Reklama

Niedziela Częstochowska

Liczne potomstwo to łaska

– W młodości byłam wyśmiewana za to, że mam tyle dzieci, a wtedy mówiłam: Bóg dał, Bóg da. I Bóg dał – to wielka łaska mieć takie liczne potomstwo, wnuki i prawnuki – mówi Maria Antonina Głowacka, mama jedenaściorga dziś już dorosłych dzieci

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Pani Maria niedawno skończyła 90 lat, choć patrząc na nią i rozmawiając z nią, trudno w to uwierzyć. Sama stwierdza: Mam dobry wzrok, słuch jeszcze lepszy, sprawność fizyczną do pozazdroszczenia, chodzę szybko i bez laski. Dodam jeszcze – elegancka, zadbana, z miłym spojrzeniem, a rozmowę naszą przerywa co rusz przyjemnym śmiechem. Jej opowieść o niezwykle pracowitym, ale udanym życiu rodzinnym jest przykładem, że optymizmem, cierpliwością i głęboką wiarą można pokonać wszelkie kłopoty, a mimo trudnych przeżyć zachować radość życia.

Mama – wzór mądrości, pracowitości i silnej wiary

Mama pani Marii, Maria Bereszko, była dla niej wzorem. Ojca, Antoniego Bereszko, straciła w wieku szkolnym. Lata dzieciństwa w maleńkim domku przy alei Wolności w Częstochowie wspomina z sentymentem. Siedmioosobowa rodzina – rodzice i pięć córek – żyła skromnie, ale w domu panowała radość i zgoda. Wraz ze śmiercią taty zakończył się czas beztroskiego dzieciństwa. Po śmierci męża na panią Bereszko spadło wiele obowiązków. – Dziękuję Panu Bogu – mówi pani Maria – że urodziła mnie tak wspaniała kobieta. Była wzorem mądrości, pracowitości i silnej wiary. Swoją siłę i energię czerpała z Jasnej Góry. Brała nas za rękę i szłyśmy przed obraz Czarnej Madonny. To mama nauczyła nas powierzać wszystkie swoje sprawy Matce Bożej. I tak jest do dziś. Jej wychowanie było dla mnie fundamentem postawionym na skale. Energia i doświadczenie pani Bereszko sprawiało, że poziomem swojego intelektu dorównywała ludziom wykształconym. Bardzo dużo czytała. – W niedzielę rano szła do kościoła, kupowała prasę katolicką, a po obiedzie czytała żywoty świętych – wspomina pani Maria. Choć była bardzo wymagająca dla nas, przez całe życie nie słyszałam, aby wyzywała czy powiedziała brzydkie słowo – wspomina pani Maria. – Jej siła i argumenty sprawiały, że byłam zdolna pokonywać wszystkie trudy życiowe. Pani Maria mówi, że pomoc mamy w wychowywaniu dzieci, kiedy mąż studiował w Krakowie, była dla niej nieoceniona. Kiedy umierała, mąż pani Marii z wdzięczności ucałował stopy swojej niezwykłej teściowej.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Mąż – prawdziwy przyjaciel

Swojego męża, Kazimierza Głowackiego, pani Maria poznała w kościele św. Zygmunta w Częstochowie. Po Drodze Krzyżowej dwaj młodzi chłopcy zaproponowali odprowadzenie do domu. Wyszła za mąż, mając 19 lat. 2 lata po ślubie mąż rozpoczął studia na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Po ich ukończeniu, mimo że miał propozycję pracy w Krakowie, wrócił do Częstochowy, gdzie pracował m.in. przy budowie Huty Częstochowa i Cementowni w Ogrodzieńcu. Był także nauczycielem budownictwa w Technikum Budowlanym przy ul. Targowej w Częstochowie. – Od niego uczyłam się wielu rzeczy. Uzupełniałam swoje wykształcenie. On cieszył się, że chętnie go słucham. Zabierał mnie regularnie do filharmonii na koncerty symfoniczne, do kina, do teatru, na tańce. Był prawdziwym przyjacielem. Bez niego nasze dzieci nie byłyby tak dobrze wychowane. Gdy dzieci przybywało, byłam obiektem drwin, ale Kazik był ze mną i pomagał we wszystkim – stwierdza. Gdy wracał do domu, pomagał żonie przy kąpaniu dzieci, praniu, cerował ubranka, pomagał w lekcjach, uczył modlitwy. Nieodłącznym elementem jego pracy było słuchanie muzyki poważnej, czym zaraził całą rodzinę. Podczas wyjazdów na wieś, do Jamna, gdzie wybudował najpierw domek, potem duży dom, po pracy lubił bawić się z dziećmi, robił im konkursy, zagadki, wykłady, np. z historii, zaszczepiał patriotyzm, uczył pływać. – Był inżynierem, ale miał duszę humanisty – mówi jego najmłodszy syn Jan. – Jego dziełem jest „Księga rodzinna”, w której wklejał zdjęcia, dokumenty, zapisywał istotne wiadomości ze swoim komentarzem nie tylko z życia rodzinnego, ale również religijnego, społecznego czy politycznego. Ta księga była pierwowzorem niedawno wydanej książki, napisanej przez panią Marię i opracowanej przez jej syna Jana Głowackiego, pt. „Maryna”, o dziejach rodziny. – Zdarzały się między nami kłótnie i sprzeczki, jak to w życiu. Wtedy zazwyczaj córka Dzidzia kupowała bilety do kina – wspomina pani Maria. Pan Kazimierz zmarł nagle na zawał serca, pływając, podczas pikniku rodzinnego.

Reklama

Dzieci – sens i radość życia

Kiedyś, udzielając wywiadu do gazety „Kobieta i życie”, powiedziała: „Każde dziecko to skarb. Jedyny i niepowtarzalny. My byliśmy szczęśliwi, bo w naszym skarbcu zgromadziliśmy ich aż jedenaścioro”. Powtarza tak do dziś. Jak każda matka nie była wolna od zmartwień i lęków. Miała na to sposób: – W garści trzymałam różaniec. – To łaska Boża, że wszystkie dzieci przyszły na świat całe i zdrowe. Urodzić to nie wszystko. Sztuką jest dobrze wychować i wykształcić dzieci. Towarzyszyły jej rozterki, jak pogodzić miłość z odpowiedzialnością? I znalazła receptę na wychowanie: wymagać nauki, pracy, modlitwy, szacunku do wszystkich, kochać ojczyznę. W ich domu wśród wielu książek najważniejsze miejsce zajmowała Biblia w skórzanej oprawie, ilustrowana przez Gustawa Doré, w tłumaczeniu ks. Jakuba Wujka, wydana w 1872 r. Z niej uczyli dzieci, jak żyć. Modlili się wspólnie, choć czasem najmłodszym dzieciom trudno było się skoncentrować. Ale te wspomnienia, czasami zabawne, przechowuje do dziś. Czasami się buntowały, że podczas najlepszej zabawy na podwórku mama wołała, aby przyszły się przebrać na nabożeństwo majowe. Pytały, dlaczego my musimy, a inne dzieci nie. Surowe wychowanie przynosiło efekty – w szkole były chwalone za bardzo dobre oceny i zachowanie. Dziś pani Maria może poszczycić się osiągnięciami swoich dzieci. Najstarsza córka Urszula ma tytuł magistra chemii, Maciej magistra archeologii, Paweł jest profesorem architektury wnętrz, Maria fizykiem, Elżbieta magistrem inżynierem budowy maszyn, Piotr doktorantem historii sztuki, Wanda technikiem żywienia, Kazimierz magistrem muzykologii i pedagogiem, Janusz Rafał jest profesorem malarstwa, Krystyna florystką, a najmłodszy Jan muzykiem. Mają swoje rodziny, swoje radości i kłopoty. Pani Maria mówi: – Małe dzieci, mały kłopot, duże dzieci, duży kłopot. Teraz moje życie jest jeszcze pełniejsze, bo moje własne kłopoty zostały „wzbogacone” przez kłopoty moich dzieci, wnucząt, prawnucząt. Mimo wszytko jestem szczęśliwa – dodaje. Wszystkie sprawy swojej rodziny, na które nie ma wpływu, powierza Matce Bożej. Radością dla niej są spotkania rodzinne w licznym gronie, wigilie w restauracji „Viking”, którą prowadzi jej córka, czy wspólne wakacje na wsi w Jamnem.

Wiara – źródło siły

– Patrząc wstecz na całe moje życie i wszystkie problemy, widzę, jak bardzo pomagała mi moja wiara. Jak wiele sił i wytrwałości przynosiła mi modlitwa – mówi pani Maria. W kwietniu cała rodzina dziękowała Panu Bogu w rocznicę 90. urodzin swojej mamy, babci, prababci za świadectwo jej życia – pracowitego i poświęconego rodzinie. Mszy św. w kościele pw. Najświętszego Imienia Maryi w Częstochowie przewodniczył bp Antoni Długosz, który pogratulował jej odwagi przyjęcia i pielęgnowania niezwykłego daru Bożego, jakim jest dar życia. Słowa uznania dla jubilatki skierował również bp Józef Zawitkowski z Łowicza, który napisał w liście do niej: „Nie mogę się nadziwić Pani wierze i Pani zaufaniu Bogu. Skąd Pani miała tyle siły, aby wychować, wykształcić i wyposażyć jedenaścioro dzieci?”. Pani Maria powtarza, że to łaska Boża, i dodaje, że szczęśliwą rodzinę trzeba budować poświęceniem, cierpliwością i przebaczeniem.

W artykule korzystałam z fragmentów książki „Maryna. Historia pewnej pary”, autorstwa Marii A. Głowackiej, w opracowaniu Jana Głowackiego.

2014-05-22 10:35

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Zawsze można czynić dobro!

Niedziela Ogólnopolska 23/2017, str. 44-45

[ TEMATY ]

ludzie

Krzysztof Tadej

Zofia Posmysz

Zofia Posmysz

Zofia Posmysz w czasie II wojny światowej była więziona w trzech obozach koncentracyjnych. 30 maja 1942 r. trafiła do obozu Auschwitz-Birkenau. Przeżyła tam 964 dni. Każdego dnia doświadczała głodu, cierpienia i zagrożenia pozbawienia życia. 18 stycznia 1945 r. została przewieziona do obozu w Ravensbrück, później – do obozu Neustadt-Glewe. Po wojnie ukończyła polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Pracowała m.in. w Polskim Radiu, współtworzyła słynne słuchowisko radiowe „W Jezioranach”. Autorka książek, m.in.: „Wakacje nad Adriatykiem”, „Do wolności, do śmierci, do życia”, „Chrystus oświęcimski”, „Pasażerka”. Na podstawie tej ostatniej został zrealizowany film o tym samym tytule, w reż. Andrzeja Munka i Witolda Lesiewicza.
Z Zofią Posmysz rozmawia Krzysztof Tadej, dziennikarz TVP

KRZYSZTOF TADEJ: – W Auschwitz widziała Pani piekło na ziemi. Zabijanie ludzi, bicie więźniów, upokarzanie. Nie zniechęciła się Pani wówczas do ludzi?

CZYTAJ DALEJ

Nowenna do św. Andrzeja Boboli

[ TEMATY ]

św. Andrzej Bobola

Karol Porwich/Niedziela

św. Andrzej Bobola

św. Andrzej Bobola

Niezwyciężony atleta Chrystusa - takim tytułem św. Andrzeja Bobolę nazwał papież Pius XII w swojej encyklice, napisanej z okazji rocznicy śmierci polskiego świętego. Dziś, gdy wiara katolicka jest atakowana z wielu stron, św. Andrzej Bobola może być ciągle stawiany jako przykład czystości i niezłomności wiary oraz wielkiego zaangażowania misyjnego.

Św. Andrzej Bobola żył na początku XVII wieku. Ten jezuita-misjonarz przemierzał rozległe obszary znajdujące się dzisiaj na terytorium Polski, Białorusi i Litwy, aby nieść Dobrą Nowinę ludziom opuszczonym i religijnie zaniedbanym. Uwieńczeniem jego gorliwego życia było męczeństwo za wiarę, którą poniósł 16 maja 1657 roku w Janowie Poleskim. Papież Pius XI kanonizował w Rzymie Andrzeja Bobolę 17 kwietnia 1938 roku.

CZYTAJ DALEJ

Polskie dzwony i ...muezzini

2024-05-11 17:46

[ TEMATY ]

Ryszard Czarnecki

Archiwum TK Niedziela

Rozmowa z księdzem proboszczem jednej z poznańskich parafii. Sympatyczny zakonnik, twardo chodzący po ziemi, zatroskany o swoją duszpasterską trzodę. Przykro mu było, gdy na obchodach stulecia parafii i wykładów historycznych z tym związanych zjawiła się tylko pięćdziesiątka parafian.

Jednak mówi jeszcze o innej rzeczy, o której słyszę od coraz większej liczby księży. Gdy uruchomił, jak to jest w staropolskim zwyczaju, dzwon na rezurekcje (odbywają się one, na miłość Boską, raz w roku!) – natychmiast ktoś z osiedla, na którym znajduje się kościół zawiadomił... policję, która zgodnie z wolą anonimowego obywatela przyjechała z interwencją. Omal nie skończyło się na mandacie, bo policja twierdziła, że są ku temu podstawy formalno-prawne. Ów ksiądz ze stolicy Wielkopolski nie jest wyjątkiem, bo tego typu nieprzyjemne incydenty spotykały wielu kapłanów w tej aglomeracji, ale też naprawdę sporo w każdym dużym mieście – o czym wie każdy z nas, jeśli tylko chce to wiedzieć.

CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję