Reklama

Kościół

Wierzył, że można zmienić świat

Simona Sandric-Gotovac, kardiolog i specjalista medycyny sportu, pochodzenia chorwackiego, wykłada na Katolickim Uniwersytecie Sacro Cuore w Rzymie i pracuje w poliklinice Gemellego, gdzie tradycyjnie leczeni są papieże. Jest cenioną profesjonalistką, która wiele lat temu uciekła wraz ze swoim mężem z kraju, wówczas ciemiężonego przez reżim komunistyczny. Po raz pierwszy spotkała się z papieżem Janem Pawłem II w bardzo szczególnych okolicznościach. I dzieli się swoim świadectwem.

Niedziela Ogólnopolska 8/2019, str. 10-12

[ TEMATY ]

Jan Paweł II

świadectwo

Archiwum Anny Gaweł

Jan Paweł II przybywał do kliniki nie tylko po pomoc jako pacje nt, ale też z posługą

Jan Paweł II przybywał do kliniki nie tylko po pomoc jako pacje nt, ale też z posługą

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Anna Gaweł: – W jakich okolicznościach spotkała Pani po raz pierwszy Jana Pawła II?

Simona Sandric-Gotovac: – Im więcej czasu upływa, tym bardziej uświadamiam sobie, jak wielką łaskę otrzymałam, mogąc spotykać papieża Jana Pawła II w bardzo wyjątkowych sytuacjach. W 1981 r. byłam młodym kardiologiem i pracowałam w poliklinice Gemellego. Pamiętnego 13 maja 1981 r. byłam w szpitalu na dyżurze, kiedy niespodziewanie otrzymaliśmy wiadomość, że był zamach na życie Ojca Świętego i że został on postrzelony na Placu św. Piotra. Dyrekcja polikliniki natychmiast postawiła nas w stan najwyższej gotowości. Ja również weszłam w skład ekipy lekarskiej, która oczekiwała na przyjazd rannego Ojca Świętego. Nikt nie wiedział, jak ciężkich obrażeń doznał oraz w jakim znajduje się stanie. Byliśmy gotowi i sala operacyjna też była przygotowana, ponieważ było wiadome, że będzie konieczna operacja. Stałam przy wejściu do sali z moimi kolegami lekarzami, którzy zadawali pytania: Co się stanie? Czy będzie dobrze? Czy damy radę uratować Papieża? Stałam tam, medytowałam, w pewnym momencie zwróciłam się do nich: Dlaczego tak mówicie? Musicie się postarać i wykonywać wszystko solidnie, jak przy każdym innym pacjencie. Teraz Ojciec Święty jest pacjentem, który nas potrzebuje, jego życie znajduje się w niebezpieczeństwie, musimy zatem zrobić wszystko, by go uratować. Im bardziej będziemy spokojni, tym lepiej wszystko pójdzie. W pewnym momencie, gdy tam stałam, nastąpiło nagłe poruszenie. Usłyszałam głosy i jęki, które dały mi do zrozumienia, że przywieźli Jana Pawła II. Poliklinika Gemellego ma długie, na ok. 200 m, korytarze. Natychmiast się zerwałam i pobiegłam na spotkanie Ojca Świętego, dobiegłam do niego i chwyciłam jego rękę. Leżał na noszach i jęczał z powodu wielkiego bólu. Miał krwotok wewnętrzny, ponieważ pocisk wszedł mu przez jamę brzuszną i wyszedł z tyłu. Po tym, jak ujęłam go za rękę, pochyliłam się nad nim i powiedziałam: Ojcze Święty, odwagi! Odwagi! Wszystko będzie dobrze. Matka Boga udzieli pomocy i uratuje. Potem zaczęłam się modlić w języku chorwackim...

– ...dlaczego modliła się Pani po chorwacku, a nie po włosku?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Wiedziałam, że Papież zna mój język. Studiował w Rzymie na Papieskim Uniwersytecie św. Tomasza, znanym także jako Angelicum. Kiedy studiował, nie było jeszcze Kolegium Polskiego, zatrzymał się więc w Kolegium Chorwackim. Nauczył się wówczas języka i poznał problemy, z którymi zmagała się Chorwacja. A był to czas reżimu komunistycznego, kiedy Chorwacja stanowiła jeszcze część Jugosławii.

– Pani się modliła, a co zrobił Papież?

– Zaczęłam się modlić w głębi duszy, trzymając go za rękę, i mówiłam głośno: Majko Boża, Majko Boża pomoże, a on powtarzał ze mną, podczas gdy przewozili go na salę operacyjną: Majko Boża, Majko Boża, Majko Boża... Kiedy dotarliśmy na miejsce, chirurdzy, anestezjolodzy i pielęgniarki zaczęli przygotowywać go do operacji. Był niesamowicie blady z powodu utraty dużej ilości krwi, dlatego staraliśmy się działać bardzo szybko. Ja przygotowywałam go do operacji pod względem kardiologicznym: podłączyłam pod elektrody, aby zobaczyć, jaki jest rytm jego serca. Miał arytmię, migotanie przedsionków, i tym należało się natychmiast zająć. Kiedy usystematyzowaliśmy arytmię, można było rozpocząć operację, którą przeprowadzili najpierw prof. Francesco Crucitti, a następnie prof. Aurelio Picciocchi, który był wówczas młodym, bardzo zręcznym chirurgiem. Kiedy operował, wydawało się, że haftuje. Obok zręczności odznaczał się też szybkością, co jest niezwykle ważne. Papieżowi została wycięta jedna część jelita – dokładnie 78 cm – ponieważ była cała podziurawiona od pocisku. Następnie złączono ze sobą dwa jego krańce i zszyto. Jestem przekonana, że z punktu widzenia medycznego Ojciec Święty wspaniale przeszedł tę operację dzięki umiejętnościom chirurgicznym tego profesora, który obecnie jest już na emeryturze.

Reklama

– Czy spotkała Pani Jana Pawła II ponownie? W jakich okolicznościach?

– Ojciec Święty przebywał jako pacjent w poliklinice Gemellego. Przeszedł aż 8 operacji chirurgicznych. Spotykałam go zarówno w szpitalu, jak i poza nim. Kiedy kierowałam oddziałem kardiologicznym w klinice Salvator Mundi, Ojciec Święty przybył nas odwiedzić. Wielokrotnie widziałam go w szpitalu Gemellego, m.in. kiedy przybył na inaugurację struktury jednostki wieńcowej, tzn. intensywnej terapii, gdzie pracowałam. W ten sposób miałam szczęście poznać Jana Pawła II, dostrzec jego silną osobowość – wiedział, czego chce, i jeśli wyznaczył sobie cel, to go osiągał.

– Co Pani najbardziej zapamiętała z tego wydarzenia?

– To, co mnie najbardziej uderzyło, to Papieża umiejętność słuchania. Udałam się kiedyś z moim mężem – Vlado Gotovacem, który był pisarzem, poetą, krytykiem sztuki, opozycjonistą politycznym eks-Jugosławii, na prywatną audiencję. Mój mąż spędził w więzieniu 6 lat i kolejnych 8 lat na zwolnieniu warunkowym tylko z tego powodu, że ośmielił się mówić o różnorodności między narodami i o prawach ludzi, ponieważ jak wiadomo – Jugosławia była wówczas mozaiką narodów, języków, historii, kultur i religii. Jan Paweł II bardzo uważnie nas słuchał – zawsze był gotowy słuchać ludzi i ich problemów. Podczas tej audiencji powiedział wiele ważnych rzeczy, bardzo docenił odwagę mojego męża, który ryzykował te wszystkie lata w więzieniu, ponieważ nie bał się mówić i pisać. On nie był przeciwko państwu, domagał się jedynie prawa, aby każdy naród mówił własnym językiem. Uważał, że różnorodność nie jest wadą, ale bogactwem.

– Co, według Pani, pozostawił nam Jan Paweł II przez swój sposób radzenia sobie z cierpieniem?

– Pozostawił nam wielki przykład świętości i pokory. Potrafił nadać sens cierpieniu, które jest częścią życia każdej istoty ludzkiej. Przemienił ten ból w pozytyw, tzn. w kreatywność. Gdyby nie nadał sensu swojemu cierpieniu, przebieg jego pontyfikatu byłby całkiem inny. Wszyscy mówili, że powinien był zrezygnować. Nie! Niósł swój krzyż aż do końca i nie zrezygnował z cierpienia. Był jak Chrystus na krzyżu. Myślę, że nie przyszło to łatwo: zaczęło się od zamachu, lecz ból nie opuścił go nigdy, ponieważ potem miał 8 operacji, zapaść; najpierw kość udowa, potem bark, następnie niezłośliwy nowotwór blizny na jelicie grubym, które było wcześniej operowane...

– Jakim pacjentem był Jan Paweł II?

– Był człowiekiem bardzo aktywnym i kreatywnym: pozostanie w łóżku także było dla niego cierpieniem. Chciał opuścić poliklinikę Gemellego po pierwszej operacji, tej po zamachu, po 8 dniach. Wszyscy mówiliśmy: Ojcze Święty, jest za wcześnie, nie możesz wyjść, to była bardzo skomplikowana operacja... Ale on nalegał, mówił, że czuje się dobrze. Wrócił do Watykanu i pracował jak dawniej. Według niego – wyzdrowiał, ale to nie było tak. Po kilku dniach wrócił, ponieważ pojawiła się gorączka. Inna rzecz, która bardzo mi się u niego podobała, to to, że współpracował z lekarzami. Pewnego razu – w ostatnich latach – my, lekarze, spotkaliśmy się, aby zdecydować, w jaki sposób należy się zmierzyć z jego problemami zdrowotnymi. Spotkanie odbywało się w pomieszczeniu w pobliżu apartamentu, w którym był hospitalizowany, a on spacerował po korytarzu. Słyszał wszystko, o czym mówiliśmy, i w pewnym momencie się zatrzymał, wszedł i powiedział: Nie, nie, nie! Tu się mówi o mojej osobie, musicie zatem konsultować się ze mną. Tym gestem potwierdził, że również pacjent musi brać udział w tym, co decyduje o jego przeznaczeniu i wyzdrowieniu. To jest bardzo pozytywne i ważne. Ojciec Święty nie poddawał się terapii w sposób pasywny, ale brał w niej czynny udział i chciał zrozumieć wszytko, co się z nim działo. Zaakceptował swoją chorobę, ale chciał się z nią zmierzyć w sposób świadomy. Kiedy był hospitalizowany, pytał lekarzy: Jakie są moje rokowania? Co się wydarzy? Czy mogę się leczyć w Watykanie? Jeśli to możliwe, wrócę na Watykan... Chciał zawsze wiedzieć wszystko o swoim stanie zdrowia. Kiedy po raz ostatni był hospitalizowany w poliklinice Gemellego, powiedział: Dobrze, zatem idę do mojego domu. Kiedy pojawił się w oknie w pamiętną Wielką Środę, widać było, jak bardzo cierpiał. W pewnym momencie nie mógł już więcej mówić i uderzył pięścią w pulpit. Złościł się na chorobę. Pragnął jeszcze walczyć, ponieważ miał niewiarygodną siłę woli i wierzył w wyzdrowienie.

– Gdyby mogła Pani spotkać teraz Ojca Świętego, o co by go Pani poprosiła?

– Ponieważ Ojciec Święty miał olbrzymią siłę ducha, poprosiłabym, aby uczynił coś w kwestii pokoju na świecie, ponieważ to, co się dzieje na Bliskim Wschodzie, jest naprawdę poważne. Poprosiłabym: Ojcze Święty, interweniuj w konkretny sposób, krzycz, proś o pokój, ponieważ nie można kontynuować zabijania bezbronnych ludzi. Nie usprawiedliwiam agresji – żadnej agresji, ani z jednej, ani z drugiej strony – ale proszę: Uciszcie te wojska, spotkajcie się, prędzej czy później będziecie zmuszeni do komunikacji, ponieważ to dialog rozwiązuje problemy.

– Mówi się, że Jan Paweł II był mistykiem. Co Pani o tym myśli?

– Dał nam przykład głębokiej wiary, ponieważ wierzył, że można zmienić świat. Wiara jest zanurzeniem w Tajemnicę, jest zanurzeniem w niepojętą rzeczywistość. Wiary nie można zdobyć tylko przez czytanie książek. Wiara jest czymś niewytłumaczalnym. Tylko Bóg może dać nam siłę. Wiara jest nieustannym poszukiwaniem Absolutu, a Absolut jest prawdą. Gdzie znajdziesz Absolut? Absolut przebywa w samotności, musisz zatem wejść w samotność wewnątrz siebie. Wewnątrz ciebie, wewnątrz nas jest Absolut, który identyfikuje się z prawdą. Potem, kiedy odnajdziesz ją wewnątrz siebie, możesz ją ukazać i dać innym. Ofiaruj ją innym. To nieustanne zadanie, które trwa przez całe życie. Poszukiwanie prawdy, która prowadzi do miłości, a miłość realizuje się tylko razem ze sprawiedliwością. Wspierają się wzajemnie miłość, sprawiedliwość i prawda. Jan Paweł II dał nam dobry przykład, ponieważ był teologiem, ale i poetą. A właśnie poeci są ludźmi, którzy są w stanie zejść w głębię swojej duszy, aby wydobyć i odnaleźć tę prawdę, ten Absolut, który się tam znajduje.

– Co zatem składa się na świętość Jana Pawła II?

– Poszukiwanie Absolutu, którym jest Bóg. Ojciec Święty szukał Go zawsze i wszędzie. Dla mnie to pozostanie naprawdę niewyjaśnioną tajemnicą. Iluż młodych przyciągnął Jan Paweł II! Zastanawiam się, co oni odkrywali w tym człowieku. Prawdopodobnie młody człowiek pragnie Boga i Go szuka; prawdopodobnie Jan Paweł II był człowiekiem, który potrafił wyjaśnić młodym, gdzie znajduje się prawda. I kiedy młody człowiek znalazł prawdę, odkrył także miłość...

– Co Pani myśli o następcach Jana Pawła II?

– Papież Benedykt XVI jest jednym z największych papieży XX wieku, ponieważ – nawet jeśli wydaje się papieżem nieskłonnym do zmian – odmienił oblicze Kościoła. Żaden z papieży, nawet Wojtyła, nie miał odwagi, by zrezygnować. Benedykt XVI uczynił to, przekonany, że przyniesie to korzyść Kościołowi, ponieważ zaistniała sytuacja, w której nie mógł uczynić tego, co uważał za słuszne, tzn. zmiany. Kiedy zaczął poruszać niektóre sprawy, był wstrzymywany. Wówczas zrozumiał, że Kościół musi się zmienić, i jedyny sposób to ten, aby przybyła inna osoba papieża, ponieważ on uczynił już wszystko, co mógł. Zrozumiał, że Kościół musi zmienić bieg historii. Po przybyciu Franciszka wiele spraw uległo zmianie i wciąż się zmienia. Każdy papież ma jakiś szczególny dar. Jan Paweł II miał charyzmę, Benedykt XVI to jeden z największych teologów, który jednocześnie pokazał swoją pokorę i umiejętność odczytywania znaków czasu. Franciszek zaś podejmuje dzieła, które uważam za natchnione przez Ducha Świętego: ten Papież ma tyle odwagi, co Jan Paweł II, który rozpoczął swój pontyfikat od słów: „Nie lękajcie się!”, ponieważ pochodził z Europy Środkowo-Wschodniej, gdzie trzeba było mieć wiele odwagi, aby żyć – i on ją miał.

– Gdzie Pani była podczas kanonizacji Ojca Świętego?

– Byłam na Placu św. Piotra. Musiałam tam być. Byłam wśród ludzi. Nie chciałam iść do sektorów. Chciałam być z ludźmi. Byłam tam również na czuwaniu, zanim Ojciec Święty umarł. Przez całą wcześniejszą noc i cały kolejny dzień pozostawałam, modląc się. Jan Paweł II – jak wielcy ludzie – wiedział, że koniec się zbliża, i był spokojny, był gotowy na tę chwilę.

Wywiad przeprowadzony 11 października 2018 r. Współpraca: Zbigniew Gretka, prezes Stowarzyszenia Autorów Polskich

2019-02-20 11:32

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wiara jest oddechem Boga

„Choć na pustkowiu nie znajdowali siedziby Boga, to jednak wyraźniej słyszeli tam żywe słowo, które przynieśli w sobie. Ludzie, którzy na tyle oswoili się z pustynią, że nie odczuwają już presji przestrzeni i pustki, nieuchronnie zwracają się do Boga jako jedynej ostoi i jedynego wyczuwalnego rytmu istnienia. Wszystkie wierzenia semickie miały swe źródło w przekonaniu, że świat jest pustką, Bóg zaś obfitością” (T. E. Lawrence).

Wierzę, bo...? Opowiedz mi o tym bez użycia wielkich słów i gładkich zdań wytrychów. Mów tak, jakbyś opowiadał komuś bliskiemu, dziecku, ukochanej, przyjacielowi, który właśnie traci wiarę, a ty chcesz zrobić coś, co go na tej drodze zatrzyma. Szczerze, bez zakładania masek, bez przymilnej poprawności.
Opowiedz o tym, jakie miejsce zajmuje w Twoim życiu wiara?...

Pyta Katarzyna Woynarowska.
ALEKSANDRA MARIA GIL, publicystka, grafik. Związana z ruchem pro life w Polsce, od 2000 r. - z Fundacją „Głos dla Życia”:
- Wiem, że jako istota obdarzona wolną wolą decyduję o swoim postępowaniu, jednak to wiara porządkuje moje życie. W rzeczywistości, w której rozmywają się granice między dobrem a złem, gdy permisywizm wypiera postawy zgodne z naturą, to właśnie wiara pozwala mi pozostać człowiekiem i nie poddać się promowanej wokół bylejakości, godzenia się na wszystko i za każdą cenę...
AGNIESZKA KONIK-KORN, historyk, dziennikarka, mama dwójki dzieci:
- Gdy patrzysz na życie przez pryzmat wiary, to wszystko w życiu nabiera sensu. Nie ukrywam, że wiara w moim życiu cały czas ewoluuje - raz dojrzewa, innym razem przychodzą kryzysy. Wiara jest decyzją podejmowaną nie tylko w sercu, ale i w umyśle. Ważną rolę w rozwoju mojej wiary odgrywa formacja we wspólnocie, w zasadzie od dzieciństwa. Choć wspólnoty się zmieniały, to myślę, że bez nich trudno byłoby mi wiedzieć o pewnych rzeczach. W wierze także świadomość ma ogromne znaczenie.
KS. ROMAN CHYLIŃSKI CSMA: - Wiarę w Boga rozumiem w trzech wymiarach: wierzyć Słowu Boga, ufać Słowu Boga i całkowicie Jemu zawierzyć swoje życie.
- Czy później lżej się żyje?
- Chyba nie, ale pewniej stąpa się po ziemi...
S. BARBARA PODGÓRSKA, karmelitanka misjonarka: - Wiara jest oddechem Boga we mnie. Jest jak płomień, który daje radość i siłę do przyjmowania życiowych zadań. Wiara „nawraca” mnie do Boga...
MAREK CHUDZIK, anestezjolog, ojciec dwójki dzieci, wdowiec: - Nie jestem człowiekiem zbyt pobożnym, więc nie wiem, czy jestem godzien mówić w tym gronie... Jednak trochę myślałem... Wiecie, jak ktoś wychował się w rodzinie katolickiej, będzie w ważnych chwilach zachowywał się jak człowiek wierzący... Nawet jeśli utrzymuje, że stracił wiarę. Albo tak jak ja, ciągle się zastanawia nad swoją relacją do Boga. Przekaz, jaki niesie chrześcijaństwo, jest dla mnie rodzajem tatuażu duszy.
KAŹKA URBAN, ekonomistka, redaktorka, działaczka społeczna:
- Nie godzę się na ten świat taki, jaki jest, rozumiesz... Ludzie potrafią być wielcy i mali jednocześnie. Wszyscy zawodzą, ja również. Zamiast frustrującego rozczarowania, można przyjąć ludzi i świat takim, jaki jest, nie wyrzekając się marzeń o absolutnej realizacji dobra i piękna, których skrawków doświadczam na co dzień. Potrzebuję Absolutu. To daje podstawy do wyrozumiałości wobec siebie i innych...
- No dobrze, wobec tych pięknych deklaracji, czy i w jaki sposób wiara wpływa na podejmowanie przez Was codziennych decyzji? Nie mówię o robieniu zakupów, ale o istotnych sprawach...
OLA: - Nie masz racji! Nawet zakupy podporządkowane są temu, w co wierzę. Nie kupuję np. produktów koncernów, które wykorzystują w swojej produkcji komórki macierzyste pozyskane z ciał abortowanych dzieci. Jedna z firm chciała wprowadzić na rynek napój, w którym znajdowały się takie komórki, tłumacząc to ulepszeniem smaku! Sam pomysł jest dla mnie niegodziwy, więc bojkotuję wszystkie artykuły tej korporacji...
AGA: - Wszystko, co robię, staram się robić tak, by nie ranić Jezusa. Jest to najtrudniejsze w sytuacjach międzyludzkich, dochodzą tu także kwestie emocjonalne albo zwykłe „lubienie” czy „nielubienie się”. A żyć życiem wiary - to żyć w prawdzie...
KS. ROMAN: - Kiedy poznałem paschalny wymiar wiary, to dopiero zrozumiałem, że wiara wymaga decyzji. Najpierw trzeba wyrzec się paru rzeczy, aby poważnie potraktować chrześcijaństwo w swoim życiu: wyrzec się szatana, grzechu i wszystkich okoliczności, które prowadzą do zła. I tu zaczyna się „bój bezkrwawy” o duszę. Trudna jest wiara chrześcijańska, bo wymaga radykalizmu, a nie bawienia się ze złem.
KAŹKA: - Wiara w warunkach codzienności? Chyba najbardziej jest we mnie tych kilka chwil, podczas których miałam uczucie namacalnej obecności Boga. Kiedy powietrze staje się gęste od jakiejś nienazwanej substancji i tej błogości, że skoro tak jest, to wszystko jest dobre. Te kilkanaście, kilkadziesiąt sekund, które przyszły nie wiadomo dlaczego i skąd (pewnie to nazywają łaską), staram się nieustannie w sobie odświeżać. A najintensywniej modlę się, oczywiście, w momentach, kiedy tak już nabroiłam, że wydaje mi się, iż nic mnie nie uratuje. A to zabawna historia z codziennego życia: Lata już temu, pewnie jak każda młoda mama, miałam straszny kryzys, poczucie, że jestem złą matką. Po trzech dniach użalania się nad sobą w rozmemłanym łóżku powiedziałam: - Panie Boże, ja się na ten świat nie prosiłam, stworzyłeś mnie, więc teraz coś z tym zrób, bo oszaleję. „And this is the last call!”. Otworzyłam Biblię na oślep, na fragmencie, jak Święta Rodzina zgubiła Jezusa w świątyni i nawet tego nie zauważyła! Roześmiałam się do łez, wstałam z łóżka, otrzepałam się i poszłam dalej...
OLA: - Od 15 lat jestem żoną swojego męża i oprócz wszystkich chwil szczęśliwości były i kryzysy, i to wiara pozwoliła nam obojgu wytrwać przy sobie. Także moja praca, to ciągłe zmaganie się ze sobą - na ile realizuję talenty, którymi zostałam obdarowana, a na ile zakopałam je w ogródku rutyny?...
S. BASIA: - Na pewno nie chciałabym przeżywać mojego życia „bez rozumu niczym koń i muł” (Ps 32, 9) czy jak ci, którzy „mają usta, ale nie mówią; oczy mają, ale nie widzą; mają uszy, ale nie słyszą; mają ręce, lecz nie dotykają” (por. Ps 115, 5-7). Świadome przeżywanie życia, poszukiwanie sensu, piękna, mądrości prowadzi do zintegrowania różnych aspektów osobowości. Stąd nie waham się potwierdzić, że przyjmuję z wdzięcznością (i z pewną ulgą...) obecność wiary w moim życiu.
MAREK: - Dużo ostatnio myślałem na ten temat i ku mojemu zdumieniu stwierdziłem, że system, w jakim żyję, moja codzienność i dziesiątki podejmowanych decyzji opieram na Dekalogu. Moim skromnym zdaniem - nie ma doskonalszego określenia granic. Kto wychodzi poza nie, staje się bezrozumnym zwierzęciem...
KAŹKA: - Ewangelia jest zdecydowanie najlepszą rzeczą, jaką przeczytałam. To opowieść o człowieczeństwie, o jakim marzę, najwyższych lotów... Jezus jest po prostu piękną postacią - mądrą, odważną, sprawczą, empatyczną do bólu.
- Teraz będzie trudniej. Czy macie zwyczaj dzielenia się wprost z ludźmi swoim doświadczeniem wiary? Nie boicie się etykiety dewotki/ dewota?
S. BASIA: - „Zwyczaju” dzielenia się wiarą jako takiego nie mam, ale też nie ukrywam pod korcem światła wiary. Wiara domaga się dialogu i świadectwa.
KS. ROMAN: - Jako kapłan słyszę cały czas słowa św. Pawła: „Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii!”. Więc mi biada!
KAŹKA: - Wiarą dzielę się w sposób nienachalny. Mówię o swoich doświadczeniach duchowych w taki sam sposób, w jaki mówię o przeżyciach nad obrazami mistrzów holenderskich. Jak coś się dzieje w moim życiu ważnego, to mówię o tym nawet niewierzącym przyjaciołom, niezależnie od tego, czy są to doświadczenia duchowe, kulinarne czy literackie.
OLA: - Nie ukrywam się i nie chowam ze swoją wiarą. Na szczęście jeszcze za to nie zamykają w rezerwatach. Mam dość silną osobowość i opowiadanie o sytuacjach, które mnie spotkały, czy stanie na straży swoich przekonań to ta część mnie, która mnie dookreśla.
AGA: - To zależy od sytuacji. Inaczej dzielimy się we wspólnocie, a inaczej wśród osób nieznanych. Jednak są takie środowiska, gdzie świadectwem będzie już noszenie krzyżyka lub milczenie w gronie plotkujących. Myślę, że dzielić się wiarą nie można na siłę, bo można kogoś zniechęcić. Po to też mamy rozum, by rozeznawać, jakie świadectwo potrzebne jest w danej sytuacji. Ale jeśli do osób niewierzących wrogo nastawionych do Kościoła będziemy podchodzić z przyjaźnią i radością, wyobrażając sobie, jak by do nich podchodził Pan Jezus, to myślę, że to jest najlepsze świadectwo.
- Wejdźmy o stopień wyżej: Wiara bez uczynków jest martwa - a więc...
AGA: - Jeśli ktoś wierzy, to nie oddzieli wiary od swoich decyzji. Powiem więcej - to właśnie wiara pomaga dostrzec, że coś jest nie tak. Wierzący nie usprawiedliwią się tak łatwo. Bez wiary nie podejmujemy pewnych działań, bo po ludzku nie zobaczymy w tym sensu. Nie pogodzimy się z naszym wrogiem, nie przebaczymy mu, jeśli wiara nie podpowie nam, że to jest nam potrzebne do zbawienia, do szczęśliwego życia jeszcze tu, na ziemi.
S. BASIA: - Jedynie mówienie, że się wierzy w Boga, może stanowić pułapkę, a na pewno rodzi pustkę. Taki potok słów potrafi pomniejszyć, a nawet zagłuszyć wewnętrzną siłę wiary. Przecież nikogo nie zbawi ani nie uzdrowi taki aktywizm. Dlatego warto otwierać Ewangelię i spoglądać na otaczający nas świat oczami Boga. Pytać siebie o to, co nam każe wychodzić „z chatki miłości własnej”, by odziać, nakarmić, pocieszyć, przyjąć, nieść pokój... Zawsze i w każdym czasie chodzi przecież o życie. Życie w Bogu.
OLA: - Dokonałam życiowego wyboru. Wyboru pracy. Nie jestem w wielkiej firmie, na superstanowisku i nie mam pieniędzy, które pozwoliłyby na zagraniczne wakacje. Ale wykonuję swoją pracę najlepiej, jak potrafię, wykorzystuję w realizowanych zadaniach swoje umiejętności. Każdego dnia, gdy wybieram się do pracy, mam świadomość, że przyczyniam się do dobra na świecie i że to, co robię, nie jest sprzeczne z tym, w co wierzę.
KS. ROMAN: - Kiedy po ludzku już nic nie możemy uczynić, ani inteligencją, ani pobożnością, ani-ani... to wówczas robimy miejsce dla wiary.
- Czyli, podsumowując - wiara to?
AGA: - Wiara to coś, co pomaga nam powstawać. Pion, do którego cały czas musimy równać. Papierek lakmusowy naszych uczynków. Drogowskaz wskazujący nam cel, do którego zmierzamy...
OLA: - Wiara to nadzieja, że dobro jest w każdym z nas. Wiara jest jak łódź. Gdy nie mam siły i wątpię, to dryfuję... Gdy jej zaufam - biorę ster we własne ręce i wówczas to już nie przypadek kieruje moimi losami. Wiara wprowadza w moje życie taki ład, w którym nie muszę godzinami zastanawiać się nad tym, co mam zrobić. Dzięki niej odpowiedzi znajdują się szybko, choć często są niełatwe do zrealizowania.
KAŹKA: - Św. Augustyn powiedział: „intimior intimo meo”. Rozwinięty w tłumaczeniu ten cytat brzmi: Bliższy mi niż ja sam w tym, co mi najbliższe. To jest dla mnie kwintesencja wiary w Boga. Bóg, który jest, i ja, która się staram. I choć nie zawsze mi się udaje, to mam ten komfort, że jest Ktoś, kto patrzy w tym samym kierunku...

CZYTAJ DALEJ

Anioł z Auschwitz

Niedziela Ogólnopolska 12/2023, str. 28-29

[ TEMATY ]

Wielcy polskiego Kościoła

Archiwum Archidiecezjalne w Łodzi

Stanisława Leszczyńska

Stanisława Leszczyńska

Są postacie, które nigdy nie nazwałyby samych siebie bohaterami, a jednak o ich czynach z podziwem opowiadają kolejne pokolenia. Taka właśnie była Stanisława Leszczyńska – „Mateczka”, położna z Auschwitz.

Przyszła bohaterka urodziła się 8 maja 1896 r. w Łodzi, w niezamożnej rodzinie Zambrzyckich. Jej bliscy borykali się z tak dużymi trudnościami finansowymi, że w 1908 r. całą rodziną wyjechali w poszukiwaniu lepszego życia do Rio de Janeiro. Po 2 latach jednak powrócili do kraju i Stanisława podjęła przerwaną edukację.

CZYTAJ DALEJ

Dwaj polscy misjonarze oblaci zatrzymani przez władze Białorusi

2024-05-11 11:43

[ TEMATY ]

Białoruś

Karol Porwich/Niedziela

Władze Białorusi zatrzymały wczoraj dwóch polskich duchownych, misjonarzy oblatów, posługujących w tym kraju. Władze zakonne proszą o modlitwę w intencji swoich współbraci, którzy są duszpasterzami w diecezjalnym sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Szumilinie. Podstawą zatrzymania miała być rzekoma dywersyjna działalność na szkodę białoruskiego państwa.

W specjalnym komunikacie Polska Prowincja Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, do której jurysdykcji należy oblacka Misja na Białorusi, potwierdziła informacje o zatrzymaniu przez władze dwóch misjonarzy oblatów w diecezji witebskiej. Są ojcowie Andrzej Juchniewicz OMI i Paweł Lemekh OMI.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję