Reklama

Świat

Urodziła 220 tanzańskich dzieci

„Położna w świecie kobiet Sukuma” to tytuł książki Moniki Nowickiej, świeckiej misjonarki Stowarzyszenia Misji Afrykańskich (SMA).
Gdy czytam ten dziennik z misji, urzeka mnie postawa położnej, pełna szacunku dla życia, szczególnie tego, które gaśnie chwilę po narodzeniu, jest nosicielem HIV czy było na początku niechciane. Większość opisanych historii to zachwyt nad cudem, jakim jest przychodzący na świat człowiek

Niedziela Ogólnopolska 1/2014, str. 28-29

[ TEMATY ]

misje

pomoc

Archiwum Moniki Nowickiej

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Z Polką, która urodziła 220 Tanzańczyków, umawiamy się w Krakowie, gdzie za kilka godzin spotka się z tutejszymi położnymi. – U nas w kraju przy komplikacjach okołoporodowych często przeprowadza się cesarskie cięcie. W przychodni, w której pracowałam w Bugisi, takich operacji nie wolno nam było wykonywać, bo pozwolenie na nie miał tylko szpital. Przyjmowałam zatem porody miednicowe oraz inne, trudne, nieraz w bardzo ekstremalnych warunkach. Polskie położne chętnie tego słuchają, bo często przez całe życie takich porodów nie widziały – mówi Monika Nowicka.

Położna w helikopterze

Jak to się stało, że młoda dziewczyna po trzech latach studiów licencjackich wylądowała na misji w Tanzanii? Może wszystko zaczęło się w sali wykładowej warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, gdzie przyszła misjonarka przysłuchiwała się komuś wyjątkowemu…
Monika opowiada o położnej, która wywarła na niej duże wrażenie: – Ta kobieta przyjechała do nas tylko na jeden wykład, na zaproszenie innej wykładowczyni. Piękna, zadbana, po czterdziestce, mama trójki dzieci. Jako ratownik medyczny brała udział w akcjach ratunkowych, latała helikopterem, jeździła do porodów domowych, pracowała w izbie porodowej (to taki dom narodzin, bardziej przyjazny niż szpital). Pokazała, że położna to nie tylko osoba zamknięta w szpitalu, na oddziale, ale może być kimś wszechstronnym. Wtedy pomyślałam sobie, że nie chcę pracować tylko na sali porodowej, choć to zawsze było moim marzeniem, ale pragnę angażować się też w edukację, promocję zdrowia, akcje społeczne...
– I co teraz robisz w Krakowie? To samo, co tamta położna? – zwracam się zaczepnie do Moniki. – Brakuje mi jeszcze helikoptera – odpowiada ze śmiechem.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Kieszeń rodzicielstwa

– Gdy kończyłam studia, złożyłam do SMA podanie o wyjazd. Ten pierwszy (w ramach projektu „Dar Życia. Opieka zdrowotna kobiet i matek z dziećmi, ze szczególnym uwzględnieniem opieki okołoporodowej dla matek chorych na AIDS oraz pochodzących z grupy ryzyka z terenu Misji Bugisi – Tanzania”) trwał 3 miesiące i był dofinansowany z programu Ministerstwa Spraw Zagranicznych „Wolontariat Polska Pomoc 2010”. Zdałam dyplom położnej w lipcu, a we wrześniu wyjeżdżałam już na misję. Gdy projekt się kończył, okazało się, że prowadzące placówkę w Bugisi siostry Matki Bożej Królowej Apostołów (zgromadzenie siostrzane SMA) z chęcią by mnie przyjęły na dłużej. Zdecydowałam się więc na kontynuację. Przyjechałam do Polski w grudniu, by szybko się ogarnąć i spakować, a w styczniu 2011 r. miałam już posłanie misyjne i wyjechałam na kontrakt.
Ostatecznie na misjach Monika spędziła prawie 3 lata, włączając 4 miesiące szkoły językowej. – W suahili są przepiękne słowa, żeby określić poród – zachwyca się polska położna. – Urodzić to „otworzyć się”, macica to „kieszeń rodzicielstwa”, pochwa – „droga”, a szyjka macicy – „drzwi”, które muszą się otworzyć, by wejść do kieszeni rodzicielstwa… Misjonarka, oprócz przyjmowania porodów, opiekowała się ciężarnymi, szczepiła dzieci, prowadziła szkołę rodzenia i seminaria dla dziewcząt.

Reklama

Czarnoskóre Moniki

W swojej książce położna opisuje pracę wśród ludzi z plemienia Sukuma, przedstawia realia Tanzanii, a także spotkane na misji osoby. Wśród wielu bohaterów pojawia się m.in. matka, która początkowo chciała się poddać aborcji, ale później zdecydowała, że urodzi dziecko. Pytam Monikę o tę sytuację: – Dziewczynka wkrótce potem zmarła, ale ból, że się nie udało, był mniejszy. Matka płakała z powodu straty dziecka, jej dusza została jednak ocalona. Gdyby się poddała, byłoby inaczej. To było dla mnie świadectwo – mówi polska położna. Dodaje, że problem aborcji w kraju, gdzie pracowała, jest duży, a wiąże się m.in. z biedą, prostytucją, wykorzystywaniem kobiet.
– Odkąd pojawiłaś się w Tanzanii, dużo dziewczynek nosi twoje imię. Potem zakazałaś nadawania go nowym maluchom. Dlaczego? – dopytuję misjonarkę. – Gdy ktoś asystował przy porodzie albo jakaś nowa osoba przyjeżdżała do pracy na misji przez miesiąc czy dwa, to dla upamiętnienia tej postaci jej imię nadają dziecku. To piękne, sama dobrze się z tym czułam. Z czasem jednak stwierdziłam, że jak dziewczynki pójdą do szkoły, do tej samej klasy, to będzie bardzo dużo Monik. Zgadzałam się więc tylko, gdy były specjalne okazje. Jedna z nich nadarzyła się w moje urodziny. Druga to poród w buszu, prawie na …torach kolejowych. Mąż prosił, by przyjechać do rodzącej żony. Pora deszczowa, błoto, dojazd fatalny. Wiatr wieje, rękawiczki się rwą. Ale wszystko się udało. I przyszła na świat Monika…

Reklama

W betlejemskiej szopce

– A jak się czułaś, widząc, że położna jest jedną z głównych bohaterek tanzańskich jasełek? Monika: – Byłam w szoku! Maria, w bólach porodowych, idzie z Józefem przez kościół, a gdy dochodzą za ołtarz, Maria się kładzie, a Józef odchodzi na bok. Wtedy do akcji wkracza położna. Gdy poród się kończy, kobieta daje Maryi Jezusa i razem wychodzą przed stajenkę. Wtedy św. Józef może wejść. Dotknęła mnie ta inkulturyzacja!
Moja rozmówczyni wyjaśnia, że w Tanzanii, mimo że zdarza się wiele zdrad, seksualność to wciąż temat tabu: – Gdy pacjentka przychodzi na badania ultrasonograficzne, nie pozwala, by mąż przy tym był, bo wstydzi się pokazać mu kawałek ciała w świetle dnia. Raz czy dwa spotkałam mężczyzn, którzy asystowali przy porodzie, stając za kotarą. W kulturze plemienia Sukuma mężczyzna powinien być raczej poza miejscem porodu, wyjść na podwórko, żeby nie patrzeć na nagość żony.

Poród, który zapamiętam

– Każdy poród był przepiękny, wielu z nich już, niestety, nie pamiętam, ale jest kilka, których chyba nigdy nie zapomnę. Ostatni, jaki przyjęłam w Tanzanii, był najtrudniejszy, ale i najbardziej niezwykły. Nigdy nie bałam się tak jak wtedy! To było dzień przed moim odejściem z przychodni. Zawołano mnie w nocy do 40-letniej pacjentki w 10. ciąży. Dziecko rodzi się pośladkami, pępowina owinięta wokół nóżek...
Urodziłam to dzieciątko, udało się, choć było bardzo ciężko. Chłopczyka trzeba było reanimować, dostał na początku 3-4 punkty w skali Apgar. Sięgam do mamy po łożysko, a tam …łapie mnie za rękę inna mała rączka! Ta kobieta jeszcze przed porodem mówiła, że chciałaby bliźniaki: „Sama byłam bliźniaczką, jestem w 10. ciąży, a jeszcze ich nie miałam”. No to teraz ma! Tylko jak ta rączka mnie złapała, okazało się, że dziecko leży w poprzek brzucha. To jedna z najbardziej niebezpiecznych komplikacji okołoporodowych. Trzeba było malucha obrócić wewnątrz mamy. Sytuacja stawała się krytyczna, łożysko się odklejało, kobieta dostała krwotoku, bałam się, że umrze. Serce dziecka biło bardzo słabo, już nie dawałam mu szans. Na szczęście była wtedy u mnie w odwiedzinach koleżanka Ewa, lekarz ginekolog-położnik z Polski. Zawołałam ją, wiedząc, że sama sobie nie poradzę. Udało się, urodził się drugi chłopczyk. Jego też trzeba było reanimować, ale po kilku dniach mama i jej bliźniaki zostali wypisani do domu.

„Asante!” od mężczyzny pro-life

– Nie wiem, Moniko, czy świadomie, czy nie, ale powiedziałaś, że ty „urodziłaś” to dziecko... – Powinno być „przyjęłam”. Ale my, położne, często mówimy „urodziłam”, w tym sensie, że pomogłam urodzić – wyjaśnia misjonarka i dodaje, że ten poród to było… jakby podziękowanie od Pana Boga, zwieńczające jej trzyletni pobyt w Tanzanii.
– A propos mężczyzn – dodaje moja rozmówczyni – w opisanym przypadku mąż czuwał przy budynku sali porodowej. Gdy z niej wyszłam i opowiedziałam mu o tym, co się wydarzyło, w jego oczach pojawiły się łzy wdzięczności. To jego „asante” (czyli dziękuję w języku suahili) stało się lekiem na całe moje zmęczenie. Nieraz zdarzało się, że ktoś przynosił w podziękowaniu np. kurę czy trochę ryżu. Ale tamto „dziękuję” było najpiękniejsze, bo wyrażało, że ten ojciec zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji i naprawdę mu zależało, by uratować te dzieci.
– Czyli spotkałaś mężczyznę pro-life? – pytam dzielną położną. – Tak! – odpowiada z przekonaniem osoba, która rękoma służy temu, co najbardziej kruche, ale jednocześnie najcenniejsze – ludzkiemu życiu.

2013-12-30 14:28

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

W okopach wiary, nadziei i miłości

Niedziela rzeszowska 3/2015, str. 6-7

[ TEMATY ]

misje

misjonarz

Archiwum ks. Józefa Treli

Ks. Józef Trela błogosławi związek małżeński

Ks. Józef Trela błogosławi związek małżeński

MARIAN SALWIK: – W jaki sposób trafił Ksiądz na misje w Kazachstanie?

CZYTAJ DALEJ

Włochy: Premier Meloni przyjęła kardynała Stanisława Dziwisza

2024-04-29 14:22

[ TEMATY ]

kard. Stanisław Dziwisz

Giorgia Meloni

W. Mróz/diecezja.pl

Kard. Stanisław Dziwisz w swoim rzymskim kościele tutularnym - Bazylice Santa Maria del Popolo

Kard. Stanisław Dziwisz w swoim rzymskim kościele tutularnym - Bazylice Santa Maria del Popolo

Premier Włoch Giorgia Meloni przyjęła w swojej kancelarii, Palazzo Chigi, kardynała Stanisława Dziwisza - poinformował rząd w poniedziałkowym komunikacie. Spotkanie odbyło się w związku z obchodzoną w sobotę 10. rocznicą kanonizacji Jana Pawła II.

Rząd w Rzymie podkreślił, że w czasie spotkania szefowa rządu i emerytowany metropolita krakowski wspominali polskiego papieża 10 lat po jego kanonizacji.

CZYTAJ DALEJ

Francja: siedmiu biskupów pielgrzymuje w intencji powołań

2024-04-29 17:49

[ TEMATY ]

episkopat

Francja

Episkopat Flickr

Biskupi siedmiu francuskich diecezji należących do metropolii Reims rozpoczęli dziś pięciodniową pieszą pielgrzymkę w intencji powołań. Każdy z nich przemierzy terytorium własnej diecezji. W sobotę wszyscy spotkają się w Reims na metropolitalnym dniu powołań.

Biskupi wyszli z różnych miejsc. Abp Éric de Moulins-Beaufort, który jest metropolitą Reims a zarazem przewodniczącym Episkopatu Francji, rozpoczął pielgrzymowanie na granicy z Belgią. Po drodze zatrzyma się u klarysek i karmelitanek, a także w sanktuarium maryjnym w Neuvizy. Liczy, że na trasie pielgrzymki dołączą do niego wierni z poszczególnych parafii. W ten sposób pielgrzymka będzie też okazją dla biskupów, aby spotkać się z mieszkańcami ich diecezji - tłumaczy Bénédicte Cousin, rzecznik archidiecezji Reims. Jednakże głównym celem tej bezprecedensowej inicjatywy jest uwrażliwienie wszystkich wiernych na modlitwę o nowych kapłanów.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję