Przypomnijmy, że właśnie „Niedziela”, dzięki ks. inf. Ireneuszowi Skubisiowi, była pierwszym medium prasowym, które stanowczo sprzeciwiło się tak nagłaśnianemu w przeważającej części „polskich” mediów zbiorowi antypolskich oszczerstw Jana Tomasza Grossa (por. cykl moich tekstów „100 kłamstw J. T. Grossa”). Niestety, ówczesna, jednostronnie i bez dowodów przesądzająca o winie Polaków, polityka prezesa IPN Leona Kieresa doprowadziła do przedwczesnego umorzenia śledztwa w sprawie zbrodni w Jedwabnem i fatalnego w skutkach przerwania ekshumacji w tej miejscowości. Stało się to akurat wtedy, gdy znaleziono wyraźne dowody zbrojnej obecności Niemców przy stodole w Jedwabnem (blisko sto łusek po niemieckich nabojach). Na próżno protestowano przeciwko przerwaniu ekshumacji (m.in. w liście kilkudziesięciu osobistości polonijnych).
Nowe świadectwa o Jedwabnem
Reklama
Stopniowo mnożyły się jednak dowody dominującej roli Niemców w mordzie w Jedwabnem i ich strzelania do Żydów próbujących uciec z podpalonej przez nich stodoły. Już w 2004 r. historyk i reżyser dokumentalista Artur Janicki nakręcił prawdziwie obiektywny film „Jedwabne”, który potem kilkanaście lat przeleżał na półkach. Powodami zablokowania tego filmu były jego obiektywizm i obalanie kłamstw Grossa. Szczególnie ważną część dokumentu stanowiła rozmowa z szefem ekipy archeologicznej prowadzącej ekshumacje w Jedwabnem – prof. Andrzejem Kolą. Stwierdził on, że znalezione tam łuski zostały wystrzelone po 1939 r. i były dowodem na to, iż do żydowskich ofiar strzelano z broni ręcznej zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz stodoły. Znamienny był fakt, że raportu prof. Koli w ogóle nie zamieszczono w ogromnym, przegadanym, dwutomowym wydawnictwie o Jedwabnem (1561 stron) Kieresowskiego IPN. Prof. Kola nazwał zresztą ekshumacje w Jedwabnem tylko „parodią ekshumacji” z powodu ich przedwczesnego przerwania.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
W numerze na 5-6 stycznia 2008 r. „Naszego Dziennika” jeden z najwybitniejszych badaczy historii Polski w II wojnie światowej dr Leszek Żebrowski zamieścił ważny tekst nt. sprawy Jedwabnego pt. „Nowe kłamstwa Grossa”. Przytoczył tam wczesne relacje żydowskie, które zostały pominięte przez Grossa i których nie wykorzystano w śledztwie IPN. Były tam m.in. relacje Michaela Maika, Ryvki Kaizer i Hersza Cukiermana (Harolda Zissmana). Wszystkie wskazywały na dominującą rolę Niemców w zbrodni w Jedwabnem.
Reklama
Jednym z ważniejszych wydarzeń w dyskusji o tej sprawie w ostatnich latach było ogłoszenie w TV Niezależna Polonia wstrząsającej relacji naocznego świadka wydarzeń – Hieronimy Wilczewskiej (w dniu masakry miała 8 lat). Jej ojciec został zastrzelony przez Niemców miesiąc przed rzezią w Jedwabnem. Kobieta od lat żyje w New Britain w stanie Connecticut w USA. Opowiadała, jak gestapowiec żądał, aby się napatrzyła, co Niemcy robią z Żydami, bo jak skończą z nimi, to zrobią to samo z Polakami. Szczegółowo opisała widziane zapędzanie Żydów do stodoły, którą później spalono. Jej przejmująca relacja stanowi centralną część filmu „Jedwabne – Naoczni świadkowie – Spisane Świadectwa – Pominięte fakty” pary polonijnych działaczy: Wacława i Elżbiety Kujbidów. W maju tego roku film wyświetlono po raz pierwszy w Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich. Debatę na jego temat prowadził w Radiu Wnet dyrektor naczelny tej stacji Krzysztof Skowroński. Film Kujbidów jednoznacznie oskarża Niemców o zbrodnie w Jedwabnem w oparciu o świadectwa naocznych świadków, a zarazem piętnuje świadome zakłamania w śledztwie IPN.
O kolejnych ważnych nowych świadectwach powiedział 28 czerwca br. w audycji red. Jana Pospieszalskiego „Warto rozmawiać” zasłużony działacz opozycji antypeerelowskiej, a od niedawna członek kolegium IPN Krzysztof Wyszkowski. Wspomniał on o znalezionej w aktach Wojewódzkiej Żydowskiej Komisji Historycznej w Białymstoku relacji Żydówki Finkelstein, która pisała o słyszanych przez siebie licznych strzałach niemieckich przy stodole w Jedwabnem. Wyszkowski przywołał również przemilczany dotąd fakt, że w czasie ekshumacji znaleziono ciało przestrzelone niemiecką kulą. Jak można było pominąć tak ważny ślad?!
27 czerwca br. w Białymstoku odbyła się uroczystość ku czci ok. 1000 Żydów, którzy zostali spaleni przez Niemców niespełna dwa tygodnie przed Jedwabnem, 27 czerwca 1941 r., co było rzeczą całkowicie przemilczaną przez J. T. Grossa i jego zwolenników. W przemówieniu z tej okazji prezes PiS Jarosław Kaczyński powiedział, że wina Niemców za ten mord i inne zbrodnie w regionie Podlasia była „jasna i określona” oraz że „trzeba o tym mówić”. I dodał: – Nie można jej przysłaniać różnego rodzaju operacjami w typie tych, które były zorganizowane wokół Jedwabnego, gdzie przedstawiano zbrodnię, której się rzeczywiście dopuszczono, w sposób niemający nic wspólnego z jej rzeczywistym przebiegiem, z faktami.
Reklama
Wszystkie te nowe świadectwa wskazują na to, że należy jak najszybciej doprowadzić do wznowienia śledztwa w sprawie mordu w Jedwabnem i podjęcia na nowo zbyt pochopnie przerwanych ekshumacji.
Prawda o rzekomym pogromie w Kielcach
4 lipca 1946 r. – w dzień po sfałszowaniu referendum przez komunistów – doszło w Kielcach do zorganizowanej przez NKWD i kielecką bezpiekę prowokacji, którą nagłośniono jako tzw. pogrom kielecki. W jej wyniku zginęło 37 Żydów i 3 Polaków. Celem prowokacji było odwrócenie uwagi Zachodu od sfałszowania referendum. Podobnego typu prowokacje były organizowane przez NKWD również na Węgrzech, Słowacji i w Rumunii w pierwszych latach po 1945 r. – zawsze dla przysłonięcia jakichś sowieckich łajdactw popełnionych wobec tych krajów. Pisała o tym szeroko już w 1991 r. czołowa węgierska historyk, obecnie dyrektor budapeszteńskiego Muzeum Terroru Mária Schmidt (por. szerzej uwagi w moim opracowaniu: „Kulisy zbrodni kieleckiej”, zamieszczonym w 2. tomie IPN-owskiego wydawnictwa „Wokół pogromu kieleckiego”, Warszawa 2008, s. 458). Już na początku wiele wybitnych osób – ambasador USA w Warszawie Arthur Bliss Lane czy biskup kielecki Czesław Kaczmarek, który przygotował tajny raport o zbrodni kieleckiej (za co m.in. go później więziono) – jednoznacznie uznało, że zajścia w Kielcach były wynikiem działań komunistycznej bezpieki.
Tym bardziej żałosny był fakt, że komunistyczne kłamstwo o pogromie kieleckim publicznie odgrzewano i nagłaśniano po 1989 r. Jeszcze w 1996 r. postkomunistyczny minister spraw zagranicznych Dariusz Rosati wystąpił ze skierowaną do Światowego Kongresu Żydów prośbą o przebaczenie za wydarzenia kieleckie z 1946 r. i oświadczył: „Jest nam wstyd za to, że Polacy dokonali tej zbrodni”. Przepraszał w imieniu narodu polskiego (!) zamiast PZPR, z którą był związany przez ćwierć wieku.
Na szczęście w 1996 r. ukazała się pierwsza, bardzo cenna książka Krzysztofa Kąkolewskiego „Umarły cmentarz”, która gruntownie odkłamuje sprawę Kielc w 1946 r. i pokazuje tę zbrodnię zgodnie z faktami, jako efekt nikczemnych działań sowieckich służb i polskiej bezpieki. Dwa lata później (w 1998 r.) mieszkający w Kielcach ks. prof. Jan Śledzianowski wydał książkę: „Pytania nad pogromem kieleckim”, w której podobnie jak Kąkolewski demaskuje fałsze o rzekomym pogromie kieleckim. Przez wiele lat blokowano wyświetlenie w którejkolwiek z telewizji nakręconego w 1996 r. dokumentu brata Czesława Miłosza – Andrzeja Miłosza „Henio”. Było to wyznanie chłopca, którego rzekome porwanie przez Żydów posłużyło bezpiece do sprowokowania kieleckich zajść. Henryk Błaszczyk przez 50 lat bał się wyznać prawdę z obawy przed zamordowaniem przez ludzi z bezpieki. To, co powiedział, było niesamowite. Okazało się, że jego własny ojciec był ubekiem i w towarzystwie innych zaprzyjaźnionych ubeków wspierał prowokację kielecką, a zastraszony Henio był ich narzędziem. Znamienne, że tak ważny, odsłaniający prawdę film pokazano dopiero 18 lat po jego nakręceniu – w 2014 r. – w mającym bardzo małą oglądalność kanale Historia. Przez lata blokowano również wyświetlenie innego filmu dokumentalnego Miłosza z 1996 r. – „Pogrom. Kielce 4 lipca 1946 r.”. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że Andrzej Miłosz, autor filmów, które blokowała „nowa cenzura”, został wyróżniony tytułem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata za ratowanie Żydów. W telewizjach nie dopuszczano również do pokazania filmu wspomnianego już reżysera dokumentów i historyka Artura Janickiego „Pogrom kielecki – fałsz i prawda”. Obraz ten jednoznacznie odsłania komunistyczną inspirację tego wydarzenia, mówi o celach tej prowokacji. 29 czerwca 2015 r. w internetowej telewizji wyświetlono kolejny film demaskujący funkcjonujące kłamstwa: „Pogrom kielecki z 4 lipca 1946 r. – Śladami prawdy”. Jest to zapis rozmowy Małgorzaty Sołtysiak z sędzią Andrzejem Jankowskim, który przez pewien czas prowadził śledztwo w tej sprawie, a w 2008 r. był jednym z trzech redaktorów 2. tomu IPN-owskiego wydawnictwa „Wokół pogromu kieleckiego”. Jankowski był do pewnego stopnia naocznym świadkiem zbrodniczych wydarzeń – w 1946 r. jako mały chłopiec przebywał przy basenie, na który przychodzili żołnierze KBW. Wtedy usłyszał, jak opowiadali, że na rozkaz rosyjskiego majora zabijali Żydów. Wyznania sędziego Janickiego były jednoznacznym oskarżeniem NKWD i kieleckiej bezpieki o doprowadzenie do tzw. pogromu. Wszystkie te nowe świadectwa skłaniają tym mocniej do wznowienia tak niegodnie umorzonego w 2004 r., za czasów dominacji w IPN Leona Kieresa, śledztwa w sprawie zbrodni kieleckiej. Postulowałem to już w 2008 r. we wspomnianym 2. tomie wydawnictwa „Wokół pogromu kieleckiego” (s. 469) i w czasie mojej dłuższej rozmowy odbytej w obecności prof. Jana Żaryna z prezesem IPN Januszem Kurtyką zaledwie tydzień przed jego śmiercią, która położyła na długo kres szansom na doprowadzenie do wznowienia takiego śledztwa. Tym bardziej warto podjąć je dziś.