Reklama

Wiara

Warto nie stawiać oporu

Juan Manuel Cotelo to hiszpański dziennikarz, redaktor, aktor, reżyser, scenarzysta, producent filmowy. Znany i uznany twórca przyjechał do Polski na zaproszenie organizatorów Festiwalu Filmów Chrześcijańskich Arka 2016, w ramach którego były prezentowane jego filmy: „Ziemia Maryi”, „Ostatni szczyt” i najnowszy – „Ślady stóp”, który na ekrany kin wchodzi 20 stycznia 2017 r.
O roli wiary i zaufania w życiu człowieka z Juanem Manuelem Cotelo rozmawia Maria Fortuna-Sudor

Niedziela Ogólnopolska 3/2017, str. 38-39

[ TEMATY ]

rozmowa

Andrzej Sobczyk

Juan Manuel Cotelo

Juan Manuel Cotelo

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

MARIA FORTUNA-SUDOR: – Gdy zapoznałam się z Pańską biografią, doszłam do wniosku, że lubi Pan być w centrum uwagi, zainteresowania...

JUAN MANUEL COTELO: – O tak! Mam wrażenie, że nawet kiedy płakałem w łóżeczku, to już odgrywałem jakąś rolę. Gdy w szkole trzeba było powiedzieć żart, powygłupiać się, to zawsze byłem pierwszy. Ale jest coś, co lubię jeszcze bardziej...

– Wiem, że kocha Pan opowiadać historie. Chociaż czytałam, że nie wszystkie. Co musi mieć ta, którą zechce opowiedzieć Juan Cotelo?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Musi być tego warta. historia musi mnie wzywać. To tak jak z miłością. Ona cię wzywa, a ty możesz odpowiedzieć na to wezwanie albo też nie.

– Przeczytałam, że tak było z filmem „Ostatni szczyt” – o śp. ks. Pablo Dominguezie Prieto, który w wieku 42 lat zginął w dramatycznych okolicznościach, schodząc ze szczytu Moncayo. Ta historia długo Pana wzywała...

– Dokładnie. Nie chciałem, żeby doszło do powstania scenariusza tego filmu. Przez 6 miesięcy robiłem wszystko, by tego księdza nie poznać...

Reklama

– Co się stało, że zmienił Pan zdanie?

– W końcu, żeby mieć święty spokój, poszedłem się spotkać z tym księdzem, a 10 dni później on już nie żył. To było przykre, ale nie miałem poczucia żalu. Jednak Pan Bóg realizował swój plan. Sprawił, że zostałem przedstawiony jego rodzinie, przyjaciołom i ta sama osoba, która mnie z tym księdzem poznała, wysłała maila z informacją, że p. Cotelo napisze scenariusz i stworzy film o księdzu. Zdenerwowany powtórzyłem, że nie zrobię tego filmu, bo mam inne plany.

– Film cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem. Co przekonało Pana do tej historii?

– Zrobiłem ten film, żeby... dali mi spokój. I prosiłem Pana Boga, by to się już skończyło, bo to przecież nie był mój plan. Ale kiedy młody człowiek, który obejrzał ten film, wstąpił do seminarium i opowiedział mi o tym, wówczas zrozumiałem, że stało się coś niesamowitego. Dziś znam wiele osób, które są w seminarium, a znalazły się tam po tym, gdy zobaczyły film. Poznałem kobiety, które dokonały aborcji i po obejrzeniu „Ostatniego szczytu” poszły do spowiedzi. Inne miały w planie aborcję, ale gdy obejrzały film, urodziły dziecko, a małżeństwa, które od lat były w separacji, pojednały się... I w końcu powiedziałem: Panie Boże, dziękuję ci za to, że nie wysłuchałeś mojej modlitwy, że nie dałeś mi spokoju! (uśmiech). W takiej sytuacji uświadamiasz sobie, że warto nie stawiać oporu Panu Bogu. To jest taka pedagogia Stwórcy, który nas prosi, abyśmy się nauczyli Mu ufać.

– W przypadku filmu „Ślady stóp” podejmowanie decyzji, aby towarzyszyć pielgrzymom, nie trwało tak długo.

– Stało się coś bardzo konkretnego. Poznałem intencję ks. Sergio, który był promotorem idei. Spodobała mi się propozycja, ale miałem wątpliwości. Zwłaszcza że realizację filmu trzeba było zacząć za 3 tygodnie. Jednak gdy w trakcie spotkania ksiądz przyznał, że jego jedyną intencją jest ewangelizacja, powiedziałem, że to zrobię. Pamiętam, że nie było scenariusza, a ks. Sergio nie miał pieniędzy... To było czyste szaleństwo, ale zauważyłem, że rzeczy, które pochodzą od Boga, mają pewien element szaleństwa. Nakarmienie 5 tys. ludzi kilkoma rybami i chlebami albo napełnienie stągwi wodą, gdy brakowało wina, to przecież też było czyste szaleństwo...

– Obserwował Pan uczestników pielgrzymki.

– To byli zwyczajni ludzie. Ale po kilku dniach moją uwagę zwróciło to, jak sobie pomagali. Zapamiętam taki widok, kiedy się zatrzymują i jeden z nich zamiast zająć się swoimi odciskami, zdejmuje buty innym i pomaga im wyleczyć ich rany na nogach. To dla mnie było coś wyjątkowego zobaczyć, jak się wspierają. Oni szli tą drogą, myśląc bardziej o innych niż o sobie. Ponadto ich pobożność. Wszyscy się modlili. Codziennie odmawiali Różaniec, uczestniczyli w Eucharystii, rozmyślali nad wybranymi fragmentami tekstów św. Franciszka z Asyżu...

– Czyli – w drodze do św. Jakuba pielgrzymi stali się wspólnotą.

– Członkowie ekipy filmującej pielgrzymkę zastanawiali się, kiedy jej uczestnicy wreszcie się pokłócą (śmiech). Tymczasem gdy obserwujesz grupę przez 40 dni i widzisz, że oni się w ogóle nie sprzeczają, to wierzysz, że jest pewna szczególna łaska związana z Drogą Jakubową.

– Na świecie jest taka tendencja, że o kapłanach mówi się i pisze źle. Pan zrobił filmy, w których bohaterami są wspaniali księża. Co miało wpływ na taką decyzję?

– Generalnie nie lubię mówić źle o ludziach (śmiech). Ale myślę, że sytuację Kościoła, w tym szczególnie księży, można porównać do filmowania dwóch par tenisistów rozgrywających mecz i pokazywania tych, którzy grają źle – komentowania ich, krytykowania, analizowania błędów. Tymczasem parą grającą świetnie tuż obok nikt się nie interesuje. Tak jest z Kościołem – media, a za nimi społeczeństwo, skupiają uwagę na tych, którzy grają słabo. W ten sposób jesteśmy informowani. Pokazują tego, który skłamał, ukradł, nadużył stanowiska, a ten święty ksiądz w ogóle nie jest w centrum zainteresowania.

– Swoimi dziełami, ale też postawą wyznaje Pan wiarę. To dobry sposób na życie...

– Wierzę, że Bóg ma bardzo szczegółowy program, plan dla każdego człowieka. To jest piękne i wzruszające. To przygoda, w której są elementy emocji – nigdy nie wiadomo, co będzie za chwilę. Tak sobie myślę, że Pan Bóg się nudzi na autostradach, że zdecydowanie bardziej woli wyboiste drogi. Podobnie jest z życiem – ty go nie wybierasz. To jest dar, który otrzymujesz. Nie wybierasz rodziców, rodzeństwa. Właściwie nic nie wybierasz, ale możesz też wszystko odrzucić, poczynając od życia. Tak, możesz odrzucić plan Boga dla ciebie, ale też możesz go zaakceptować. I pozwolić, by reżyserem twojego filmu – życia był Pan Bóg. Oglądasz się za siebie i stwierdzasz: wspaniały scenariusz. Myślisz, że gdybyś miała stworzyć scenariusz, na pewno by taki nie wyszedł...
Jestem przekonany, że gdybym nie uwierzył, na pewno bym nie zrobił ani tego filmu, ani poprzedniego. Każdego dnia staram się odkryć, czego Pan Bóg chce ode mnie dziś, a następnie to realizować, nie myśląc zbyt wiele o tym, co będzie jutro. Bo ja nie mogę tego kontrolować.

2017-01-11 10:15

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Będąc przyjacielem…

Niedziela toruńska 8/2014, str. 6

[ TEMATY ]

rozmowa

Helena Maniakowska

HELENA MANIAKOWSKA: – Obecnie nie mówi się prawie wcale o relacji przyjaźni. Jakie znaczenie – według Księdza – ma przyjaźń?

CZYTAJ DALEJ

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

W 10. rocznicę kanonizacji

2024-04-28 17:42

Biuro Prasowe AK

    – Kościół wynosząc go do grona świętych wskazał: módlcie się poprzez jego wstawiennictwo za świat o jego zbawienie, o pokój dla niego, o nadzieję – mówił abp Marek Jędraszewski w sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie w czasie Mszy św. sprawowanej w 10. rocznicę kanonizacji Ojca Świętego.

Na początku Mszy św. ks. Tomasz Szopa przypomniał, że dokładnie 10 lat temu papież Franciszek dokonał uroczystej kanonizacji Jana Pawła II. – W ten sposób Kościół uznał, wskazał, publicznie ogłosił, że Jan Paweł II jest świadkiem Jezusa Chrystusa – świadkiem, którego wstawiennictwa możemy przyzywać, przez wstawiennictwo którego możemy się modlić do Dobrego Ojca – mówił kustosz papieskiego sanktuarium w Krakowie. Witając abp. Marka Jędraszewskiego, podziękował mu za troskę o pamięć o Ojcu Świętym i krzewienie jego nauczania.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję