Reklama

Przyjąć dar

Niedziela zielonogórsko-gorzowska 38/2001

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Halina i Paweł Kraszewscy w kwietniu 2002 r. obchodzić będą 25-lecie zawarcia związku małżeńskiego, a potem, w listopadzie, minie 25 lat od ich pierwszego uczestnictwa w spotkaniu kręgu rodzin Domowego Kościoła. Historia ich rodziny to historia powstawania Ruchu Światło-Życie i Ruchu Domowy Kościół w naszej diecezji. Dwie dorosłe już córki - Aleksandra i Joanna oraz tragicznie zmarły przed dwoma laty syn Mikołaj przez wiele lat razem z rodzicami jeździli na oazy wakacyjne, potem sami przeszli całą formację oazy młodzieżowej. Do tej pory Asia jeździ z rodzicami na rekolekcje w ramach diakonii wychowawczej. Obydwoje z wykształcenia są muzykami. Halina uczy gry na fortepianie, Paweł na akordeonie. Ola skończyła klasę gitary, a Asia gra na altówce.

BARBARA DZIADURA: - Jak rozpoczęło się Wasze spotkanie przed prawie 25 laty z Ruchem? Jak się o nim dowiedzieliście?

HALINA KRASZEWSKA: - Razem z naszym synem Mikołajem chodziliśmy na katechezy dla przedszkolaków, które prowadził ks. Jan Pawlak. On wskazał nas ks. Helonowi, który zaprosił nas na pierwsze spotkanie kręgu. Były opory, bo to zwykle tak jest, że żony chcą, a mężowie nie chcą. Do samego spotkania modliłam się, aby zechciał. Na to spotkanie przyszło pięć małżeństw, potem dowiedzieliśmy się, że było jeszcze szóste pod drzwiami, które się spóźniło i bało się wejść. Na drugie spotkanie przyszło już tylko to małżeństwo, które stało pod drzwiami, a reszta zrezygnowała.

- Jak to się stało, że Wy akurat zostaliście? Czy było coś, co Was tam zaciekawiło?

H. K.: - Byliśmy najmłodsi, ciekawi. To była szansa poznania nowych ludzi, nawiązania nowych przyjaźni, a przede wszystkim to drugie spotkanie, które przypadało w III Niedzielę Adwentu 1977 r., odbyło się u nas w domu. Trudno było z niego zrezygnować. Ale raczej nie mieliśmy oporów.

PAWEŁ KRASZEWSKI: - Ja miałem. Po pierwszym, czy po drugim spotkaniu poszedłem do ks. Jana Pawlaka i powiedziałem mu, że ja chciałbym zrezygnować. On mówił o różnych rzeczach, pytał mnie o wiele spraw, dochodził, jakie są trudności. Ja wtedy szczerze powiedziałem, że boję się o moją karierę, że nie będę miał czasu ćwiczyć, występować, bo będę musiał chodzić na jakieś spotkania. I tak się cała rozmowa potoczyła, że odchodząc powiedziałem, że może jednak przyjdę jeszcze na to spotkanie. A prawdziwą przyczyną tego, że zostaliśmy, było to, że Pan Bóg był nam coraz bardziej potrzebny, nie dawaliśmy sobie rady bez Pana Boga.

- Kiedy po raz pierwszy pojechaliście na oazę wakacyjną?

H. K.: - W 1979 r. do Tylmanowej. Moderatorem tej oazy był ks. Helon.

P. K.: - Ale ten wyjazd poprzedziła też seria przypadków, które nie są przypadkami. Razem z teatrem, bo akompaniowałem tam w sztuce Dno nieba, oraz synem Mikołajem pojechaliśmy na wycieczkę w góry - Zakopane i Krościenko. Przejeżdżaliśmy też przez Tylmanową i wtedy sobie przypomniałem, że tam jest chyba oaza. Odczułem chęć poznania, co oni robią na tej oazie w górach. Długo wypytywaliśmy, zanim dotarliśmy na miejsce, a oni akurat mieli agapę. Wszyscy siedzieli przy takim długim stole, śpiewali, śmiali się i bardzo serdecznie nas przyjęli, zainteresowali się nami. Wtedy jeszcze nie rozumiałem tej atmosfery radości, która tam panowała.

H. K.: - Na tą pierwszą oazę wakacyjną pojechał cały nasz krąg z Zielonej Góry i wspólnie odkrywaliśmy wszystkie prawdy Boże. Asia miała wtedy roczek i pamiętam, że pożyczyliśmy taki plecak-nosidełko dla niej i podczas licznych wypraw w góry klerycy ją nosili.

- Od tamtego czasu jeżdżą Państwo co rok na rekolekcje?

H. K.: - Prawie co rok. Raz nie byliśmy, jak rok później urodziła się Ola. Póki dzieci były małe, jeździliśmy do Rokitna, a jak podrosły - znowu do Tylmanowej.

- Jak dzieci przyjmowały Państwa zaangażowanie w Ruchu?

H. K.: - Dzieci były małe, one się rodziły w tej naszej oazie. Początki były fantastyczne. Mikołaj budował sobie ołtarze na pianinie, prowadził modlitwy, zwykle były one bardzo długie, tasiemcowe. Dzieci się bardzo angażowały, jak były małe, gorzej później.

- Jak formacja oazowa kształtowała Wasze codzienne życie, czy wpływała na nie?

H. K.: - Na początku była to po prostu katecheza, uczyliśmy się podstawowych prawd wiary. Formowaliśmy się równolegle do tworzących się materiałów pomocniczych. W latach 70. nie było jeszcze żadnych podręczników, świeccy nie umieli odmawiać brewiarza, uczyliśmy się pracy z Pismem Świętym.

- A jakie są owoce bycia w Ruchu w Waszym życiu rodzinnym?

H. K.: - Myślę, że takim największym owocem jest to, że jesteśmy małżeństwem, że żyjemy razem a nie obok siebie. Oaza uchroniła nas przed tak popularnym w świecie artystów rozpadem małżeństwa. Nauczyliśmy się też ogromnej pokory, nie wiem, czy umielibyśmy tak przyjąć śmierć syna - bez wiary to byłoby niemożliwe.

P. K.: - Czujemy jego obecność, jego orędownictwo. On odpłaca się za wychowanie, za serce.

H. K.: - Ruch dał nam też pokój wewnętrzny i radość na zewnątrz, które myślę, że nie są sztuczne, ale autentyczne, są pewnym sposobem życia. Umiemy także dostrzec drugiego człowieka. Czuliśmy się jak prowadzeni za rękę. Gdy drugi raz objęliśmy posługę pary rejonowej, to na początku pojechaliśmy do Częstochowy, by oddać Matce Bożej w opiekę wszystkie rodziny z naszego rejonu. To zawierzenie nieustannie nam pomaga, gdyż Bóg prowadzi nas trudną drogą. Jest krzyż, są cierpienia, ale to też nas nieustannie kształtuje.

P. K.: - Nie wiem, jak bez oazy znaleźlibyśmy się w tym świecie. Był czas, że się pogubiliśmy, bo obydwoje jesteśmy bardzo wrażliwi, nie mogliśmy się porozumieć, w sobie szukaliśmy błędów, ale dzięki oazie potrafiliśmy sobie pomóc. W takich sytuacjach trzeba wszystko oddać Panu Bogu.

- Dlaczego w Domowym Kościele jest tak mało młodych małżeństw?

H. K.: - Dziś dzieci tak bardzo absorbują rodziców, że nie mają oni czasu na nic innego, a s. Jadwiga Skudro mówi, że dzieci powinny uczestniczyć w miłości rodziców. I Ruch to umożliwia. Z tego trzeba korzystać. Młode małżeństwa za bardzo fascynują się sobą. Może nie zdają sobie jeszcze sprawy, że we wspólnocie jest łatwiej.

P. K.: - To jest chyba łaska!

H. K.: - Jest jakiś strach w ludziach. Nie potrafią brać. My chcemy im dać, my ich zapraszamy..., ale najtrudniej jest przyjąć dar.

- Czego życzylibyście Ruchowi w naszej diecezji na następne 25 lat?

H. K.: - Jedności, pokoju i płynącej z tego radości!

P. K.: - Jedność bowiem jest znakiem obecności Pana Boga.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2001-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Świadectwo Andrzeja Mastalerza: Kościelny ślub po 17 latach. Dlaczego?

[ TEMATY ]

świadectwo

świadectwa

Bliżej Życia z wiarą

Bliżej Życia z wiarą /Archiwum Andrzeja Mastelarza

W codzienności staramy się patrzeć na tę drugą osobę nową miłością – wyznaje Andrzej Mastalerz, który miłość małżeńską w kościele ślubował po wielu latach trwania w związku cywilnym.

Kościelny ślub po 17 latach. Dlaczego? W którymś momencie trzeba podjąć konkretną decyzję. Dobrą decyzję, bardziej poważną i zobowiązującą. I chociaż oboje deklarowaliśmy, że jesteśmy osobami wierzącymi, to równocześnie obojgu nam w pewnym sensie brakowało odwagi, aby taką decyzję podjąć. Przyszedł moment, że wiedzieliśmy, iż chcemy zawrzeć sakramentalny związek małżeński. Trwało to dość długo, ale lepiej później niż wcale.
CZYTAJ DALEJ

Rozważania bp. Andrzeja Przybylskiego: co rozumiem przez słowa - "mój Bóg"?

2024-11-08 13:56

[ TEMATY ]

bp Andrzej Przybylski

Karol Porwich/Niedziela

Każda niedziela, każda niedzielna Eucharystia niesie ze sobą przygotowany przez Kościół do rozważań fragment Pisma Świętego – odpowiednio dobrane czytania ze Starego i Nowego Testamentu. Teksty czytań na kolejne niedziele w rozmowie z Aleksandrą Mieczyńską rozważa bp Andrzej Przybylski.

Prorok Eliasz poszedł do Sarepty. Kiedy wchodził do bramy tego miasta, pewna wdowa zbierała tam sobie drwa. Zawołał ją i powiedział: «Daj mi, proszę, trochę wody w naczyniu, abym się napił». Ona zaś zaraz poszła, aby jej nabrać, ale zawołał za nią i rzekł: «Weź, proszę, dla mnie i kromkę chleba!» Na to odrzekła: «Na życie Pana, Boga twego! Już nie mam pieczywa – tylko garść mąki w dzbanie i trochę oliwy w baryłce. Właśnie zbieram kilka kawałków drewna i kiedy przyjdę, przyrządzę sobie i memu synowi strawę. Zjemy to, a potem pomrzemy». Eliasz zaś jej powiedział: «Nie bój się! Idź, zrób, jak rzekłaś; tylko najpierw zrób z tego mały podpłomyk dla mnie i przynieś mi! A sobie i swemu synowi zrobisz potem. Bo tak mówi Pan, Bóg Izraela: Dzban mąki nie wyczerpie się i baryłka oliwy nie opróżni się aż do dnia, w którym Pan spuści deszcz na ziemię» Poszła więc i zrobiła, jak Eliasz powiedział, a potem zjadł on i ona oraz jej syn, i tak było co dzień. Dzban mąki nie wyczerpał się i baryłka oliwy nie opróżniła się, zgodnie z obietnicą, którą Pan wypowiedział przez Eliasza.
CZYTAJ DALEJ

Sejm skierował projekt ustawy ws. wolnej Wigilii do dalszych prac w komisjach

2024-11-08 22:08

[ TEMATY ]

wigilia

PAP/Leszek Szymański

Sejm zdecydował, że poselski projekt ustawy o ustanowieniu Wigilii dniem wolnym od pracy został skierowany do dalszych prac w dwóch sejmowych komisjach. Wcześniej posłowie odrzucili wniosek o niezwłoczne przystąpienie do drugiego czytania projektu.

W piątek w Sejmie odbyło się pierwsze czytanie projektu przygotowanego przez posłów Lewicy. Chcą oni, aby Wigilia była dniem wolnym od pracy już w tym roku. Dlatego w imieniu autorów projektu Katarzyna Ueberhan (Lewica) złożyła wniosek o niezwłoczne przejście do drugiego czytania projektu, bez kierowania go do komisji.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję