W praktyce oznaczałoby to odcięcie Moskwy od ogromnych pieniędzy, które do tej pory płynęły do niej szerokim strumieniem, stanowiąc jedno z głównych źródeł finansowania kremlowskiej machiny wojennej. Według raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego, dla rosyjskiego budżetu byłyby to straty sięgające 51 mld dol. Sama sprzedaż ropy i gazu stanowi połowę całego eksportu Rosji i główny fundament rosyjskiej gospodarki.
Wśród największych entuzjastów nałożenia przez UE całkowitego embarga na rosyjską ropę naftową, obok Stanów Zjednoczonych, są kraje bałtyckie oraz Polska. Europa, której gospodarka pozostaje silnie uzależniona od dostaw czarnego złota z Rosji, przez długi czas nie kwapiła się jednak do radykalnych kroków na tym polu. Szczególne obawy zgłaszała w tej kwestii strona niemiecka, która jest jednym z głównych europejskich importerów rosyjskiej ropy naftowej. Berlin był też zaniepokojony perspektywą ewentualnego odwetu Moskwy, która w odpowiedzi na unijne embargo mogłaby zakręcić kurek z gazem. Niemcy są bowiem w 60% uzależnione od dostaw tego surowca z Rosji, a ewentualna rezygnacja z jego importu byłaby dla nich dużo bardziej odczuwalna niż potencjalne embargo na rosyjską ropę naftową.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ameryka przykładem
Reklama
To skutki naiwnej i krótkowzrocznej polityki, którą przez lata prowadził Berlin. Na nic zdały się liczne ostrzeżenia wysyłane w tej kwestii przez stolice takie jak Waszyngton czy Warszawa, które wskazywały na poważne konsekwencje dla europejskiego bezpieczeństwa, wynikające z postępującego uzależniania się od dostaw gazu z Rosji. Kiedy w 2018 r. ówczesny prezydent USA Donald Trump przemawiając w ONZ, podkreślał, że opieranie się na jednym zagranicznym dostawcy gazu może narazić państwa na wymuszenia i zastraszanie, niemiecka delegacja chichotała w najlepsze. Czy teraz, gdy słowa Trumpa okazały się prorocze, też jest Niemcom do śmiechu?
Stany Zjednoczone dały przykład wolnemu światu, wprowadzając całkowite embargo na rosyjskie surowce energetyczne – ropę naftową, gaz ziemny oraz węgiel. Prezydent Biden 8 marca podpisał dekret w tej sprawie, a chwilę później projekt ustawy zakazującej importowania nośników energii z Rosji przegłosowała także Izba Reprezentantów. Ameryka, w przeciwieństwie do Unii Europejskiej, nie była silnie uzależniona od dostaw surowców energetycznych z Rosji. Według danych amerykańskiej Agencji Informacji Energetycznej, Stany Zjednoczone w zeszłym roku importowały 672 tys. baryłek rosyjskiej ropy naftowej dziennie. Moskwa zaspokajała zatem zaledwie 8% amerykańskiego importu tego surowca. W przypadku Niemiec jest to prawie 30%, a w przypadku Unii Europejskiej, która jest od Rosji w tej kwestii uzależniona – 25%. Wartość rosyjskiego eksportu ropy naftowej do USA w 2021 r. wynosiła 3,7 mld dol. Odcięcie Moskwy od tych pieniędzy to kolejny poważny cios w jej finanse. Prawdziwym nokautem dla Kremla byłaby jednak sytuacja, w której Unia Europejska poszłaby w ślady Ameryki.
– Wpływ amerykańskiego embarga na dochody Rosji będzie prawie 14-krotnie mniejszy niż w przypadku ewentualnego embarga UE na samą ropę naftową – stwierdził Maciej Miniszewski, analityk zespołu energii i klimatu Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Rekordowe ceny
– Bierzemy na cel główną arterię rosyjskiej gospodarki – stwierdził prezydent USA.
Reklama
Gdy ogłaszał swoje embargo, nie ukrywał, że ta decyzja spowoduje wzrost cen na amerykańskich stacjach benzynowych. Obiecał jednak, że jego administracja zrobi wszystko, co w jej mocy, aby ograniczyć negatywne skutki tej decyzji dla amerykańskich obywateli. Na rekordową drożyznę Amerykanie nie musieli długo czekać. Jak wyliczyła American Automobile Association, 8 marca cena benzyny w USA, która przekroczyła pułap 4,144 dol. za galon, pobiła 14-letni rekord ustanowiony w lipcu 2008 r. Oczywiście, jeżeli weźmiemy pod uwagę inflację, która od miesięcy szaleje w USA, okaże się, że realnie ten rekord cenowy nie został jeszcze pobity. Nie zmienia to jednak faktu, że sytuacja na amerykańskim rynku jest bardzo trudna. Amerykanie, w przeciwieństwie do mieszkańców Starego Kontynentu, są znacznie bardziej zależni od benzyny. Za oceanem głównym środkiem przemieszczania się jest transport indywidualny. Ten publiczny w wielu miastach pozostaje bardzo słabo rozwinięty, niekiedy praktycznie nie istnieje. W drodze do pracy Amerykanie przejeżdżają średnio znacznie więcej kilometrów niż Europejczycy, a ich samochody mają często kilkakrotnie większe silniki.
– To tragiczna sytuacja i, niestety, nie poprawi się ona w najbliższym czasie. Wysokie ceny prawdopodobnie utrzymają się nie przez kilka dni lub tygodni, jak miało to miejsce w 2008 r., ale przez miesiące. Spodziewamy się teraz, że roczna średnia krajowa wzrośnie do najwyższego w historii poziomu – stwierdził Patrick De Haan, szef analizy ropy naftowej w firmie GasBuddy.
Wina Bidena
Według sondażu przeprowadzonego przez Quinnipiac University, aż 71% Amerykanów poparło embargo na rosyjską ropę naftową, nawet gdyby miało to oznaczać dalszy wzrost cen na stacjach benzynowych. Czym innym jest jednak zgoda społeczeństwa na ponoszenie kosztów związanych ze wspieraniem walczącej o wolność Ukrainy, a zupełnie czym innym odpowiedzialność administracji Bidena za część obserwowanego w USA wzrostu cen paliw.
Reklama
Gdy Biden przemawiał na konferencji zorganizowanej przez Narodową Ligę Miast 14 marca, stwierdził, że obecne wzrosty cen benzyny są w dużej mierze winą Władimira Putina. Wojna na Ukrainie faktycznie przyczyniła się do zwiększenia cen ropy naftowej, ale nie jest to jedyny czynnik odpowiadający za drożyznę na amerykańskich stacjach benzynowych. Lider republikanów w Senacie – Mitch McConnell zwrócił uwagę, że benzyna w USA zdrożała przede wszystkim przez rekordową inflację, która jest następstwem nieodpowiedzialnej polityki fiskalnej prowadzonej przez administrację Joego Bidena, polegającej na zwiększaniu wydatków publicznych. Zdaniem republikanów, istotną kwestią jest też uleganie przez Bidena skrajnej narracji ekologów, co przejawiało się torpedowaniem przemysłu naftowego w USA. Jedną z pierwszych decyzji podjętych przez Joego Bidena zaraz po objęciu przez niego urzędu prezydenta USA było podpisanie dekretu prezydenckiego wstrzymującego budowę rurociągu naftowego Keystone XL Pipeline, który miał łączyć Kanadę z USA. Jen Psaki, rzeczniczka Białego Domu, stwierdziła, że dokończenie projektu nie miałoby żadnego wpływu na wzrost cen benzyny. Trudno się z tą narracją zgodzić.
Republikanie od samego początku alarmowali, że taka decyzja będzie miała negatywne skutki nie tylko dla amerykańskich miejsc pracy, które po prostu nie powstaną, lecz także dla cen ropy naftowej, które poszybują w górę. Twierdzenia sugerujące, że rurociąg naftowy łączący Kanadę z USA, budowany przez Trumpa, a zatrzymany przez Bidena, nie miałby wpływu na obniżenie cen benzyny w obecnej sytuacji, jest wulgarnym i cynicznym kłamstwem na potrzeby polityczne.
Biden szuka ropy
Administracja USA, chcąc zniwelować skutki embarga na rosyjską ropę, rozpoczęła kampanię dyplomatyczną, której celem jest porozumienie się z jednymi ze swoich najpoważniejszych rywali. Chodzi m.in. o kraje takie jak Wenezuela oraz Iran, które mogłyby zwiększyć swoje wydobycie ropy naftowej i zapewnić dostawy do USA. Do tej pory Ameryka blokowała jednak import surowca z tych państw ze względu na sprawujące tam władzę niedemokratyczne i wrogie wobec Waszyngtonu reżimy polityczne. Republikanie zastanawiają się, dlaczego Joe Biden po prostu nie zwiększy krajowej produkcji ropy naftowej w USA. Ameryka, która posiada pokaźne pokłady czarnego złota, jest przecież największym producentem tego surowca na świecie. Tymczasem Biden woli kupowanie ropy u jednego zbrodniarza zastępować dostawami od innych krwawych dyktatorów.