Wydany przez norweską wytwórnię 2L album „Lux” to naturalna sekwencja idąca tropem nominowanego cztery lata temu do Grammy krążka „Magnificat”. Tym razem znakomity żeński chór Nidarosdomens, związany ze słynną katedrą w Trondheim, wraz z kameralną orkiestrą TrondheimSolistene, przy współudziale organistów: Petry Bj?rkhaug i St?le Storl?kkena oraz jazzowego saksofonisty Trygve Seima, pod czujnym okiem (i uchem) znakomitej dyrygentki Anity Brevik, zarejestrowali trzy kompozycje: „Hymn to Love” i „The Light” St?le Kleiberga oraz „Requiem” Andrew Smitha.
Reklama
Pierwsza kompozycja odwołuje się wprost w warstwie literackiej do słów św. Pawła z Pierwszego Listu do Koryntian. Dzieło stonowane, bardzo kameralne pod względem instrumentacji, skupione na pięknie zbudowanej harmonii, wpisuje się w coraz powszechniejszy nurt kompozycji klasycznych – współczesnych (w kontekście muzyki poważnej), który zamiast niszowej, adresowanej do erudytów formy oferuje frazy trafiające do szerokiego odbiorcy. To nie jest coś, o czym złośliwi krytycy mówią: „kompozycja dla kompozytorów”, lecz dźwiękowe misterium będące synergią słowa z Nowego Testamentu i wspaniałej kompozycji. Nie bez znaczenia (podobnie jak w kontekście całego albumu) jest genialny poziom wykonawczy w każdej warstwie. Co znamienne, ta muzyka unika gromkiego fortissimo, bardziej wchodzi do świata soczystej intensywności dźwięku i neguje całkowicie to, co określamy mianem efekciarstwa.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Drugie na albumie – „Requiem” to wprost nowe odczytanie kanonu katolickiej mszy żałobnej, dopełnionej fragmentami Psalmu 23. Od strony warsztatu kompozytorskiego muzyka Andrew Smitha – Brytyjczyka mieszkającego w Norwegii – bliższa jest temu, co znamy z dorobku Arvo Pärta, Thomasa Ad?sa, ze szczególną atencją dla Gabriela Fauré czy naszego Pawła Łukaszewskiego, niż muzyce Krzysztofa Pendereckiego czy całej postromantycznej rzeszy twórców symfoniczno-chóralnej muzyki sakralnej. Znamienne jest tutaj potraktowanie improwizującego saksofonu, który brzmi na tle chóru, organów (opinia, że specjalistka od wszelkiej maści klawiatur, muzyk zarówno klasyczny, jak i jazzowy – Petra Bj?rkhaug to mistrzyni pierwszego sortu, nie jest nawet odrobinę przesadzona), dopełnia całość dziękami bardzo nieoczywistymi. Są w tym eteryczność fraz Bendika Hofsetha i śpiewność Jana Garbarka, a za sprawą saksofonów muzyka zatraca swoją konotację stricte klasyczną. Inna sprawa, że sposób artykulacji saksofonisty Trygve Seima jest niezwykły, wręcz hipnotyzujący. Ten związany z niemiecką wytwórnią ECM artysta wypracował własne brzmienie przez studia nad muzyką Starego Kontynentu, arabską i indyjską. Co tu ukrywać, taka formuła jazzowego saksofonu ma wielu fanów – to krystaliczne piękno, a w połączeniu z żeńskimi głosami chóru wciąga nas jak przejmująca opowieść i wiedzie przez kolejne stałe części mszy żałobnej. Gdy rozbrzmiewa antyfona „In paradisum deducant te angeli...”, zdaje się, że jesteśmy całkowicie zapadnięci w te frazy. Zaręczam, doświadczenie fenomenalne, można się w tym muzykowaniu zapomnieć.
I wreszcie finałowe „The Light”, niosące zawarte w tytule światło, które ma nas wyrwać z mroku śmierci ku zbawieniu – ma dać nadzieję, wiarę, miłość.
Album został wydany zarówno w tradycyjnym stereo (CD), jak i w technologiach wielokanałowych (5.1; 7.1.4 – Atmos i Auro), od których specem, wielokrotnie nominowanym do Grammy, jest Morten Lindberg. On sam wyznał mi, że to jego najgłębsze pod względem dramaturgii dokonanie w całym dorobku. Wie, co mówi. Album ma jeszcze jeden ważny aspekt. Napisane z myślą o znakomitym chórze „Requiem” to również gest pamięci o młodych ludziach zamordowanych w czasie masakry na wyspie Ut?ya w 2011 r. W gronie zamordowanych byli przyjaciele członkiń chóru. A dla nas to piękna muzyka na ten szczególny, wielkopostny czas.
Piotr Iwicki
Muzyk, publicysta