Dziś zrzuciłem z was hańbę egipską (…). Manna ustała następnego dnia, gdy zaczęli jeść plon tej ziemi. Nie mieli już więcej synowie Izraela manny, lecz żywili się tego roku z plonów ziemi Kannan (Joz 5, 9a.10-12).
„Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem”. Lecz ojciec rzekł do swoich sług: „Przynieście szybko najlepszą suknię i ubierzcie go (…)” (Łk 15, 1-3. 11-32).
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Antyfony dzisiejszej liturgii Mszy św. wzywają nas do radości: „Raduj się, Jerozolimo (…) cieszcie się wy, którzy byliście smutni”. Już pierwsze czytanie wyjaśnia powód tej radości. Po czterdziestu latach błąkania się po pustyni, żywienia się manną, naród wybrany, przeszedłszy Jordan, pożywa owoce obiecanej ziemi. Smak tej radości pewnie dobrze znają ci z Czytelników, którzy przeżyli doświadczenie żywienia się konserwami, sucharami itp. To uczucie radości potęguje perykopa ewangelijna. Jest już ona tak dobrze nam wszystkim znana, że kiedy rozpoczyna się jej czytanie, ulegamy pokusie nieuwagi. Spróbujmy zatem przemedytować przez chwilę literacką interpretację tego wydarzenia autorstwa Cesbrona z książki „Słowa na wieczność”. Po wielu dniach drogi marnotrawny syn dotarł na wzgórze, z którego po latach zobaczył rodzinny dom. Nic się nie zmieniło. Odetchnął z ulgą. Nagle delikatny powiew wiatru uderzył w jego nozdrza odorem świńskiego zapachu. Zagotował się ze złości. Jego wnętrze krzyczało: „Jak ty, dziedzic, mogłeś dopuścić do takiego upodlenia?”. Czuł w skroniach tętniącą krew. Zatroskanie Spojrzał na dom i w tym momencie jego serce zalało nostalgiczne uczucie współczucia dla ojca. Myślał:
– Pewnie każdego dnia wychodził przed dom, patrzył na to wzgórze z nadzieją, że mnie zobaczy.
To było dobre uczucie. Spotęgowało je pojawienie się dwóch psów, które merdając ogonami dawały do zrozumienia, że go poznają. Już miał ruszyć ku domostwu, ale coś go wstrzymało. Pomyślał:
– Jest ciepło, przenocuję tu, pod tym drzewem, a z rana ruszę na spotkanie ojca.
Obudziło go ciepło, wszak słońce odmierzyło już sporą drogę. Otrząsnął resztki snu i ruszył. Stanął przed furtką i przez chwilę głęboko wciągając powietrze, starał się uspokoić szalone bicie serca. Ruszył. Stanął przed drzwiami. Znowu dwa głębokie oddechy. Wyciągnął rękę, aby chwycić za klamkę i wtedy drzwi gwałtownie się otwarły. W progu stał starszy brat.
– Po co przyszedłeś? – warknął bardziej niż zapytał.
– Przyszedłem przeprosić mojego ojca.
– Za późno – nieomal krzyknął brat – Dziś w nocy twój ojciec umarł z tęsknoty za tobą.
Reklama
Ci z nas, którzy odprowadzili na cmentarz matkę lub ojca, którzy odeszli po długiej chorobie znają to uczucie rozpaczy. Długo po śmierci tych ważnych osób zastanawialiśmy się, co można było zrobić lepiej, inaczej. O poradę jakich lekarzy poprosić. Cóż dopiero, jeśli człowieka przytłacza ciężar ewidentnej winy. Na szczęście to tylko literacka wizja Cesbrona. Ojciec z dzisiejszej Ewangelii nie umiera, lecz cierpiąc, tęskni. W Roku Miłosierdzia warto zwrócić uwagę na pewien ważny szczegół. Marnotrawny syn, a więc każdy z nas, nie był już sam z siebie zdolny wybaczyć sobie. Zauważmy, że myśli tylko o tym, żeby być choć niewolnikiem. Układa nawet formułkę na spotkanie z ojcem. I kiedy spotyka się z ojcem, dokładnie ją wypowiada, ale w momencie, kiedy ma ujawnić swoją głęboką degradację, poczucie niegodności, ogarnia go miłosierdzie ojca, który tak silnie przytula go do siebie, że nie pozwala wypowiedzieć słów o niewolnictwie. Jego miłosierdzie charakteryzuje pewien pośpiech. Szybko woła służących i każe przynieść atrybuty wybraństwa: suknię, pierścień, sandały.
Warto w tę niedzielę radości przypomnieć sobie z wdzięcznością to spotkanie w sakramencie pojednania, kiedy łzy ulgi wyzwalały nas z odmętów niewoli grzechu. Mam wrażenie, że za mało myślimy o tych chwilach, które były darem miłosierdzia. Ale jest to nade wszystko niedziela ludzi pogrążonych w rozpaczy. Niewierzących, że są zdolni podnieść się i zrzucić z siebie pęta niewoli. Porzućmy pychę atletyzmu. Przyznajmy, że sami z siebie możemy być tylko niewolnikami, szczęśliwymi, że możemy mieć miejsce do spania i chleb do zaspokojenia głodu. Zrzućmy z siebie ułudę siły: „dam radę”, „sam sobie poradzę”, „nie potrzeba mi innych”. Jeśli się tego wyzbędziemy, poczujemy nagle ulgę. Usłyszymy w sercu Jego głos: „Dziecko, już nic nie mów. Pozwól, że ja się tym zajmę”. I uwierzcie, zrobi to doskonale.
* * *
Zatroskanie
Już wkrótce będzie trudno
Zbyt trudno
Jezus dobrze ich zna
Wychodzi naprzeciw
Zbliżającej się nocy
Zaprasza na górę
By skąpać ich w świetle
Które winno wystarczyć
Kiedy horyzont życia
Zacieni noc
Po raz kolejny
I nie ostatni
Zawiedli
Posnęli
Zabrali zbyt mało światła
By przetrwać noc
Jezusowej kenozy
Zdradzili