Pytanie to, które postawił św. Anzelm z Canterbury (1033 – 1109), wciąż zadają sobie kolejne pokolenia ludzi.
Odpowiedź może pójść w dwóch niewykluczających się kierunkach: spowodował to ludzki grzech albo sprowadziła Boga na ziemię miłość do człowieka. Bóg nic nie musiał. Nie musiał stać się człowiekiem, wystarczyło Jego jedno słowo, a otworzyłby nam bramy nieba. A jednak Słowo przyszło na świat jako człowiek. Przerasta nas ta prawda? Nic nie szkodzi.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Może (współczesny) rozum ma trudność z wejściem do betlejemskiej stajni (groty) i musi się przed nią zatrzymać, ale ważne jest, by miłość odważyła się tam wejść. Rozum potrzebuje jeszcze czasu, ale niebawem i on wejdzie. A jednak pozwólmy stojącemu przed drzwiami rozumowi zastanowić się i spojrzeć na wydarzenia sprzed groty.
Najpierw była droga, którą Małżonkowie pokonali, by dojść do Betlejem. Z Nazaretu do tego miejsca jest ok. 150 km, czyli nie mniej niż 5 dni marszu. Droga jest trudem, ale też środkiem do celu. Po drodze życia mamy się nie włóczyć, ale wędrować, czyli wiedzieć, dokąd idziemy i w jakim celu.
Reklama
Potem było poszukiwanie przez Nich miejsca – i wszędzie odmowa. Można zbudować sobie jakąś gospodę (przestrzeń życiową), do której nie chce się wpuścić Jezusa. Nasz rozum już wie więcej. Zna tragiczną informację. Ci, którzy nie chcieli przyjąć Kobiety z nienarodzonym Dzieckiem, niebawem utracili swoje narodzone dzieci. Zamknięcie jakichkolwiek drzwi przed Jezusem jest równocześnie otwarciem ich dla śmierci.
Rozum, który jeszcze nie potrafi wejść i dotknąć tajemnicy Narodzin w betlejemskiej grocie, przygląda się temu, co na zewnątrz. Widzi, że przyjście na świat Jezusa nie budzi trwogi u ludzi, którzy nie patrzą egoistycznie na życie. Lęk towarzyszy jedynie bojącemu się o siebie Herodowi. A lęk prowadzi do agresji.
Miłość pociąga rozum, zawsze lubi mieć go blisko siebie. W końcu odważa się i on podążyć za miłością i zajrzeć do betlejemskiej groty. Jest w niej Józef. Ten sprawiedliwy mąż wiedział, że to nie jego dziecko urodziła Maryja, a jednak czuł się za nie odpowiedzialny. Jest sobą przy swojej żonie. To prawdziwa cecha męża.
Postawa Józefa jako męża prowokuje rozum do refleksji nad małżeństwem. Zabierając ze sobą brzemienną żonę, Józef okazał się człowiekiem odważnym i mocno ufającym Bogu. Maryja nie była bowiem zobowiązana osobiście udać się na miejsce spisu, nawet jeśli wcześniej (co jest możliwe) również była mieszkanką Betlejem. Wystarczyło, że na spisie stawił się mężczyzna, który był głową domu. On zapisywał całą swoją rodzinę. Prawdopodobnie Józef nie chciał pozostawić samej Maryi, która była już w zaawansowanej ciąży. Dalsze lata ich małżeństwa pokażą, że wszędzie zabierał ze sobą żonę i dziecko, dla którego stał się ojcem.
Reklama
W grocie jest Maryja. Ona kocha, zachowuje wszystkie te sprawy i rozważa je w swoim sercu. Nie jest bierna wobec aktualnych wydarzeń, analizuje je sercem. Jest całą sobą przy Dziecięciu. Ma przy sobie męża, który jest jej miłością. Bóg pragnął przyjść na świat jako człowiek pośród małżonków, których połączyła miłość. W żłobie jest położone Dziecię Jezus, to Jego kołyska. Prościej już się nie da. Ta prostota zaczyna przeszkadzać rozumowi, ale ma on przy sobie miłość. Bóg stał się zwykłym człowiekiem, chociaż jest niezwykły. Ta prostota dla wielu będzie zbyt trudna. Będą dużo na ten temat gadać. Niewiara jest rozgadana, krzykliwa. Wie najlepiej. Przynajmniej tak sądzi.
Rozum z miłością trwają przy Dziecięciu. Przychodzą pasterze. O tym cudownym wydarzeniu dowiedzieli się od aniołów. Szukali tego miejsca. Musieli obchodzić różne groty, zanim dotarli do tej, w której przyszedł na świat Jezus. Poszukiwanie jest czymś naturalnym w wierze. Istotna jest wytrwałość. Dzielą się dobrą nowiną, którą usłyszeli od aniołów. Dobro chce się dzielić, nic przy tym nie tracąc.
Anioły
Reklama
Rozum zaciekawiła wiadomość o aniołach. Każdy anioł jest duchem, ale nie każdy duch jest aniołem. Duchy, które żyją w bliskości Boga i które otrzymują od Niego misję, nazywamy aniołami. Ich nazwa wywodzi się od greckiego słowa angelos, które dosłownie oznacza „posłaniec”, „zwiastun”. Nie widzimy ich. Rozum jednak wie, że w nauce kwestia (nie)widzenia nie jest kryterium stwierdzającym, iż coś jest lub czegoś nie ma. Pies nie widzi koloru czerwonego, pomarańczowego i zielonego, ale to nie oznacza, że tych kolorów nie ma. Kret potrafi odróżnić jedynie dzień od nocy, ale to nie oznacza, że nie ma innych szczegółów tworzących dzień i noc. Niektóre węże widzą promieniowanie podczerwone, a wiele gatunków nietoperzy widzi w ultrafiolecie (promieniowanie UV). To, że człowiek tych fal nie widzi, nie oznacza, że ich nie ma. Tylko odpowiedni sprzęt pozwala nam uwierzyć, że jest i takie postrzeganie świata. To, że nie widzimy aniołów (podobnie jak podczerwieni i ultrafioletu), nie oznacza, że ich nie ma. To tylko kwestia „rodzaju oka”.
Rozum dostrzegł jeszcze jeden fakt. Aniołowie przyszli na ziemię za swoim Panem, który stał się Dziecięciem. Do anioła zwiastuna, który przekazał wiadomość pasterzom, przyłączyli się aniołowie muzycy, którzy utworzyli pięknie zharmonizowany chór. Z kart Starego Testamentu wiemy, że to rozśpiewane istoty, które w ten sposób lubią wychwalać swojego Boga (por. Iz 6, 1-3; Ps 148, 1-2).
Pasterze
Rozum snuje domysły, skąd pochodzą owi pasterze. Mogą być Beduinami, którzy przybyli do Betlejem z tej samej przyczyny co Józef i Maryja; mogą być najemnikami, którzy wypasali owce mieszkańców Betlejem; lub też pasterzami, którzy hodowali owce należące do świątyni i przeznaczone na rytualne ofiary. Fakt, że wraz z owcami byli w nocy na polu, świadczy o tym, że była to cieplejsza pora. Pasterze bowiem wychodzili z owcami na wypas z początkiem wiosny (w marcu), a wracali dopiero pod koniec listopada. Dostrzegli narodziny Jezusa, bo byli wierni swojej misji – pracowali i czuwali.
Reklama
Skąd zatem data narodzin Jezusa – 25 grudnia? Prawdopodobnie celowo obrali ją chrześcijanie w Rzymie w IV wieku jako datę symboliczną, zastępując świętowane w tym dniu pogańskie święto narodzin boga Słońca uroczystością narodzin Boga Człowieka, Jezusa Chrystusa. Dla nich to Jezus Chrystus był „słońcem sprawiedliwości” (por. Ml 3, 20), „światłością świata” (por. J 8, 12), „światłem na oświecenie pogan” (por. Łk 2, 32). Gdy pasterze wyszli z groty, wielbili i wysławiali Boga za wszystko, co słyszeli, widzieli i co zostało im powiedziane. Zniknęli w codzienności zajęć, ale zatrzymali doświadczenie spotkania z Mesjaszem. Praca, zwyczajne obowiązki, sprawy własne i drugich są gruntem dla rozwoju wiary, a nie pustynią powodującą obumieranie życia duchowego.
Magowie
Nieco później do betlejemskiej groty dotarli Mędrcy ze Wschodu. Tak ich nazwano. To poganie, magowie, ludzie uczeni tamtych czasów. Ich droga do Jezusa była znacznie dłuższa niż pasterzy (liczona nie tylko w kilometrach), ale wytrwale ją przeszli, bo zaciekawiło ich dziwne zjawisko astronomiczne, które zinterpretowali jako znak narodzin kogoś nadzwyczajnego.
Czasem rozum potrzebuje przejść dłuższą drogę do Jezusa niż serce, ale jeśli uczciwie prowadzi swoje dociekania i poszukiwanie, ostatecznie trafia do Betlejem. Nauka bowiem nie jest przeciwna wierze. Przeciwny jest jej grzech, a nie intelekt. Rozum może pytać: „jeśli odejdę od Boga, czy coś lepszego znajdę?” (parafrazując myśl św. Augustyna z Hippony; 354-430). W którąkolwiek stronę życia się zwróci, zawsze będzie mu czegoś brakować i będzie za czymś tęsknić. Nawet w obojętności i ateizmie zawsze jest coś do pragnienia i szukania.
Dziecię w Betlejem podpowiada rozumowi. Wprawdzie nie wszystko mu wyjaśnia, ale ukierunkowuje jego myślenie ku nadziei, pięknie i życiu. Gdzie rozum ma czerpać siły do życia, zwłaszcza wtedy, gdy życie boli? Szczególnie on potrzebuje nadziei Betlejem. Bez niej traci siły, spokój, sens, zaczyna błądzić po bezdrożach jałowych ideologicznych trendów.
Rozpoznać Boga
Reklama
Rozum analizujący betlejemską grotę dostrzega jeszcze, że w pobliżu Dziecięcia są wół i osioł. Skąd one się tam wzięły? Być może to był ich dom, bo grota ta była przecież stajnią. A może przywędrowały tam z interpretacji tekstu, który pozostawił nam prorok Izajasz: „Wół rozpoznaje swego pana i osioł żłób swego właściciela; Izrael na niczym się nie zna, lud mój niczego nie rozumie” (Iz 1, 3). Są one wyzwaniem dla poszukującego prawdy rozumu, gdyż to im przypisano czasownik „rozpoznawać”, a człowiekowi „nie znać”. Zwierzęta te, poza tym tekstem, nigdzie indziej w Biblii razem nie występują. Często mają wręcz negatywną symbolikę (np. Prz 7, 22; 26, 3), a jednak to one stały się wzorem „rozpoznania” Boga. Umiejętności tej zabrakło (i brakuje) wielu ludziom. Wiedza nie musi prowadzić do życia mądrze przeżytego. Głupich decyzji nie podejmą ani wół, ani osioł. Nie pozwala im na to natura (instynkt). Do głupich decyzji zdolny jest wyłącznie rozumny człowiek.
Zastanawia fakt, że wszystkie osoby, które przyszły do Dziecięcia Jezus, odchodziły od Niego uszczęśliwione. Do radości życia dochodzi się przez trudy. Gdy żyje się z Bogiem i pozostaje wiernym otrzymanej misji (powołaniu), tam pojawiają się pokój i radość, choć niejednokrotnie będzie brakować spokoju.
Rozum wraz z miłością opuściły betlejemską stajnię, w której narodził się wyczekiwany Mesjasz. Po latach otrzymał księgi, w których natchnieni przez Boga autorzy opisali to wydarzenie. Dostrzegł, że ewangelista Łukasz napisał, iż Maryja położyła swojego pierworodnego Syna w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie (por. Łk 2, 7). Grecki termin określający pomieszczenie, w którym zabrakło miejsca dla Jezusa, to katalyma. Może on definiować „kwaterę”, „gospodę”, „pokój gościnny”, „izbę”. Po ponad 30 latach od wydarzenia w Betlejem Jezus znalazł miejsce, gdzie Go przyjęto. To Wieczernik, który w języku greckim określany jest przez ten sam termin, co zamknięta niegdyś przed Jezusem gospoda, czyli katalyma (por. Mk 14, 14; Łk 22, 11).
Ewangelista Jan o narodzinach Jezusa napisał: „Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas” (J 1, 14). Wyszkolony w języku greckim rozum stwierdził, że sformułowanie „zamieszkało” dosłownie oznacza „rozbiło namiot (eskenosen) wśród nas”. Namiot w Biblii to symbol ochrony i bycia ze sobą. Jezus zadbał o namiot nieprzerwanego bycia z człowiekiem. Przyniósł go do Betlejem, rozłożył w Wieczerniku, a na stałe umiejscowił w każdym kościele. Dzisiaj nazywamy go tabernaculum (tak w języku łacińskim nazywa się namiot).
Rozum znów potrzebuje, aby miłość stanęła przy jego boku. Bez niej nie odważy się zbliżyć do tajemnicy obecności Boga w Białej Hostii...
Autor jest duszpasterzem i biblistą, redaktorem naukowym serii Biblia Impulsy.
Książki można zamówić: ksiegarnia@niedziela.pl