kata stał się ofiarą. W Liście do Koryntian
pisał: "Trzy razy byłem sieczony rózgami, raz kamienowany, trzykrotnie
byłem rozbitkiem na morzu, przez dzień i noc przebywałem na głębinie
morskiej" (2 Kor 11, 25). By uniknąć ukamienowania musiał uciekać
z Ikonium (por. Dz 14, 5).
Dzisiaj nie używa się kamieni jako metody wymierzania kary
lub sposobu argumentowania. Jednak coś z tego w nas pozostało. Jeśli
chłopcy dla zabawy rzucają w siebie kamieniami, to należy im życzyć,
by nie wyrządzili sobie i innym krzywdy. Jeśli oprychy obrzucają
kamieniami samochody czy pociągi, należy ich za to surowo karać.
Rzucanie kamieniami ma jednak swoje znaczenie metaforyczne. Oznacza
łatwe wydawanie wyroków i wyrządzanie krzywdy. Nie brakuje ludzi,
którzy łatwo potępiają innych, skazują na infamię, a nawet śmierć
cywilną. Powołują się przy tym na racje społeczne, etyczne czy nawet
religijne. Norwid przestrzegał, że łzy niewinnych ludzi są jak kamienie,
które uderzą w ich sprawców: "A ludzie mówią, i mówią uczenie, /
Że to nie łzy są, ale że kamienie".
Przykład z jednej strony uczonych w piśmie i faryzeuszów,
a z drugiej grzesznej kobiety ocalonej przez Pana Jezusa, powinien
być wielką przestrogą dla wszystkich. Nie można lekkomyślnie ludzi
skazywać na ukamienowanie. Pan Jezus znał sytuację grzesznej kobiety.
Znał też przyczyny uprawiania przez nią grzesznego procederu. Być
może skłaniali ją do niego ludzie, którzy później chcieli ją ukamienować.
O innej grzesznej kobiecie powiedział: "Odpuszczone są jej liczne
grzechy, ponieważ bardzo umiłowała. A ten, komu mało się odpuszcza,
mało miłuje" (Łk 7,47).
Nieraz ludzie grzeszni potrafią bardziej uwierzyć w Boga
i Go pokochać niż tzw. sprawiedliwi. Wystarczy wspomnieć chociażby
celnika Lewiego, setnika rzymskiego, syna marnotrawnego. I odwrotnie:
ci, którzy uważają się za pobożnych, nie zawsze tacy są. Pan Jezus
podawał rękę ludziom, którzy byli świadomi swej grzeszności. Oni
ją chwytali i powstawali ze swoich upadków. Natomiast ludzie pyszni
nie chcieli zauważyć swoich grzechów, szukali ich u innych. Stąd
chwytali za kamienie. Ich naśladowcy czynią to do dnia dzisiejszego.
Również dzisiaj opinia publiczna potępia i karze ludzi słabych
- dotkniętych alkoholizmem czy popełniających grzechy nieczyste.
Z pewnością ci ludzie nie zasługują na pochwałę. Jednak niewielu
wchodzi w motywy ich postępowania i stara się im pomóc. Nieraz te
czyny są popełniane z motywów fałszywie rozumianej miłości. Z drugiej
strony ta sama opinia publiczna toleruje, a nawet w pewnym sensie
nobilituje ludzi podłych. Takich, którzy "bezinteresownie" szkodzą
innym, poprzez oczernianie, powtarzanie plotek, obmowę, donosicielstwo
przysłowiowe "kopanie dołków". Warto tu przytoczyć opinię Zygmunta
Krasińskiego, który w jednym z listów pisał, że ludzi trzeba szanować,
kiedy są dobrzy, współczuć im, kiedy upadają, pogardzać nimi, kiedy
są podli.
Czas Wielkiego Postu jest czasem nawrócenia dla grzeszników.
Nie tylko podobnych do owej ewangelicznej niewiasty. Także dla ludzi,
którzy za plecami trzymają kamienie, rozglądając się, w kogo by nimi
cisnąć. Niech nie czekają na dzień sądu ostatecznego. Wtedy Pan wypisze
im dokładnie grzechy. Pora porzucić kamienie. Wszyscy, bez wyjątku,
jesteśmy grzesznikami. Wszyscy też potrzebujemy nawrócenia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu