Reklama

Niedziela Wrocławska

Olimpijczyk Pana Jezusa

Ostatni medal olimpijski w boksie reprezentant Polski zdobył w 1992 r. Otrzymał go Wojciech Bartnik, który nie boi się mówić publicznie o swojej wierze. Przez ćwiczenia sportowe, Różaniec i świadectwo życia ewangelizuje m.in. w Oleśnicy, w której mieszka na co dzień.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ks. Łukasz Romańczuk: Na Olimpiadzie nie należał Pan do grona faworytów. Jak wyglądała Pana droga do medalu?

Wojciech Bartnik: Byłem bardzo blisko wyjazdu na igrzyska. Gdy praktycznie ten awans wywalczyłem, okazało się, że miejsce premiowane awansem zajmuje Hiszpania, z racji tego, że jest gospodarzem igrzysk. Stałem się pierwszym rezerwowym. Przez cztery miesiące trenowałem mocno z nadziejami na wyjazd olimpijski. Na zgrupowaniu w Asyżu napisałem jednak list do trenera, że wyjeżdżam. Musiałem odpocząć, bo byłem psychicznie zmęczony. Następnego dnia po powrocie do domu przyszedł do mnie policjant, przekazując informację, że jak najszybciej mam się stawić w klubie, a tam trener poinformował mnie, że jadę na igrzyska. Na turnieju olimpijskim nikt z nas nie chciał w pierwszej rundzie spotkać się z Kubańczykami. Z naszej kadry trafiło na nich dwóch. Moim pierwszym przeciwnikiem był Alex Gonzalez z Portoryko. Był to młodzieżowy wicemistrz świata. Walka była wyrównana. W pierwszej rundzie było 3: 3, później miałem przewagę i ostatecznie wygrałem 6: 3. Kolejnym przeciwnikiem był Algierczyk, z którym poszło gładko – 14: 3, a następnym był mój idol – Angel Espinoza. Gdy patrzyłem na drabinkę turniejową, powiedziałem do kolegów: – Będzie trudno, ale po ciężkim pojedynku wygram. Chłopaki się śmiali, a ja później tego dokonałem.

Teoretycznie mówiło się, że walka półfinałowa się nie odbędzie, a Pana pojedynek z Torstenem Mayem zostanie odgwizdany na Pana korzyść. Jak ta cała sytuacja wyglądała?

Od moich trenerów dowiedziałem się, że walki nie będzie, ponieważ zawodnik niemiecki ma poważną kontuzję. Według regulaminu walka nie powinna się odbyć, ale rodak Maya był prezesem Światowej Organizacji Boksu Olimpijskiego, więc jego rodacy mogli więcej. Wszedłem do ringu. Uważam, że ten pojedynek wygrałem, ale otrzymałem dwa ostrzeżenia i ostatecznie walkę przegrałem 8: 6, a za każde ostrzeżenie przeciwnik otrzymuje 3 pkt. Pozostała rywalizacja o brąz.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Nigdy nie ukrywał Pan, że jest człowiekiem wierzącym. Jak łączy Pan sport z wiarą?

Pamiętam gdy w 1984 r. brałem udział w walkach pokazowych. Przed pojedynkiem klękałem w narożniku i się modliłem. Raz podszedł do mnie trener i zapytał: – Dlaczego robisz jakieś dziwne gesty? Odpowiedziałem, że się modlę, a on na to – Po co to robisz? Spotykałem się z krytyką, ale stwierdzam, że moje bycie blisko religii jest dobre dla środowiska. Widzę też po sobie, że moja wiara na przestrzeni lat bardzo się zmieniła. Początkowo modliłem się o zwycięstwo. Później zrozumiałem, że ta modlitwa powinna być inna i prosiłem o Bożą opiekę oraz przed pojedynkiem o to, aby mnie i rywalowi nic się nie stało, a nasza walka była zwykłą sportową potyczką bez fauli, złości i nienawiści. Podczas igrzysk w Barcelonie nie mieliśmy duszpasterza, więc o sprawy duchowe troszczyliśmy się sami.

Jak to się stało, że Pańska rodzina sympatyzuje ze Wspólnotą Przymierza Rodzin „Mamre”.

Pierwszy raz o tej formacji usłyszałem ok. 10 lat temu od ks. Krystiana Charchuta, ówczesnego wikariusza, który podczas wizyty duszpasterskiej zaprosił nas na Mszę św. tej wspólnoty. Nasza starsza córka Karolina, w wielu 17 lat chodziła już na te Nabożeństwa i powiedziała nam „Tato, przyjdźcie z mamą i zobaczcie, jak jest cudownie”. Po tych namowach poszedłem, po jakimś czasie dołączyła do mnie żona. Bardzo się nam spodobała atmosfera i witalność w tej wspólnocie. Było to takie dotknięcie Ducha Świętego. Do dziś jestem sympatykiem WP „Mamre”. Staram się bywać na każdym spotkaniu, bo one dodają mi ogromnej siły duchowy.

Jak doświadczenie Pana Boga zmieniło Pana życie na przestrzeni lat?

Zdecydowanie. Wystarczy zapytać moich kolegów i znajomych, których jest już mniej niż dawniej. Różnie bywało w moim życiu, ale widzę ogromne działanie w nim Pana Boga. Pamiętam, jak pewnego roku ks. Krystian zaprosił mnie i małżonkę na rekolekcje ewangelizacyjne do Częstochowy. Początkowo nie byliśmy chętni, bo mieliśmy zaplanowany wyjazd wakacyjny. Ostatecznie pojechaliśmy i był to niepowtarzalny i wspaniały czas. Obecnie inaczej podchodzę do Eucharystii, modlitwy i ludzi. U siebie obserwuję większy spokój, a w drugim człowieku staram się dostrzec Pana Jezusa. Przyjemność sprawia mi niesienie nadziei innym. Często ludzie do mnie dzwonią, chcą porozmawiać, a ja staram się ich zrozumieć i odpowiednio pokierować. Bardzo bliska stała się dla mnie modlitwa różańcowa. Każdego dnia modlę się dziesiątką różańca za moje dzieci, a także w innych intencjach: za dziadków, mamę, śp. tatę, co sprawia, że tych dziesiątek jest o wiele więcej. Bywa to trudne, ale możliwe trzeba tylko znaleźć czas. Staram się codziennie w ich intencji odmówić też Koronkę do Bożego Miłosierdzia. To sprawia, że jestem szczęśliwy i dodaje mi to sił. Od 20 miesięcy organizujemy w Oleśnicy „Męski różaniec”. Razem z Romanem Farysiem, głównym organizatorem, widzimy owoce naszego działania. Wielu mężczyzn pyta o szczegóły, chętnie się modli. Dawniej obawiałem się krytyki, stąd też początek był trudny, ale dziś wiem, że jest to nieuniknione, bo nie każdemu nasze działanie będzie się podobać.

Sportowcy to ludzie, którzy bardzo wiele czasu poświęcają na treningi. Czasami kosztem rodziny. A jak podczas Pana sportowej kariery wyglądały relacje małżeńskie i rodzinne?

Niedawno z moją żoną Moniką obchodziliśmy 28. rocznicę naszego małżeństwa. Moim zdaniem to wielki cud i działanie Ducha Świętego, że wytrwaliśmy już tyle lat. Przecież ja szykując się do trzech igrzysk olimpijskich, byłem poza domem ok. tysiąc dni. Kryzysy były, szczególnie po mojej stronie, ale dziś dzięki opiece Bożej i naszych Aniołów Stróżów jesteśmy razem i staramy się kroczyć drogą prowadzącą przez Maryję do Jezusa Chrystusa.

Wojciech Bartnik, bokser i trener bokserski, brązowy medalista olimpijski z Barcelony (1992 r.) w wadze półciężkiej. Na zdjęciu z żoną Moniką.

2021-08-03 11:47

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Niepełnosprawny libański działacz klimatyczny zaniesie książkę papieża na Arktykę

Libański niepełnosprawny działacz ekologiczny Michael Haddad pragnie zanieść na Arktykę na początku przyszłego roku książkę Franciszka. Biuro Prasowe Stolicy Apostolskiej oznajmiło 16 grudnia, że zamierza on złożyć w bunkrze z nasionami na Svalbardzie specjalne małe wydanie książki papieża „Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże brak wam wiary“ (Mk 4, 40) z jego przemówieniami i zdjęciami z działań z okresu pandemii. Ojciec Święty osobiście pobłogosławił ten egzemplarz swojej książki. Książka ma wymiary 6 x 8 cm, aby zajmowała jak najmniej miejsca w bunkrze nasion.

Od czasu wypadku na motorze wodnym w dzieciństwie 40-letni obecnie Haddad jest unieruchomiony od klatki piersiowej w dół i musi korzystać z wózka inwalidzkiego, ale może też poruszać się za pomocą wspomaganego egzoszkieletu. Jest on dziełem zespołu inżynierów, lekarzy i sponsorów. Mimo swej niepełnosprawności Libańczyk nie tylko działa na rzecz ochrony środowiska, zwłaszcza w kontekście zmian klimatycznych, ale także regularnie uczestniczy w zawodach sportowych.

CZYTAJ DALEJ

Newsweek prawomocnie przegrał proces z biskupem świdnickim - oskarżenia były fałszywe!

2024-04-18 08:02

[ TEMATY ]

bp Marek Mendyk

screen/Youtube

We wtorek 16 kwietnia w Sądzie Okręgowym w Świdnicy zakończyła się sprawa przeciwko "Gazecie Wyborczej" i dziennikarce Ewie Wilczyńskiej - zastępcy redaktora naczelnego wrocławskiego oddziału gazety o naruszenie dóbr osobistych biskupa Marka Mendyka. Bp Mendyk wygrał kolejny proces.

W sierpniu 2022 r. na łamach tygodnika „Newsweek” i portalu „Onet” pojawił się wywiad z Andrzejem Pogorzelskim, który oskarżył duchownego o molestowanie go w dzieciństwie. Mimo przedawnienia i braku dowodów informację szybko podchwyciły inne media, w tym „Gazeta Wyborcza”, wywołując poruszenie w opinii publicznej i falę hejtu wylewaną na biskupa świdnickiego.

CZYTAJ DALEJ

Prezydencka Rada: alienacja rodzicielska powoduje wzrost samobójstw dzieci i młodzieży

2024-04-26 17:30

[ TEMATY ]

rodzina

dzieci

prezydent

Adobe.Stock

Prezydencka Rada ds. Rodziny Edukacji i Wychowania zaapelowała o zmianę przepisów Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego dotyczących orzeczenia o winie jednego z rodziców. Wpływają one na skalę zjawiska alienacji rodzicielskiej i przyczyniają się do wzrostu samobójstw wśród dzieci i młodzieży - dodała Rada.

W czasie piątkowego posiedzenia prezydenckiej Rady ds. Rodziny, Edukacji i Wychowania, która obradowała w KPRP, dyskutowano na temat zjawiska alienacji rodzicielskiej.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję