Ks. Jarosław Grabowski: Gratuluję Ojcu 30. rocznicy powstania Radia Maryja. Nie mogę przy tej okazji nie zapytać: skąd pomysł na taki właśnie charakter działalności? Wcześniej nie mieliśmy w Polsce podobnych rozgłośni...
O. Tadeusz Rydzyk: Mediami interesowałem się od młodych lat. Nurtowało mnie przede wszystkim to, jak dotrzeć do ludzi, żeby wszyscy uwierzyli w Pana Boga, żeby dowiedzieli się, co nam przekazał Pan Jezus. Żeby uwierzyli i ukochali... To było jeszcze na długo przed tym, zanim wstąpiłem do seminarium. Przecież jeżeli Pan Bóg jest, jeżeli nas tak bardzo kocha, to dlaczego ludzie o tej miłości nie mówią, dlaczego jej nie głoszą...? Te pytania były we mnie, zastanawiałem się, co robić, by dotrzeć do jak największej liczby osób z ewangelicznym przekazem, by głosić, czyli robić wszystko, żeby Ewangelia miłości Boga dotarła do każdego. A później, gdy już była taka możliwość, najpierw myślałem o centrum ewangelizacji, o tym, żeby powstało coś na wzór seminariów duchownych – które przygotowują przyszłych kapłanów – tylko dla świeckich. Ale to był czas, gdy myślałem już o radiu...
Reklama
Już wtedy Ojciec rozumiał, jak wielką siłę stanowią media?
Tak. Dają one ogromne możliwości dotarcia do ludzi. Gdy już zostałem księdzem i uczyłem religii, starałem się podsuwać dzieciom i młodzieży wartościowe książki. Nie było tego dużo, bo w tamtych czasach istniało swoiste embargo dla Kościoła katolickiego nałożone przez komunistów. Udało mi się nawet zdobyć mały powielacz i za jego pomocą usiłowałem przygotowywać materiały chociażby na katechezę... Cały czas modliłem się o to centrum ewangelizacji.[zdjecie id="119652"][/zdjecie] Nie pamiętam już dokładnie kiedy, ale na początku lat 80. ubiegłego wieku wraz z pielgrzymką z Krakowa mogłem uczestniczyć we Mszy św. w prywatnej kaplicy Jana Pawła II, a później być w jego prywatnej bibliotece, i dość długo z nim rozmawiać. Pytał mnie, co chcę robić, jakie mam plany. Odpowiedziałem: „Ojcze Święty, centrum ewangelizacji. Proszę o błogosławieństwo dla tego dzieła”. Papież długo patrzył mi w oczy, nawet pomyślałem: Boże, jego wzrok jest tak przenikliwy. Pobłogosławił i dał mi różaniec. Ten moment uważam za początek. O tym, co się działo później, mógłbym długo opowiadać. Któregoś dnia spotkałem się z pewnym włoskim konsulem z Niemiec. Przyjechałem z nim do Polski, byliśmy w Wadowicach, Kalwarii Zebrzydowskiej, Oświęcimiu, Częstochowie, Warszawie i na koniec u Siostry Faustyny w Krakowie. To tu powiedział do mnie: „Jest we Włoszech takie Radio Maryja (ja o tym wiedziałem). Dlaczego ojciec nie zrobi radia? Ja pomogę”. Odpowiedziałem mu: „Ja bym chciał, ale to nie jest takie proste, to jest marzenie”. I to był następny impuls. Oczywiście, ten konsul nic nie pomógł. To znaczy materialnie nie pomógł, ale to pytanie – to była pomoc! A później byłem we Włoszech, w tym włoskim Radiu Maryja. Tam założyciel tej rozgłośni, ks. Mario – skądinąd przeciekawa postać – powiedział do mnie: „Ojcze, załóż radio!”. A ja, chociaż pragnąłem to zrobić, odpowiedziałem, że u nas takimi sprawami zajmują się księża biskupi, że może skontaktuję księdza z odpowiednią osobą. A on podkreślił: „Nie, ty działaj! Pamiętaj, nie bój się. To nie ma być radio Tadeusz, tylko radio Maryja”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Można zatem powiedzieć, że u podstaw Radia Maryja leży po prostu wiara, choć nie wszyscy są w stanie to zrozumieć. Wiara, która wymaga działania, a nie tylko przeżywania...
Ja się ciągle modlę o głęboką wiarę dla siebie. Trudno mi oceniać siebie samego, ale raczej uważam, że ciągle mam za słabą wiarę, a chciałbym ją mieć bardzo mocną. Liczę na Pana Boga, na Jego miłosierdzie, i na Matkę Najświętszą.
Jak Ojciec sądzi, co sprawia, że Radio Maryja od trzech dekad jednoczy tak rozmaitych ludzi: z jednej strony intelektualistów, a z drugiej – tzw. zwyczajnych katolików?
Jesteśmy posłani do wszystkich. Chrystus idzie do wszystkich, więc i my jesteśmy dla wszystkich. Zapraszamy różne osoby. Widzę tu wielką siłę wiary i miłości – może nawet niewyrażanej wprost – do Pana Boga. Taka jest Polska i tacy są ludzie, którzy nie zawsze świadomie, ale dają świadectwo. Bardzo ważne jest, by przede wszystkim dopuścić ludzi do głosu, nie tylko w eterze. Rozmawiamy więc z ludźmi, a jeśli się spieramy – to na argumenty. Rozmawiamy z szacunkiem do siebie nawzajem i w ten sposób jeden drugiego ubogaca. Jeśli z kimś rozmawiam, to nie zastanawiam się, czy to jest ktoś po studiach czy bez studiów – ważny jest człowiek. Jesteśmy jedną rodziną ludzką, narodową, katolicką.
Reklama
Musicie się jednak mierzyć z krzywdzącymi stereotypami, że Radio Maryja jest tylko dla pobożnych niewiast...
W takich głosach słyszę jedynie pogardę. A to są przecież filary Kościoła. To są ludzie wierzący...
...których Ojciec dopuścił do głosu.
I nie wszystkim się to podoba. Wiele razy rozmawiałem z ludźmi – m.in. także z ludźmi Kościoła, których głos niejednokrotnie jest decydujący – którym musiałem tłumaczyć, dlaczego mikrofon Radia Maryja jest dla wszystkich. Bo mówiono mi, że tak absolutnie nie może być. A przecież w Kościele też potrzebny jest dialog! W komunizmie mówiło się: środki masowego przekazu, jeszcze nieraz słyszy się to określenie. A to nie powinno być „masowego przekazu”, bo masowy przekaz jest w jedną stronę; masy się urabia, jak się chce. Inaczej mówi się na to: propaganda. Powiem obrazowo, może nie do końca sympatycznie, że wygląda to tak, jakby ci ludzie gdzieś stali, a na nich płynęło coś z jakiejś rury. Ta płynąca substancja może być brudna, prawda? Taki właśnie, często brudny, jest ten masowy, mętny przekaz. Stąd nieraz mówimy: media mętnego nurtu. Dokonuje się manipulacja ludźmi. Tak było w komunizmie, ale teraz też tak jest. Zależy, do kogo należą te media, w czyich są rękach, kto je ma do dyspozycji. Tymczasem mają to być środki nie „masowego przekazu”, ale „społecznego komunikowania”. A komunikowanie zakłada dialog i prowadzi do zjednoczenia.
Reklama
Jakiego zjednoczenia?
Zależy nam na tym, żeby to było zjednoczenie w prawdzie i miłości. Właśnie dlatego rozmawiamy ze sobą na argumenty. Siła argumentu, a nie argument siły.
Radio Maryja ma jedną koncesję ogólnopolską, której zasięg ludnościowy obejmuje prawie 33 mln osób, czyli 85% mieszkańców Polski – to w stereo, a w mono to cała Polska. Czy w związku z tym macie ambicje, żeby ewangelizować także tzw. letnich katolików, ludzi, których rzadko widać w kościele, w tym młodych?
Oczywiście, że tak! Jak wspomniałem, jesteśmy dla wszystkich. Niedawno w Toruniu odbyła się kolejna edycja Forum Polonijnego. Podszedł tam do mnie Francuz posługujacy się językiem polskim. Powiedział: „Ja księdza przepraszam, bo źle myślałem o tym wszystkim. Przyjechałem tu i widzę wszystko inaczej”. To pokazuje, że radio dociera do różnych ludzi, nawet nie wiemy, do kogo. Dostaję dużo świadectw, że dzięki naszej rozgłośni odkryli prawdę, lepiej poukładali swoją hierarchię wartości, swoje życie. Powtórzę: jesteśmy dla wszystkich, a nie tylko dla pobożnych. Ludzie są różni, i to nie tylko w naszym narodzie. Dużo zależy od tego, czym się kto żywi. Nie tylko fizycznie, ale też intelektualnie, duchowo.
Reklama
Fenomen Radia Maryja polega niewątpliwie także na tym, że niezmiennie od 30 lat jesteście numerem 1 w Polsce. Pielgrzymki Rodziny Radia Maryja na Jasną Górę gromadzą rzesze słuchaczy (bywało nawet 120 tys.), podobnie uroczystości z okazji kolejnych rocznic radia w Toruniu. Wszelkie akcje wspólnotowe spotykają się z ogromnym odzewem... Czy Ojciec zdaje sobie sprawę z tego, że sprawuje rząd dusz w Polsce?
Pierwsza rzecz – ja nie liczę, ilu ludzi gdzie jest, tak samo jak nie przeceniam wszelkich sondaży. Zależy, kto te sondaże robi i kto liczy – Lenin mówił: nieważne, kto głosuje, ważne, kto liczy głosy. W liczbach byłbym zatem ostrożny. A co do rządu dusz – nie mam nawet takich zamiarów. Zależy mi na tym, żeby wszyscy uwierzyli w Pana Boga, żeby przekonali się, że Bóg jest!
Mówi się o pokoleniu Jana Pawła II. Czy istnieje pokolenie Radia Maryja?
Nie myślę o tym.
Dlaczego? Przecież od 30 lat Radio Maryja przez swój przekaz medialny, przez katechezy formuje, wychowuje swoich słuchaczy...
To Pan Bóg nas wychowuje. W dzisiejszym świecie, w społeczeństwie, które jest wolne, nie ma czegoś takiego, że ktoś jeden wpływa na wszystkich, wychowuje. Wychowuje rodzina, szkoła, Kościół, środowisko – to najbliższe, ale i to szerokie. Jesteśmy jak naczynia połączone i tych połączeń jest wiele w każdym człowieku. Obyśmy wszyscy jak najwięcej dobrego z tego wynieśli.
Reklama
Radio Maryja jest wciąż atakowane, wręcz nękane, oskarżane – również na drodze sądowej. Skąd pochodzą te ataki? Kto je inicjuje i które momenty w historii radia były, zdaniem Ojca, najtrudniejsze?
Był taki moment, gdy radio już istniało, który uważam za wielki dar z nieba. Otóż zostałem zaproszony na kolację do Ojca Świętego... i z gości nie było nikogo innego. A to był czas, gdy rozgłośnię bardzo atakowano – to było coś niesamowitego. Również w mediach. Nawet jeden z hierarchów powiedział w telewizji – ja w to nie uwierzyłem, ale tak mi ktoś przekazał – że Radio Maryja kompromituje Kościół. To było nie do wiary. Pomyślałem: skoro tak, to muszę od tego odejść, bo przecież nie mogę niszczyć Kościoła, nie mogę szkodzić. Napisałem nawet dwa listy do ważnych ludzi w Kościele, że w takiej sytuacji rezygnuję, ale włożyłem je do szuflady, na zasadzie: niech poleżą przynajmniej trzy noce, żeby to nie było pod wpływem jakichś emocji. W międzyczasie zjawiłem się w Rzymie. Przyleciałem w piątek wieczorem, a w niedzielę rano miałem odlatywać, ale przedtem, w sobotę, zatelefonował do mnie o. Konrad Hejmo z zaproszeniem na kolację do Ojca Świętego. Byłem zaskoczony. W Polsce trwało szaleństwo, media mętnego nurtu wygadywały przeróżne rzeczy – również pod moim adresem, nic przyjemnego... Na tej kolacji nie mówiłem nic o radiu, kompletnie nic. A papież zapytał: „Kto przeszkadza Radiu Maryja?”. Zaskoczył mnie. Odpowiedziałem: „Libertyni, Ojcze Święty”. Nie miałem na myśli żadnej konkretnej organizacji, chodziło mi raczej o tych, którzy mają myślenie libertyńskie. Papież nic nie powiedział, tylko słuchał... Gdy zaczynałem działalność w radiu, nie przypuszczałem, że będzie tyle ataków. To był rok 1990, Polska się zmieniała. Zacząłem wtedy chodzić do ministerstwa po pozwolenia, a tam... kpiono, nie tylko ze mnie, ale i z katolików. To było upokorzenie. Mówiłem sobie: wytrzymam to i się nie dam, nie ustąpię. To było trudne, ale po wielkim – pokojowym – boju, przy tak wielkiej determinacji w walce o częstotliwości, dali... dwie stacje po 100 W, w Toruniu i Bydgoszczy. Bardzo mało. Dodatkowo nie dali zgody na połączenie tych stacji.
Reklama
Ciągle mur...
...nie tylko mur. Również wśród katolików w poszczególnych urzędach ówczesnej władzy znaleźli się tacy, którzy byli przeciw. Nie pozwolono nam nawet ustawić słupka przy radiostacji, który nie miał 50 m. Postawiłem go więc bez zgody; pomyślałem: będę ponosił konsekwencje, pójdę do więzienia, ale to zrobię. Tak samo było z połączeniem między Toruniem a Bydgoszczą. Zrobiliśmy radiolinię bez pozwolenia. Przecież Pan Bóg dał nam polecenie głoszenia Ewangelii. Pytałem tych urzędników: czy Pan Bóg stworzył świat tylko dla komunistów czy dla wszystkich ludzi? Czy jesteście ochrzczeni? Jesteście katolikami? To dlaczego robicie takie rzeczy?! I tak było od początku. Nie przypuszczałem, że tak to będzie wyglądać, raczej myślałem, że spotkamy się z życzliwością, z otwartymi rękoma, bo przecież Polskę trzeba umacniać. Tymczasem to była cały czas droga pod górę, niełatwa, i trwa to do dzisiaj. Owszem, są osoby nam życzliwe, które nas wspierają, ale generalnie jest jakiś trend, jakiś opór wobec Ewangelii, wobec katolików. Rocznie notujemy – tylko z prasy – ok. 3 tys. nieprawdziwych negatywnych wypowiedzi, które nadają się do sądu. Mamy całe półki segregatorów z wycinkami z gazet – zbieramy je od czerwca 1997 r. Takie opinie można spotkać nie tylko w gazetach, są również w różnych stacjach radiowych, telewizyjnych, w internecie. Nawet w kabaretach! Jest to przenoszone na płaszczyznę międzynarodową. To są po prostu oszczerstwa. Wiem, że gdybyśmy szli w tym mętnym nurcie, zgodnie z polityczną poprawnością, toby nam bez problemu stworzyli media. Przykładem w Polsce jest kanał Religia.tv. Nie bójmy się o tym mówić. Kiedyś, gdy istniała już Telewizja Trwam, docieraliśmy do ludzi najpierw przez satelitę, a później przez kablówkę. I była jedna taka sieć – nie będę zdradzał jej nazwy – która obejmowała wiele tysięcy gospodarstw domowych. Pewnego dnia ni stąd, ni zowąd usunęła naszą telewizję, by wprowadzić na to miejsce kanał Religia.tv. Bez żadnych konsekwencji. Ten kanał należał do podmiotu, który był właścicielem kilku kanałów telewizyjnych, w tym TVN... Ale czy nam wolno iść na układy z jakimiś siłami, które chcą nam dyktować, co mówić, aby być na usługach antyewangelizatorów? Nie. W ewangelizacji nie możemy być uzależnieni od żadnych sił politycznych, od żadnych elit biznesowych itd. Ewangelizacja musi być wolna. Tu chodzi o Pana Boga, o Kościół.
Wrócę do ubiegłorocznej – 29. Pielgrzymki Rodziny Radia Maryja na Jasną Górę. Mówił wtedy Ojciec o tym, że dziś próbuje się wprowadzić „soft katolicyzm”, po to, aby go potem zabić. Czym jest ten „soft katolicyzm”? Gdzie Ojciec go widzi? Kto go kreuje?
To oczywiste: ojcem zła jest diabeł i on ma różnych współpracowników; to ci, którzy go słuchają, dają mu się skusić – tak bym to określił. Taki katolicyzm w wersji soft powoli odciąga od wiary, od jej źródła, żeby później wcale jej nie było. Zaczyna się od: jestem katolikiem, ale...
Arcybiskup Wacław Depo, przewodniczący Rady ds. Środków Społecznego Przekazu KEP, często przypomina, że katolickie media mają prowadzić słuchaczy, widzów, czytelników do dojrzałości w wierze, do tego, aby ich żywa wiara przekładała się na życie osobiste, rodzinne społeczne. Czy widzi Ojciec jakąś przestrzeń do wspólnych działań środowiska dziennikarzy katolickich, aby do opinii publicznej przebijał się prawdziwy wizerunek Kościoła? Czy jest możliwa wspólna mobilizacja katolickich dziennikarzy, by ukazywany przez nich wizerunek Kościoła był prawdziwy, a nie fałszowany, jak ma to miejsce dzisiaj?
Widzę taką przestrzeń, tylko powiedziałbym, że trzeba absolutnie służyć prawdzie i nie mieć żadnych innych interesów. Powtórzę: nie wolno iść na żadne układy w ramach poprawności politycznej czy uzależnienia biznesowego. Raz po raz widzę wśród dziennikarzy postawy, powiedziałbym, nie do końca klarowne, jasne, jakby brakowało im odwagi czy jakby istniało jakieś uzależnienie... A może ci ludzie tak są wychowani? Może nominalnie są to katolicy, ale w życiu nie zawsze kierują się nauką katolicką... Widzimy to np. w Niemczech z ich drogą synodalną. Trzeba się trzymać Pana Boga, Jego nauki. Nie możemy tej nauki rozmiękczać. Wszyscy, nie tylko media, mają służyć prawdzie.
Jak widzi Ojciec przyszłość Radia Maryja w świecie, niestety, coraz mocniej zlaicyzowanym?
Uważam, że to radio jest potrzebne. Trzeba szukać nowych dróg, wchodzić we wszystkie media. Idą nowe czasy, a wraz z nimi nowe technologie; trzeba z tego korzystać dla ewangelizacji. Ale na początku wszystkiego musi być uformowany człowiek, ten, który tę ewangeliczną prawdę przekazuje i wykorzystuje technikę do słusznych celów. Media są tylko narzędziem, one właśnie powinny służyć dobru, a więc prawdzie i – cały czas powtarzam – miłości, bo prawda bez miłości to może być terror, a miłość bez prawdy to jest naiwność, sentymentalizm. Prawda w miłości i miłość w prawdzie.