Na dziedzińcu parafii św. Jana Pawła II w podlwowskich Sokolnikach przybywających wita wielki namiot z wysokim kominem. W środku znajduje się kilka dużych kotłów ogrzewanych drewnem i kilkadziesiąt garmażeryjnych termosów. Codziennie rano w namiocie krząta się kilkuosobowa grupa wolontariuszy, przygotowująca setki litrów gęstej zupy, która trafia do uchodźców w pobliżu parafii.
Zupa i szkoła dla Romów
Reklama
Od początku wojny liczba mieszkańców Lwowa wzrosła przynajmniej o sto tysięcy. To uchodźcy ze wschodniej Ukrainy, zakwaterowani głównie w szkołach, internatach i hotelach; kilka tysięcy znalazło dach nad głową w salach parafialnych i plebaniach. Ksiądz Grzegorz Draus (lublinian z Poczekajki), proboszcz w Sokolnikach, ugościł na początku ponad 50 osób, wśród nich również rodziny romskie, nielubiane i odrzucane przez społeczność Lwowa. Dwie z nich nadal mieszkają w budynku parafialnym. W tym samym czasie dwa kilometry od papieskiej parafii rozłożył się tabor romski, ponad sto osób, w tym prawie połowa to dzieci, w większości analfabeci. Ksiądz Draus zorganizował dla nich codzienne posiłki, które przez ponad rok dowozili wolontariusze. Udało mu się przekonać część rodziców, aby zgodzili się na naukę dzieci i tak kilka sal parafialnych funkcjonowało jako szkoła. Niestety, lokalne władze pozostały obojętne na cygańskie losy. Dzięki katechezie kilkoro dzieci przyjęło chrzest, a wszystkie mogły korzystać ze świetlicy. Równie ważną sprawą były prysznice, do których początkowo trzeba było dzieci namawiać. W miejscu taboru nie było ani jednej toalety czy łazienki, tylko las i mała rzeczka. Tabor zwinął się na początku września. Ksiądz Grzegorz cieszy się, że przynajmniej grupka dzieci będzie umiała się podpisać i przeczytać nazwy miejscowości, ku którym wyruszyli.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Pomoc Kościoła w trzeźwości
W oddalonych 60 km od Lwowa Kniażach od ponad dwudziestu lat funkcjonują dwa domy prowadzone przez stowarzyszenie „Droga”, dedykowane osobom pokonującym uzależnienia od alkoholu lub narkotyków. Przy wsparciu hierarchii i duchowieństwa archidiecezji lwowskiej domy pomieścić mogą w sumie kilkanaście osób objętych programem pomocy terapeutycznej i duchowej. Imponuje fakt, że „Drogę” założyli i obecnie kierują Jura i Oleg, dawni absolwenci podobnych ośrodków w Polsce, którzy sami przeszli drogę do trzeźwości, później ukończyli studia z psychologii oraz terapii, wreszcie zgromadzili fundusze na zakup domów. Pierwszym ofiarodawcą była fundacja holenderskiego księdza Henri Nouwen (zmarł w 1996 r.); wielką życzliwość okazywał i nadal okazuje lwowski sufragan bp Edward Kawa, a duchowym opiekunem jest ks. Oleg Salamon, doktor psychologii. Ośrodek żywo współpracuje z różnymi fundacjami w Polsce – w Lublinie z KUL – chociaż teraz kontakty nieco osłabły w związku z zakazem opuszczania Ukrainy przez mężczyzn.
Szpital polowy
Kościół w Ukrainie jest ciągle – zgodnie ze słowami Franciszka – „szpitalem polowym”. Energicznie wychodzi naprzeciw problemom, które niesie ze sobą wojna. Wydaje się, że tradycyjne niesnaski pomiędzy katolikami rzymskimi i unickimi ustąpiły miejsca intensywnej współpracy; ta jedność jest bardzo potrzebna wobec zagrożenia ze strony wroga. Dobrze została przyjęta, przynajmniej na zachodzie kraju, decyzja o obchodzeniu Bożego Narodzenia przez prawosławnych Patriarchatu Kijowskiego zgodnie z kalendarzem łacińskim. Najważniejsza jest jednak wielka fala miłosierdzia, która obejmuje żołnierzy na froncie, ale także rodziny zmarłych, wdowy i sieroty czy choćby niechcianych Romów.