ANNA CICHOBŁAZIŃSKA: - Osiągnięcia cywilizacyjne w wielu dziedzinach, w tym w medycynie, którą Pani reprezentuje, pomogły człowiekowi ujarzmić wiele zjawisk, które zagrażały jego egzystencji. Jednocześnie ten sam człowiek tworzy prawo, które nie pozwala żyć innym - bezbronnym nie narodzonym dzieciom, ludziom starym, chorym. Postępujący kryzys wartości stawia nas przed pytaniami: kim jestem, dokąd zmierzam, jakie jest moje miejsce w rodzinie, pracy, w środowisku lokalnym, w Kościele. Czy rzeczywiście tak trudno jest godnie żyć?
DR WANDA TERLECKA: - To prawda. Codzienne życie dostarcza nam niezliczonych dowodów na to, że powszechnym zjawiskiem jest kryzys tożsamości ludzkiej, tożsamości chrześcijańskiej. Niestety, nasza wiedza o roli człowieka, jego miejscu i powołaniu w Kościele jest wciąż zbyt mała. Gdybyśmy zadali pytanie napotkanemu człowiekowi, także z cenzusem wyższej uczelni: "Kim jesteś jako człowiek ochrzczony?", obawiam się, że odpowiedzi byłyby żenująco niedojrzałe. Tymczasem nawet pobieżna analiza pytania: "Kim jestem?" pozwala zauważyć, że to, kim rzeczywiście jestem, nie zależy wyłącznie i ostatecznie ode mnie, choć ja w kształtowaniu siebie samego odgrywam decydującą rolę. Już nasze zaistnienie na tym świecie jest obarczone całym bagażem dziedzictwa genetycznego, środowiskowego, klimatycznego itd. Cała nasza istota, nasz los, nasze miejsce na ziemi, nasza rola w życiu ostatecznie zależą od Stwórcy. My możemy jedynie z Nim współdziałać bądź opierać Mu się w tworzeniu siebie.
- Tak więc pytania o naszą egzystencję, nasze powołanie powinniśmy zacząć od pytań: do czego jesteśmy powołani, jakie są nasze powinności?
- Każdy myślący człowiek pyta, a przynajmniej powinien pytać, o sens - sens własnego życia, sens zdarzeń, własnych działań. Pytanie o sens przyjętego chrztu należy do pytań najbardziej podstawowych. Przez chrzest, chociaż przyjmowaliśmy go nieświadomie, zostaliśmy włączeni w rzeczywistość Kościoła. Pełnej treści pojęcia "Kościół" nie sposób pojąć tylko rozumem, potrzebna jest i wiara. Wystarczy pamiętać - bazując na nauczaniu soborowym - że Kościół to rzeczywistość Bosko-ludzka założona przez Chrystusa, która dokonuje się w czasie, w swej widzialnej postaci jest utworzona ze społeczności ludzi wierzących w Chrystusa i włączających się w Niego, ale trwająca i doskonaląca się mocą Chrystusa uwielbionego, w Duchu Świętym (por. KK 2-8). Tak rozumiany Kościół urealnia we wszystkich epokach i na każdym miejscu na ziemi misję Chrystusa. Głównym darem dla Kościoła jest Duch Święty zesłany w Dniu Zielonych Świąt. Ożywia on Kościół, uświęca, jednoczy w miłości i wyposaża każdego ochrzczonego w szczegółowe dary, które służą do zjednoczenia wierzących między sobą i doprowadzenia do pełnego zjednoczenia z Bogiem.
- Każdy z nas w społeczności Kościoła ma również swoją własną, indywidualną rolę. Od jej wypełniania zależy los nas samych, ale i los ludzi, za których jesteśmy odpowiedzialni. Zgodzi się Pani, że jednak nie zawsze jesteśmy tego świadomi lub tę odpowiedzialność traktujemy zbyt "przyziemnie", egoistycznie?
- Bogactwo i różnorodność darów Ducha Świętego decyduje o tym, że każdy z ludzi ochrzczonych jest szczególnym wybrańcem Boga, specjalnie przez Niego powołanym do spełniania jedynej, niepowtarzalnej, jemu powierzonej misji. To prawda, że rzadko zdajemy sobie sprawę z głębi tego powołania. Tyle jest powołań w Kościele, ilu jest w nim członków. Jednak wszyscy ochrzczeni mają też jedno wspólne, podstawowe powołanie: iść do ludzi z Dobrą Nowiną, że Bóg nas tak kocha, że dał nam swego Syna Jednorodzonego, aby każdy, kto w Niego wierzy, był wyzwolony od zła i miał życie wieczne. Ponadto każdy ochrzczony ma bardziej uszczegółowione, indywidualne i niepowtarzalne zadanie, powierzone wyłącznie jemu. Dla chrześcijanina świeckiego cały otaczający nas świat jest polem i narzędziem do takiego działania, aby przekształcać go według Bożej hierarchii wartości. Jednakże nikt z ludzi nie zbawi się sam. Musimy - spełniając własne zadania - współdziałać z innymi ochrzczonymi, idąc do tego samego celu, do wspólnotowego zjednoczenia się z Bogiem. Chodzi o to, żeby całe życie i działanie człowieka ochrzczonego przebiegało zgodnie z tą hierarchią.
- Gdyby te powinności spróbować przełożyć na naszą codzienność, to jak Pani uszczegółowiłaby zadania świeckich w Kościele?
- Wszystko, co robimy, powinno być robione kompetentnie
i z sercem - jak dla siebie. Jeśli jestem pracodawcą, muszę patrzeć
nie tylko na interes własnej firmy, ale i na ludzi, których zatrudniam,
na to, czy daję im godne warunki pracy. Jeśli jestem człowiekiem
interesu, muszę troszczyć się o to, aby wszystkie moje pieniądze
zawsze były czyste, nie wymagające ich "prania". Jeśli jestem politykiem
czy urzędnikiem, muszę bezwzględnie stawiać interes społeczny i publiczny
przed swoim prywatnym. Jeśli jestem człowiekiem pióra, każde moje
zdanie winno być wierne prawdzie i sprawiedliwości. Jeśli jestem
lekarzem czy nauczycielem, ludzie powinni móc z pełnym zaufaniem
powierzyć mi swych chorych czy własne dzieci. Jeśli jestem rzemieślnikiem,
powinienem być rzetelny, uczciwy i słowny. Dobrze by było móc o każdym
chrześcijaninie powiedzieć, że jest "Kimś" w swojej dziedzinie, niezależnie
od tego, co robi; że jest człowiekiem prawym i godnym zaufania w
każdej sytuacji.
Żyjąc i działając w ten sposób, chrześcijanin oddaje cały
świat, z którym na co dzień ma do czynienia, Bogu Ojcu, dopełniając
to oddanie w Ofierze Mszy św. (uczestnicząc w ten sposób w misji
kapłańskiej Chrystusa). Oczywiście, to oddanie świata i siebie samego
nie będzie w pełni prawdziwe i szczere, jeśli nie będzie opierać
się na pragnieniu i decyzji, by w moim życiu w każdej sytuacji działa
się wola Boga, a nie moja. "Nie moja, ale Twoja wola niech się stanie"
- mówił Chrystus w szczytowym momencie swego dzieła. "Niech mi się
stanie według słowa Twego" - powiedziała Maryja w kluczowej chwili
swego życia i całej historii ludzkości. "Bądź wola Twoja" - powtarzamy
w codziennej modlitwie.
- Wypełnianie tych powinności nie jest łatwe. Pogłębiająca się bieda, chaos implikują raczej wzrost patologii w życiu społecznym, politycznym, zanikanie etosu zawodowego niż pogłębianie samoświadomości bycia prawym człowiekiem...
- Znakiem rozpoznawczym chrześcijanina świeckiego we
współczesnym świecie powinna być żywa nadzieja. To prawda, że warunki
codziennego życia dają tysiące podstaw do narzekań, żalów, lęków,
ale chrześcijanin powinien pamiętać, że Chrystus powiedział: "Ufajcie,
jam zwyciężył świat". To nie jest czcze pocieszenie ani odesłanie
w nieokreśloną przyszłość. Z każdej sytuacji i w każdych warunkach
można wyjść bogatszym duchowo, z pełniejszym pokojem wewnętrznym,
bardziej gotowym do przebaczania i rozumienia innych ludzi. Ileż
to osób stało się świętymi mimo przeżytych łagrów, obozów koncentracyjnych
i prześladowań komunistycznych. Ileż mądrości życiowej, wewnętrznego
piękna, ile dobroci spotyka się u ludzi dotkniętych ciężkim kalectwem,
nieuleczalną i dotkliwą chorobą, ubogich, starych i odrzuconych przez
rodziny! Chrześcijanin ma pewność, że zaufawszy bezwzględnie Bogu,
na pewno wygra własne życie. Taka nadzieja, niezależnie od okoliczności,
to udział w prorockiej misji Chrystusa (obok przyjęcia i głoszenia
Dobrej Nowiny), chyba szczególnie ważnej dla współczesnych ludzi.
Jeszcze jedna cecha winna być wyróżnikiem chrześcijanina
świeckiego spośród innych ludzi - postawa służby (uczestnictwo w
misji królewskiej Chrystusa). Życie codzienne pokazuje, jak - według
praw tego świata - prawie każdy, kto ma choćby odrobinę władzy czy
więcej pieniędzy, wykorzystuje innych ludzi, lekceważy ich i gnębi.
W Królestwie Bożym "królować" - to znaczy służyć, Chrystus przyszedł
na świat po to, aby służyć. Iluż jest cudownych rodziców, którzy
każdą sekundą swego życia służą najdosłowniej własnej rodzinie. Iluż
wychowawców, lekarzy, pielęgniarek, nauczycieli, którzy całym umysłem,
sercem i duszą służą tym, z którymi pracują! Iluż cichych, szarych,
niewidocznych publicznie ludzi przy swoich warsztatach pracy, na
roli, na uczelniach i w biurach przez swoją pracę i postawę rzeczywiście
służy tym, z którymi spotyka się na co dzień. Życie z nimi staje
się o wiele łatwiejsze i jaśniejsze, niezależnie od tego, co robią
i w jakich okolicznościach ich spotykamy.
Czy takie życie jest realne i łatwe? Z pewnością niełatwe
i o własnych siłach raczej niemożliwe. Jest natomiast absolutnie
możliwe i z pewnością owocne pod jednym warunkiem: że będziemy żyć
i trwać w żywotnej więzi z Chrystusem: "Podobnie jak latorośl nie
może przynosić owocu sama z siebie - jeśli nie trwa w winnym krzewie
- tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem
winnym, wy - latoroślami"(J 15, 4-5). "Nie wyście mnie wybrali, ale
Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili,
i by owoc wasz trwał - aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go
poprosicie w imię moje" (J 15, 16).
Oczywiście, to wszystko, co zostało powiedziane, nie wyczerpuje
tematu powołania świeckich. Świeccy są również odpowiedzialni za
Kościół jako instytucję poprzez uczestnictwo w różnych strukturach,
choćby tylko kształtujących kierunki działań duszpasterskich Kościoła (
synody, rady duszpasterskie, stowarzyszenia i ruchy kościelne). Ten
szeroki temat wymaga jednak odrębnego omówienia.
- Dziękuję za rozmowę
Pomóż w rozwoju naszego portalu