Reklama

„Polskie kły” nie wystarczą

Niedziela Ogólnopolska 15/2019, str. 38-39

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Podczas rocznicowych uroczystości z okazji wstąpienia Polski do NATO mówiono wiele o dokonującej się już modernizacji polskiej armii, o ambitnych planach jej rozwoju. A Pan Profesor przy tej samej okazji przypomina o konieczności stworzenia Strategii Obronności Rzeczypospolitej Polskiej, bez której nie jest możliwe ani zbudowanie skutecznej armii, ani stosowne do potrzeb jej uzbrojenie. Twierdzi Pan, że obecne zakupy uzbrojenia to tylko niegroźne pokazywanie „polskich kłów”?

PROF. ROMUALD SZEREMIETIEW: – Ubolewam, że do tej pory nie mamy nowej strategii, tego zasadniczego dla obronności dokumentu. Wprawdzie min. Macierewicz stworzył Koncepcję Obronności Rzeczypospolitej Polskiej, w następstwie przeprowadzonego Strategicznego Przeglądu Obronnego, ale – w moim przekonaniu – wyznaczone w tym dokumencie kierunki działania niewiele różnią się od obowiązujących w poprzednich latach; znowu mówi się, że podstawą naszej obrony będą wojska operacyjne, a więc siły ofensywne, podczas gdy potrzebne są zdolności obronne, defensywne. Ponadto minister obrony nie zauważył, że koncepcja jest dokumentem niższej rangi i będzie obowiązywać w zależności od woli szefa resortu – następny minister nie musi jej respektować. Natomiast każdy szef MON musi realizować strategię obronności, która jest dokumentem rządowym najwyższej rangi, podpisywanym przez prezydenta RP.

– Czy strategia obronności państwa to konkretny plan działania?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– To wskazanie, w jaki sposób zamierzamy się bronić, a z tego wynikają konkretne tajne plany działań, w tym programy uzbrojenia, modernizacji armii. W przypadku Polski Strategia powinna też zawierać rozwiązanie niezwykle trudnego problemu: na ile możemy liczyć na gwarancje bezpieczeństwa dane Polsce przez NATO, a na ile powinniśmy liczyć na siebie samych. Moim zdaniem, trzeba już dziś przewidzieć sytuację, w której Sojusz nie zadziała, i jak się zachować, co robić, aby mimo to zapewnić Polsce bezpieczny byt.

– Premier Morawiecki przy jednej z rocznicowych okazji powiedział, że „ NATO nie jest uniwersalnym lekarstwem”.

– Jeżeli premier to dostrzega, to mam nadzieję, że może z czasem resort obrony także dostrzeże ten problem.

– Dlaczego tak trudno to dostrzec?

– Zapewne także dlatego, że w naszej obronności zbyt dużo zostało z „tradycji” Układu Warszawskiego – zawsze trzeba słuchać sojusznika i wykonywać jego rozkazy. Widziałem, jak tuż po wstąpieniu do NATO czekano, że Sojusz powie nam, co mamy w wojsku zrobić. Kiedy otrzymaliśmy cele natowskie dla Sił Zbrojnych RP, to wielu uważało, że trzeba je po prostu w całości bezkrytycznie przyjąć i wykonywać.

– Można było nie przyjąć?

– W przeciwieństwie do „Warszawskogo Dogowora” NATO jest sojuszem suwerennych państw i każde z nich dochodzi swoich spraw – można więc i trzeba to robić. W Polsce zapomina się, że sojusze zawiera się po to, żeby realizować własne, a nie cudze interesy. Panuje infantylne przekonanie, że skoro tylko NATO – a przede wszystkim najważniejsze w nim Stany Zjednoczone – gwarantuje Polsce bezpieczeństwo, to im bardziej Polska będzie spolegliwa wobec tego sojusznika, tym większa będzie gwarancja, że on nas nie zostawi w biedzie. A tymczasem jeśli sami nie zadbamy o nasze interesy, to obcy za nas tego nie zrobi.

– Możemy się wciąż obawiać powtórki z historii?

– Filozof George Santayana ostrzegał: „Ci, którzy nie pamiętają przeszłości, skazani są na jej powtarzanie”. Na pewno trzeba wyciągać wnioski z przeszłości. Naszą obronność opieramy obecnie na Stanach Zjednoczonych, ale przecież nigdy nie można mieć pewności, czy życzliwy Polsce obecny prezydent wygra kolejne wybory, czy Biały Dom nie zmieni swojej polityki wobec naszej części Europy. Wydaje się, że za mało bierzemy pod uwagę ten oczywisty fakt, iż przywódcy sojuszniczych krajów zawsze i przede wszystkim mają na względzie własny interes narodowy. A przecież nie zawsze w interesie Stanów Zjednoczonych musi być to, żeby chronić Polaków. Na razie mają taki interes, ale to się może zmienić.

– W jakiej np. sytuacji?

– Trzeba pamiętać, że Stany Zjednoczone prowadzą politykę globalną, a Polska tylko uczestniczy w globalnych przedsięwzięciach amerykańskich na tyle, na ile ją na to stać. W polityce międzynarodowej zachodzą zmiany, czasem nawet bardzo szybkie i daleko idące. Ostatnio widzimy rosnącą siłę Chin w kontrze do USA, jest też kwestia sporów Indii z Pakistanem. Korea Północna nie jest zbyt entuzjastycznie nastawiona do pomysłu denuklearyzacji, przedstawianego jej przez prezydenta Trumpa... Pojawia się pytanie: Co mogą zrobić Stany Zjednoczone, czy wystarczy im sił na opanowanie pojawiających się pól konfliktów na Dalekim i Bliskim Wschodzie i jak to odbije się na wojskowej obecności USA w Europie?

– Co z tego wynika dla bezpieczeństwa naszego regionu?

– Stany Zjednoczone mają obecnie większe zadanie niż tylko utrzymanie NATO, a tymczasem widzą słabe zaangażowanie militarne wielu członków Sojuszu. USA zaczęły się domagać wywiązywania się przez państwa członkowskie z wydawania ustalonych nakładów na obronność w wysokości 2 proc. PKB. Państwa Europy Zachodniej nie dochowują tego zobowiązania. A to ma negatywne skutki dla bezpieczeństwa europejskiego, bowiem USA same nie są w stanie utrzymywać siły Sojuszu. Musimy więc w Polsce być przygotowani również na negatywne scenariusze.

– Także na taki, że NATO będzie zupełnie nieskuteczne?

– Taką sytuację należy przewidywać. Może się zresztą zdarzyć, że pojawią się w świecie konflikty, które odciągną siły amerykańskie z Europy Środkowej.

– Wtedy pozostaniemy zupełnie bezradni wobec agresji z zewnątrz?

– Nie możemy dziś zapewnić Polsce bezpieczeństwa inaczej, jak tylko uwzględniając sojuszniczą pomoc: NATO jest jedynym gwarantem naszego bezpieczeństwa, a bez wojsk USA NATO jest bezsilne. Gen. Skrzypczak, były dowódca wojsk lądowych, mówił jakiś czas temu, że w razie rosyjskiej agresji polska armia tylko przez trzy dni mogłaby bronić kraju. Pytanie: Czy wtedy przyda się to nowoczesne uzbrojenie ofensywne, na które teraz zamierzamy wydać ogromne pieniądze? Przypomnę tu pewne doświadczenie z historii: w latach 30. ubiegłego wieku Polska zakupiła w Czechach moździerze wielkiej mocy przeznaczone do działań ofensywnych – zamierzano przy ich pomocy niszczyć niemieckie fortyfikacje na terenie Prus Wschodnich. Tymczasem we wrześniu 1939 r. Polska musiała się bronić na własnym terytorium i te moździerze okazały się zupełnie nieprzydatne, wystrzeliły tylko raz i zostały zniszczone przez obsługę. Zastanawiam się więc, czy zakupione dzisiaj uzbrojenie ofensywne przyda się, jeśli – nie daj Boże! – dojdzie do wojny...

– Jeśli nie Stany Zjednoczone, to kto nam pomoże, Panie Profesorze? Może sojusznicy europejscy?

– Na to bym raczej nie liczył.

– Dlatego, że – jak podczas rocznicowych uroczystości mówił premier Viktor Orbán – „bezpieczeństwo Europy jest dziś na chwiejnych nogach”?

– Premier Orbán ma rację. Rzeczywiście, siła obronna poszczególnych państw europejskich wygląda marnie. Wystarczy popatrzeć, w jakim stanie jest Bundeswehra. Teoretycznie powinna być najpotężniejszą siłą w Europie, a jest w zatrważającym stanie – nie ma żadnej liczącej się gotowości bojowej.

– Tymczasem mówi się o potrzebie stworzenia specjalnej armii europejskiej...

– W Brukseli hołubione są pomysły, aby Unia Europejska stała się jakimś tworem quasi-państwowym, a skoro ma już wspólną walutę euro, to uznano, że powinna też mieć wspólną armię. Takie tam są ambitne zamiary.

– Czy jest to możliwe, zważywszy na stan zachodnioeuropejskich społeczeństw, które skutecznie zarażono chorobą lewactwa, objawiającą się m.in. niechęcią do armii?

– To rzeczywiście będzie trudne. Dominująca w elitach unijnych liberalna lewica, propagująca rozwiązłość obyczajową, nie kreuje warunków do tworzenia silnego wojska. Niedawno np. podano, że w Bundeswehrze jest podpułkownik, który przez całe życie był mężczyzną, aż nagle uznał, że jest kobietą i... został/-a dowódcą jednostki wojskowej... Nic dodać, nic ująć.

– Jak zatem wyobrazić sobie bezpieczeństwo Europy, jeśliby Amerykanie z jakichś ważnych powodów zdecydowali się jednak na opuszczenie Europy?

Reklama

– Tak się dziwnie składa, że najbardziej zależy na tym Rosji... Cóż, wtedy nie tylko skonfliktowana Europa, ale żaden z jej krajów, zważywszy na przewagę wojskową Rosji, po prostu się nie obroni.

– Premier Orbán nie traci nadziei: podczas rocznicowych uroczystości wyznał, że marzy o takiej armii, która mogłaby obronić Węgry, i bardzo liczy na węgierską młodzież. Podobne marzenie wyraził również polski minister obrony.

– Marzenia trzeba przekształcać w konkretne struktury obronne. Moim zdaniem, rzecz polega na tym, że ludzie zaangażują się w sprawę, którą uznają za bardzo ważną dla nich samych, a tym jest zapewnienie bezpieczeństwa własnych domów i rodzin. Jeżeli Polakom pokazywano, że służba wojskowa to „zawód” i „przygoda” – misje zbrojne w odległych krajach – to nic dziwnego, że stronili od wojska. Dlatego proponowałem, aby oprzeć nasz system obronny na wojskach Obrony Terytorialnej, tworzonych „od dołu”, w gminach i powiatach, aby mieszkający tam ludzie sami organizowali własne oddziały do ochrony i obrony swoich domostw. W systemie obronnym państwa, oczywiście, potrzebne są nowocześnie uzbrojone wojska operacyjne, ale trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że one same nie obronią kraju. Przerobiliśmy te warianty obrony w 1939 r.; okazało się, że nie zawiedli tylko ludzie, którzy po klęsce wrześniowej stworzyli konspirację i potrafili długo stawiać opór najeźdźcom – Niemcom, a potem Rosjanom.

– Powstaje jednak dość uzasadniona wątpliwość, czy „europejscy” Polacy byliby dziś do tego zdolni?

– Żeby Polacy chcieli bronić Polski, to trzeba – jak wspomniałem wyżej – wskazać zadanie, które będzie dla nich najważniejsze, czyli przygotowanie się do obrony własnego domu. Polacy powinni być do tego dobrze przygotowani, a resort obrony ma im w tym pomóc. Tymczasem państwo polskie usypia obywatelską odpowiedzialność obronną, przekonując, że zapewnimy Polsce bezpieczeństwo za pomocą niewielkiej armii zawodowej, a przeszkolenie wojskowe, dostęp do broni nie są Polakom potrzebne.

– I tylko ostrzy zbrojne „kły”?

– A tymczasem Rosja ma takich „kłów” nieporównanie więcej. Dlatego przekonywanie Polaków, że kilkudziesięcioma rakietami czy jakimś dywizjonem rakietowym odstraszymy rosyjskie mocarstwo, jest niemądre i można to rzeczywiście nazwać „potrząsaniem szabelką”. Można zresztą założyć, że potencjalny agresor zechce nam te „kły” wcześniej, prewencyjnie, wybić, aby Polska nie miała żadnych zdolności atakowania celów na jego terytorium.

– A więc jednak, mimo wszystko, pozostaje nam liczyć na dobre sojusze?

– Musimy umacniać jak najlepsze relacje polityczno-wojskowe ze Stanami Zjednoczonymi, a jednocześnie trzeba poszukiwać własnych zdolności obronnych, a także budować silną pozycję Polski w Europie Środkowo-Wschodniej.

Prof. Romuald Szeremietiew
Specjalista w zakresie obronności (habilitacja „O bezpieczeństwie Polski w XX wieku”), więzień polityczny PRL, poseł na Sejm III kadencji, były wiceminister i p.o. minister obrony narodowej (w rządach Jana Olszewskiego i Jerzego Buzka), wykładowca akademicki

2019-04-10 10:24

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Florian - patron strażaków

Św. Florianie, miej ten dom w obronie, niechaj płomieniem od ognia nie chłonie! - modlili się niegdyś mieszkańcy Krakowa, których św. Florian jest patronem. W 1700. rocznicę Jego męczeńskiej śmierci, właśnie z Krakowa katedra diecezji warszawsko-praskiej otrzyma relikwie swojego Patrona. Kim był ten Święty, którego za patrona obrali także strażacy, a od którego imienia zapożyczyło swą nazwę ponad 40 miejscowości w Polsce?

Zachowane do dziś źródła zgodnie podają, że był on chrześcijaninem żyjącym podczas prześladowań w czasach cesarza Dioklecjana. Ten wysoki urzędnik rzymski, a według większości źródeł oficer wojsk cesarskich, był dowódcą w naddunajskiej prowincji Norikum. Kiedy rozpoczęło się prześladowanie chrześcijan, udał się do swoich braci w wierze, aby ich pokrzepić i wspomóc. Kiedy dowiedział się o tym Akwilinus, wierny urzędnik Dioklecjana, nakazał aresztowanie Floriana. Nakazano mu wtedy, aby zapalił kadzidło przed bóstwem pogańskim. Kiedy odmówił, groźbami i obietnicami próbowano zmienić jego decyzję. Florian nie zaparł się wiary. Wówczas ubiczowano go, szarpano jego ciało żelaznymi hakami, a następnie umieszczono mu kamień u szyi i zatopiono w rzece Enns. Za jego przykładem śmierć miało ponieść 40 innych chrześcijan.
Ciało męczennika Floriana odnalazła pobożna Waleria i ze czcią pochowała. Według tradycji miał się on jej ukazać we śnie i wskazać gdzie, strzeżone przez orła, spoczywały jego zwłoki. Z czasem w miejscu pochówku powstała kaplica, potem kościół i klasztor najpierw benedyktynów, a potem kanoników laterańskich. Sama zaś miejscowość - położona na terenie dzisiejszej górnej Austrii - otrzymała nazwę St. Florian i stała się jednym z ważniejszych ośrodków życia religijnego. Z czasem relikwie zabrano do Rzymu, by za jego pośrednictwem wyjednać Wiecznemu Miastu pokój w czasach ciągłych napadów Greków.
Do Polski relikwie św. Floriana sprowadził w 1184 książę Kazimierz Sprawiedliwy, syn Bolesława Krzywoustego. Najwybitniejszy polski historyk ks. Jan Długosz, zanotował: „Papież Lucjusz III chcąc się przychylić do ciągłych próśb monarchy polskiego Kazimierza, postanawia dać rzeczonemu księciu i katedrze krakowskiej ciało niezwykłego męczennika św. Floriana. Na większą cześć zarówno świętego, jak i Polaków, posłał kości świętego ciała księciu polskiemu Kazimierzowi i katedrze krakowskiej przez biskupa Modeny Idziego. Ten, przybywszy ze świętymi szczątkami do Krakowa dwudziestego siódmego października, został przyjęty z wielkimi honorami, wśród oznak powszechnej radości i wesela przez księcia Kazimierza, biskupa krakowskiego Gedko, wszystkie bez wyjątku stany i klasztory, które wyszły naprzeciw niego siedem mil. Wszyscy cieszyli się, że Polakom, za zmiłowaniem Bożym, przybył nowy orędownik i opiekun i że katedra krakowska nabrała nowego blasku przez złożenie w niej ciała sławnego męczennika. Tam też złożono wniesione w tłumnej procesji ludu rzeczone ciało, a przez ten zaszczytny depozyt rozeszła się daleko i szeroko jego chwała. Na cześć św. Męczennika biskup krakowski Gedko zbudował poza murami Krakowa, z wielkim nakładem kosztów, kościół kunsztownej roboty, który dzięki łaskawości Bożej przetrwał dotąd. Biskupa zaś Modeny Idziego, obdarowanego hojnie przez księcia Kazimierza i biskupa krakowskiego Gedko, odprawiono do Rzymu. Od tego czasu zaczęli Polacy, zarówno rycerze, jak i mieszczanie i wieśniacy, na cześć i pamiątkę św. Floriana nadawać na chrzcie to imię”.
W delegacji odbierającej relikwie znajdował się bł. Wincenty Kadłubek, późniejszy biskup krakowski, a następnie mnich cysterski.
Relikwie trafiły do katedry na Wawelu; cześć z nich zachowano dla wspomnianego kościoła „poza murami Krakowa”, czyli dla wzniesionej w 1185 r. świątyni na Kleparzu, obecnej bazyliki mniejszej, w której w l. 1949-1951 jako wikariusz służył posługą kapłańską obecny Ojciec Święty.
W 1436 r. św. Florian został ogłoszony przez kard. Zbigniewa Oleśnickiego współpatronem Królestwa Polskiego (obok świętych Wojciecha, Stanisława i Wacława) oraz patronem katedry i diecezji krakowskiej (wraz ze św. Stanisławem). W XVI w. wprowadzono w Krakowie 4 maja, w dniu wspomnienia św. Floriana, doroczną procesję z kolegiaty na Kleparzu do katedry wawelskiej. Natomiast w poniedziałki każdego tygodnia, na Wawelu wystawiano relikwie Świętego. Jego kult wzmógł się po 1528 r., kiedy to wielki pożar strawił Kleparz. Ocalał wtedy jedynie kościół św. Floriana. To właśnie odtąd zaczęto czcić św. Floriana jako patrona od pożogi ognia i opiekuna strażaków. Z biegiem lat zaczęli go czcić nie tylko strażacy, ale wszyscy mający kontakt z ogniem: hutnicy, metalowcy, kominiarze, piekarze. Za swojego patrona obrali go nie tylko mieszkańcy Krakowa, ale także Chorzowa (od 1993 r.).
Ojciec Święty z okazji 800-lecia bliskiej mu parafii na Kleparzu pisał: „Święty Florian stał się dla nas wymownym znakiem (...) szczególnej więzi Kościoła i narodu polskiego z Namiestnikiem Chrystusa i stolicą chrześcijaństwa. (...) Ten, który poniósł męczeństwo, gdy spieszył ze swoim świadectwem wiary, pomocą i pociechą prześladowanym chrześcijanom w Lauriacum, stał się zwycięzcą i obrońcą w wielorakich niebezpieczeństwach, jakie zagrażają materialnemu i duchowemu dobru człowieka. Trzeba także podkreślić, że święty Florian jest od wieków czczony w Polsce i poza nią jako patron strażaków, a więc tych, którzy wierni przykazaniu miłości i chrześcijańskiej tradycji, niosą pomoc bliźniemu w obliczu zagrożenia klęskami żywiołowymi”.

CZYTAJ DALEJ

Chcemy zobaczyć Jezusa

2024-05-04 17:55

[ TEMATY ]

ministranci

lektorzy

Służba Liturgiczna Ołtarza

Pielgrzymka służby liturgicznej

Rokitno sanktuarium

Katarzyna Krawcewicz

Centralnym punktem pielgrzymki była Eucharystia przy ołtarzu polowym

Centralnym punktem pielgrzymki była Eucharystia przy ołtarzu polowym

4 maja w Rokitnie modliła się służba liturgiczna z całej diecezji.

Pielgrzymka rozpoczęła się koncertem księdza – rapera Jakuba Bartczaka, który pokazywał młodzieży wartość powołania, szczególnie powołania do kapłaństwa. Po koncercie rozpoczęła się uroczysta Msza święta pod przewodnictwem bp. Tadeusza Lityńskiego. Pasterz diecezji wręczył każdemu ministrantowi mały egzemplarz Ewangelii św. Łukasza. Gest ten nawiązał do tegorocznego hasła pielgrzymki „Chcemy zobaczyć Jezusa”. Młodzież sięgając do tekstu Pisma świętego, będzie mogła każdego dnia odkrywać Chrystusa.

CZYTAJ DALEJ

Papież w Trieście: spotkanie z migrantami i osobami niepełnosprawnymi

2024-05-04 14:54

[ TEMATY ]

Watykan

Monika Książek

Biskup Triestu, Enrico Trevisi, ogłosił program wizyty papieża w stolicy Friuli-Wenecji Julijskiej 7 lipca z okazji 50. Tygodnia Społecznego Katolików we Włoszech. Sekretarz generalny Konferencji Episkopatu Włoch, abp Giuseppe Baturi, zapowiedział tę podróż w styczniu br.

Podczas prezentacji programu 50. Tygodnia Społecznego Katolików we Włoszech, który odbędzie się w Trieście w dniach od 3 do 7 lipca, ogłoszono niektóre szczegóły programu wizyty papieża Franciszka. Ma on przybyć do Triestu 7 lipca. Wcześniej włoscy biskupi i wierni spędzą w Trieście cały tydzień pod hasłem: "W sercu demokracji. Uczestnictwo między historią a przyszłością" i będą wspólnie dyskutować o rozwoju kraju.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję