Reklama

Wiara

Poza światem i w świecie

Mimo że mieszkają za klauzurą, często mają większy kontakt ze światem zewnętrznym niż niejeden z tego świata. Ich życiem jest modlitwa, a ona jest bardzo potrzebna właśnie tym ze świata

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Czterdzieści kilometrów za Warszawą, na skraju niewielkiej wsi Radonie w surowych budynkach z czerwonej cegły mieszka trzynaście mniszek: dwanaście po ślubach, trzynasta – postulantka. Dominikanki klauzurowe stanowią żeńską gałąź Zakonu Kaznodziejskiego założonego przed ośmiuset laty przez Hiszpana – Dominika Guzmána. Pełna nazwa posługujących tu sióstr brzmi: Mniszki Zakonu Kaznodziejskiego Klasztor Matki Bożej Różańcowej w Radoniach. Charyzmatem sióstr dominikanek, jak wyjaśnia s. Bernadeta, przełożona tamtejszego klasztoru, jest przede wszystkim uwielbianie Pana Boga swoim życiem. – Drugi nurt to pokuta i modlitwa wstawiennicza – za naszych braci w zakonie i za tych, którzy potrzebują duchowego wsparcia.

W „świecie”, jak siostry nazywają rzeczywistość poza klasztorem, niektóre pokończyły studia. Są wśród nich m.in.: matematyczka, polonistka, socjolog, teolog, pedagog, inżynier elektronik, dyplomowana pielęgniarka. Inteligentne, serdeczne, wrażliwe, z ogromnym poczuciem humoru. Bo – jak mówi jedna z nich – bez poczucia humoru za klauzurą ciężko by było.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Na co dzień siostry wykonują w klasztorze proste prace: gotują, szyją, piorą, prasują. Uprawiają ogród i mają sad na własne potrzeby. Trochę zarabiają szyciem habitów i alb. – Ale praca zarobkowa stanowi niewielki procent naszego utrzymania – podkreśla s. Bernadeta. – Przede wszystkim żyjemy z ofiar naszych dobrodziejów, podobnie zresztą jak inne klasztory klauzurowe.

Pan niósł na rękach

S. Bernadeta studiowała na Akademii Rolniczej w Poznaniu i chodziła do dominikanów na spotkania grupy Odnowy w Duchu Świętym. Prowadził ją wówczas o. Tomasz Alexiewicz. Nigdy jednak nie myślała, że zostanie zakonnicą. Nawet nie wiedziała o istnieniu dominikanek klauzurowych. Powoli jednak Pan Bóg przybliżał ją do siebie. Wstąpiła do zakonu w 1987 r. – Było to wyraźne prowadzenie przez Pana Jezusa i odnalezienie największej miłości mojego życia – mówi s. Bernadeta.

Reklama

S. Jacka w tym roku będzie obchodzić 25-lecie swojej obecności w klasztorze. Również pochodzi z Poznania i była związana z duszpasterstwem akademickim dominikanów. Z wykształcenia jest matematyczką. Dynamiczna, uśmiechnięta. Marzyła o wielkiej rodzinie. I ma. Choć nieco inną niż wyobrażaną. Do zakonu nie przyprowadziło jej żadne „olśnienie”. Z jednej strony czuła się bardzo szczęśliwa, bo po studiach uczyła w swoim ulubionym liceum, które niegdyś kończyła. Z drugiej zaś – czuła jakiś narastający niepokój. Aż pewnego razu podczas rozmowy z o. Tomaszem Alexiewiczem usłyszała: „Ty chyba Panu Bogu nie powiedziałaś jeszcze: tak!”. Pomyślała wtedy: o co chodzi? Ale któregoś dnia powiedziałam: „Panie Jezu, cokolwiek ode mnie chcesz, to ja spełnię. Chcę iść za Tobą tam, gdzie mnie poprowadzisz” – opowiada s. Jacka. – I uspokoiłam się. Pan mnie niósł na swoich rękach i tu doprowadził.

S. Michaela z Przeźmierowa też kończyła szkołę w Poznaniu. Jako licealistka daleka była od Kościoła. Związana z subkulturą punkową. Chodziła w glanach, z kolorowym irokezem. Uczestniczka koncertów w Żarach, Jarocinie. Gdy kończyła liceum, dzięki zachętom koleżanki, zaczęła przychodzić do kościoła. Najpierw stała w kruchcie. Później trafiła do duszpasterstwa dominikańskiego. – To, co mnie niezwykle cieszyło, to radość, jaka tam panowała. Wiedziałam, że zawsze wieczorem możemy się spotkać. Że mogę na tych ludzi liczyć. Mieliśmy herbatę, ciasta, kanapki. Wykład tematyczny. I tak powoli moja wiara rozwijała się przez miłość, wspólnotę. Zawsze zresztą chciałam coś dla ludzi robić. Aż pewnego dnia znalazłam ulotkę z fotografią dominikanek pracujących przy budowie klasztoru w Radoniach. Wchodziły na piętro po drabinie. I mnie się to bardzo spodobało. Kiedy przyjechałam tu pierwszy raz, to mnie coś tak chwyciło za serce... Urzekło mnie to miejsce. Atmosfera wśród sióstr. Przyjęły mnie bardzo serdecznie i... pewnego dnia wydukałam przełożonej drżącym głosem, że myślę o dołączeniu do nich. I tak jestem tu już piętnasty rok.

Reklama

By szukać Boga i Jego miłości

Przeżywają piękne chwile podczas spotkania z Bogiem. Ale i czasem słabości, niekiedy załamania. Żyją w klauzurze. Nierozumiejący ich decyzji świeccy czasem pukają się w głowę, dziwiąc się, że przebywają niezmiennie w tym samym klasztorze od chwili wstąpienia aż do śmierci i wykonują przez kilka czy kilkanaście lat te same prace. W ustalonym rytmie dnia, nieco tylko zmienionym w czasie świąt. Monotonia – niczym tykanie zegara... Ale to tylko wrażenie. – Klauzura to taki sposób powołania, który zaprasza do całkowitego oddania się w ręce Pana Boga. Ze świadomością, że ja oddaję Panu Bogu wszystkie moje talenty i chcę tutaj żyć tylko dla Niego. I to nie jest żadna smutna rezygnacja, idę za głosem, który usłyszałam od Pana Jezusa – mówi s. Bernadeta.

Dziękuję Panu Bogu, że mi zaufał

Klasztor w Radoniach jest zamknięty i jednocześnie otwarty. Zamknięte za klauzurą siostry mimo to mają na co dzień kontakt z ludźmi. Na furtę przychodzą ci, którzy potrzebują pomocy. Jest ich stała grupa. Na miejscu jedzą obiad albo dostają suchy prowiant. Są też ludzie, którzy przyjeżdżają na indywidualne rekolekcje i dni skupienia. Albo też umawiają się z którąś z sióstr, aby porozmawiać o swoich problemach. Przede wszystkim jednak mniszki dostają mnóstwo listów – pocztą tradycyjną i e-mailową. Najczęściej z prośbą o modlitwy. – Naszym powołaniem jest trwanie blisko Boga, wielbienie Go, słuchanie Jego Słowa, mając w sercu wołanie św. Dominika: „Panie, co będzie z grzesznikami?!”. Dzielimy Jego troskę o zbawienie ludzi, o odnalezienie tych, którzy pogubili się w swojej wierze, którzy są pogrążeni w cierpieniu, w ciemności – mówi s. Bernadeta.

Listy czy e-maile są różne – krótkie i długie. Niektórzy piszą dwa, trzy zdania, a inni na wielu stronach opisują całe swoje życie. Czasami też przyjeżdżają do sióstr na rozmowy. – Przecież nie chodzi o to, by się zamknąć i odciąć od świata. Ale jak już zostawiać go, to tylko po to, by żyć dla Pana Boga – wyjaśnia s. Jacka. – W Nim też odnajduje się wszystkie sprawy świata i one są obecne w naszych spotkaniach z Panem Bogiem. Oczywiście, klauzura niczego nie zagwarantuje. To nie jest tak, że człowiek wejdzie za klauzurę i już się spotka z Panem Bogiem.

– Spotkania z Panem Bogiem bywają zaskakujące. Myślałam, że będąc bardzo aktywną osobą na zewnątrz, za klauzurą długo nie pożyję... A to już piętnaście lat – podkreśla s. Michaela. – Wyobrażałam sobie, że pewnie poznam tu kogoś nowego, nie przypuszczałam jednak, że tutaj nawiążę tyle relacji. Wiele osób opowiada nam swoje historie, jest z nami w bliskim kontakcie. Kiedy idę na adorację do kaplicy, to dziękuję Bogu, że tu jestem, że mi zaufał. Klasztory klauzurowe, jak ewangeliczne „miasta położone na górze”, są dla świata znakiem innej rzeczywistości – Królestwa Bożego. Wskazują na Tego, który stworzył ten świat, umiłował do końca każdego z nas i dla którego warto poświęcić wszystko. Pragniemy, aby nasze życie wyrażało tę prawdę.

2015-01-27 12:19

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Czy Bóg mówi przez sny?

Czy sen pozostaje jedynie metaforą śmierci, czy może być też jedną z metod kontaktu z Bogiem, pomocą w odczytaniu tego, co Bóg do nas mówi?

Teoretycznie powinniśmy przespać 1/3 naszego życia. I nie jest to czas zmarnowany. Dla naszego organizmu, a zwłaszcza mózgu, jest to czas konkretnych zadań, które jeśli nie są zrealizowane podczas snu (np. przez jego zbyt krótki czas albo z powodu bezsenności), zakłócają rytm normalnego funkcjonowania w ciągu dnia.

CZYTAJ DALEJ

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

W siedzibie MEN przedstawiono szokujący ranking szkół przyjaznych osobom LGBTQ+

2024-04-24 13:58

[ TEMATY ]

LGBT

PAP/Rafał Guz

„Bednarska" - I społeczne liceum ogólnokształcące im. Maharadży Jam Saheba Digvijay Sinhji w Warszawie zostało najwyżej ocenione w najnowszym rankingu szkół przyjaznych osobom LGBTQ+. Ranking przedstawiła Fundacja "GrowSpace" w siedzibie Ministerstwa Edukacji Narodowej.

Ranking w gmachu MEN został zaprezentowany po raz pierwszy.

CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję