Reklama

Niemcy

Rozrywają nasze rodziny

Przez lata nie tylko niemieckie, ale co gorsza – polskie władze były głuche na głosy polskich rodziców w Niemczech, którym dzieci pod byle pretekstem zabierały Jugendamty. Może to się wreszcie zmieni

Niedziela Ogólnopolska 27/2017, str. 14-15

[ TEMATY ]

Niemcy

Roman Bodnarchuk/fotolia.com

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Część polskich mediów od lat dostrzega problem. Dziennikarze opisywali nie raz, nie dwa dramaty kolejnych polskich rodzin mieszkających w Niemczech. Szczególnie głośne w Polsce były sprawy osób rozwiedzionych, które skarżyły się, że Jugendamty – czyli niemieckie urzędy ds. dzieci i młodzieży – uniemożliwiały im posługiwanie się językiem polskim w czasie nadzorowanych spotkań z dziećmi. Urzędy, w założeniu mające dbać o dobro rodziny, rozbijają je, zabierając dzieci, czasami siłą.

Prawdziwy koszmar przeżywają polskie rodziny, którym odebrano dzieci bez podania konkretnych przyczyn, najpewniej na skutek kłamliwych donosów. – Siedmiu policjantów i pani z Jugendamtu weszli do mnie do domu i zabrali siłą dzieci, bez podania jakiegokolwiek powodu. Byłam bezradna, siłą wyrwali mi dzieci... – opowiada Aleksandra Urbanik, która od tygodni nie ma kontaktu ze swoimi pociechami.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Pod lupą

Jugendamty to jedna z najbardziej długowiecznych niemieckich instytucji. Gdy powstały w latach 20. XX wieku – ich działalność wydawała się ze wszech miar potrzebna. Były instytucją opiekującą się trudną młodzieżą, zdeprawowaną w wyniku wojny. Potem jednak stały się własną karykaturą. Naziści po dojściu do władzy w Niemczech w 1933 r. włączyli sieć tych placówek do swojego systemu wychowawczego.

Po II wojnie światowej urzędy ds. młodzieży nie przestały istnieć, ale nie zostały przejęte przez samorządy i do dziś znajdują się w gestii niemieckich landów, czyli krajów związkowych. Właśnie tym – podległością landom, a nie państwu – przez całe lata tłumaczono bezczynność tego drugiego nawet w najbardziej drastycznych przypadkach.

Praktycznie nie ma sfery życia rodzinnego, w którą nie mógłby wkroczyć Jugendamt. Szczególnie wnikliwie przygląda się dzieciom z małżeństw cudzoziemskich i mieszanych. A obserwacja zaczyna się już w... szpitalu położniczym. Już tam zakłada się, że matka nie da sobie rady, bo jest samotna, albo szuka się pretekstu. – Odbierają dzieci nie tylko Polakom – choć nam najczęściej, w jednej czwartej przypadków – w imię dobra dziecka, które żadnym dobrem nie jest, wręcz przeciwnie – mówi Dorota Arciszewska-Mielewczyk, posłanka PiS.

Reklama

Nowa germanizacja

Jugendamty stały się elementem germanizacji. – Jeżeli zabrania się mówić w języku polskim, zabrania się chodzić na polski chór, religię, to jak to inaczej nazwać?! – denerwuje się posłanka Arciszewska-Mielewczyk. – Jeden z rodziców w uzasadnieniu orzeczenia sądu, w którym walczył o odzyskanie dziecka, miał zapisane, że używanie języka polskiego w Niemczech ma zły wpływ na rozwój psychiczny malucha.

Z jednej strony Jugendamtom zarzuca się ingerowanie w życie rodzin i naruszanie prywatności, ale z drugiej – paradoksalnie – także opieszałość i brak zdecydowania w przypadkach, gdy dzieci są zaniedbywane przez opiekunów lub gdy dochodzi do znęcania się nad nimi. Od czego zależy to, że urzędy raz działają bardziej niż nadgorliwie, a kiedy indziej nie działają w ogóle? Tego nie wiadomo. A gdy nie wiadomo o co chodzi, wiadomo, że chodzi o pieniądze.

– Odbierane cudzoziemskim czy mieszanym rodzicom dzieci umieszczane są w niemieckich rodzinach. I jest to czysty, ordynarny biznes dla Jugendamtu, instytucji samorządowo-politycznej, nad którą żaden minister nie ma kontroli – mówi posłanka Arciszewska-Mielewczyk. – Jugendamty i niemieckie rodziny za wychowywanie tych dzieci otrzymują niemałe pieniądze.

Dobro dziecka

Czasami wystarczy zwykły donos sąsiadów, by interweniowały niemieckie służby. – Jugendamt z pomocą policji może o każdej porze dnia wejść do domu, jeśli, jego zdaniem, zagrożone jest dobro dziecka – mówi adwokat Stefan Hambura, który na co dzień mieszka w Niemczech i pomaga Polakom. Pojęcie „dobro dziecka” nigdzie przy tym nie jest zdefiniowane. – Czasami do brutalnej akcji służb porządkowych wspierających działania Jugendamtu nie potrzeba wiele: wystarczy doniesienie np. sąsiada mającego z rodziną na pieńku.

Reklama

Mieszkającej w Wolfsburgu Justynie Preschel podczas interwencji urzędnicy wyrzucili krzyż, który podarowała swojej córce, mówiąc, że nie chcą więcej polskich krzyży. – Jeden z urzędników powiedział, że to jest polski krzyż, a oni mają ewangelickie. A przecież Chrystus umarł na krzyżu, a nie na polskim krzyżu.

Wojciech Pomorski, prezes Polskiego Stowarzyszenia Rodzice Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech, opowiada o dramacie, który spotkał Weronikę Drozdowską: wbrew jej woli dzieci, które jej zabrano, zostały rozdzielone. Niektóre z nich trafiły do domu, w którym są wychowywane przez parę homoseksualnych kobiet.

Zagmatwane sprawy

Aleksandra Urbanik, Justyna Preschel i dwie inne matki Polki z Niemiec wzięły udział w konferencji w Berlinie, zorganizowanej przez to stowarzyszenie. Przedstawiona przez nie sytuacja ich rodzin jest dramatyczna: Jugendamt zabrał im łącznie dziewięcioro dzieci. Takich rodzin są dziesiątki. Beata Pokrzeptowicz, która jako osoba zaufana reprezentuje wielu poszkodowanych polskich rodziców przed niemieckimi sądami w sprawach przeciwko Jugendamtom, sama doświadczyła dyskryminacji. Kilka lat temu urząd zabronił jej kontaktów z synem.

Rodzice, którzy chcą odzyskać dzieci, przechodzą gehennę w sądach, które na ogół trzymają stronę Jugendamtów, a polityka państwa niemieckiego w tej kwestii jest bezwzględna wobec polskich rodzin. Sprawy są długie, często sztucznie przeciągane, wymagają sporych pieniędzy. Ludzie są niszczeni psychicznie, finansowo. Nie są w stanie sprostać wymiarowi sprawiedliwości.

Mimo nagłośnienia sprawy w ostatnich latach nic się nie zmieniło. – Przypadki zabierania polskich dzieci w Niemczech powtarzają się bez przerwy i nic się nie dzieje. Zabiera się dzieci bez powodu – ocenia Beata Pokrzeptowicz.

Reklama

Późno i mało

Wystosowany po wspomnianej konferencji apel matek do polskiego rządu o pomoc w odzyskaniu dzieci odebranych przez Jugendamt spotkał się z reakcją resortu sprawiedliwości, który stwierdził, że robi, co może, żeby sprawę rozwiązać całościowo, choć nie od razu. Na razie, podczas spotkania przed kilkoma miesiącami, wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik przekazał Niemcom postulaty dotyczące działalności Jugendamtów.

Pierwszy i najważniejszy dotyczy tego, że w sprawach opiekuńczych dziecko powinno być umieszczane w polskiej rodzinie. To nic nadzwyczajnego, bo jeden z artykułów Konwencji Praw Dziecka mówi wprost, że dziecko musi mieć utrzymaną tożsamość, muszą być utrzymane język i kultura. – Nie może być tak, że kiedy np. jest spór sądowy czy toczy się postępowanie, dziecko jest umieszczane w rodzinie np. niemieckiej czy tureckiej – mówi Wójcik. Jego zdaniem, to już, na początek, byłoby sporo. – Dowiedziałem się, że jestem pierwszym ministrem, który przyjechał w tego typu sprawie.

Ale dla poszkodowanych rodzin, osób, które z Jugendamtami mają kontakt na co dzień, to wszystko dzieje się za wolno. Mec. Stefan Hambura postuluje wymuszenie na Niemcach całkowitej likwidacji urzędów ds. dzieci i młodzieży i powołanie na ich miejsce innego urzędu, który podlegałby kontroli. Prezes Wojciech Pomorski uważa, że polski rząd powinien pójść na całość: skoro prawa polskich obywateli mieszkających w Niemczech nie są respektowane, trzeba wypowiedzieć traktat polsko-niemiecki. Już sama zapowiedź takiego kroku zmusiłaby niemieckie władze do reakcji.

2017-06-28 09:33

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Niemcy: Kościół katolicki skrytykował wyniesienie krzyża z Sali Pokoju ratusza w Münster

[ TEMATY ]

Niemcy

Karol Porwich/Niedziela

Kościół katolicki w Niemczech skrytykował wyniesienie zabytkowego krzyża z Sali Pokoju ratusza w Münster. Obecnie spotykają się tam ministrowie spraw zagranicznych państw grupy G7. Diecezja Münster określiła jako „niezrozumiałą” decyzję, podjętą na wniosek niemieckiego MSZ w Berlinie. Podobnie ocenia to burmistrz miasta Markus Lewe (CDU). Władze diecezji zapowiedziały, że za pośrednictwem biura katolickiego przy niemieckim parlamencie Bundestagu w Berlinie wyrażą swoje oburzenie z zaistniałej sytuacji i poprosi o oficjalne uzasadnienie.

Rzecznik MSZ oświadczył, że decyzja o zdjęciu krzyża była podyktowana powodami protokolarnymi. Podkreślił jednocześnie, że minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock nie miała z tym nic wspólnego. Sama minister przyznała, że zaskoczona decyzją, aby zabytkowy krzyż usunąć z sali, w której obradują ministrowie G7. Zapewniła też, że decyzja miała charakter organizacyjny, a nie polityczny. Jej zdaniem, nawet jeśli historyczna Sala Pokoju w ratuszu musiała być przebudowana na salę konferencyjną, krzyż powinien pozostać.

CZYTAJ DALEJ

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

Watykan: ogłoszono program papieskiej wizyty w Weronie

2024-04-29 11:54

[ TEMATY ]

papież

papież Franciszek

Werona

PAP/EPA/ANDREA MEROLA

Nazajutrz po wizycie duszpasterskiej w Wenecji, Stolica Apostolska ogłosiła oficjalny program wizyty papieża w Weronie w dniu 18 maja.

Franciszek wyruszy helikopterem z Watykanu o godz. 6.30, by wylądować w Weronie o godz. 8.00.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję