Miłośnicy literatury podróżniczej nieznający klasycznej już książki sprzed 20 lat „WC na końcu Orinoko” i ci, którzy ją znają, powinni sięgnąć po poprawioną i bardzo wzbogaconą, tudzież wyposażoną w inny tytuł, nową wersję przygód Wojciecha Cejrowskiego w dzikich rejonach Wenezueli. Wzbogacenie jest istotne. Kiedyś – mówi sam autor – opowiedział jedną trzecią tej historii, całość – dopiero teraz. Poprzednia wersja nie zawierała większości wydarzeń opisanych teraz, uboższy był też język początkującego wówczas pisarza. W sumie „Piechotą do źródeł Orinoko” to nowa książka, choć opowiada o tej samej wyprawie. Wtedy Cejrowski większość wątków świadomie pominął, bo był przemytnikiem szmaragdów, za co mógł trafić do więziennych kazamatów. Przemytnikiem był obiektywnie, a subiektywnie był szczęściarzem, który trafił na szmaragdy. Musiał jednak o tym milczeć i poczekać do przedawnienia. To musiała być straszna męka dla znanego gaduły.
Pomóż w rozwoju naszego portalu